Czy warto iść na "gównostudia"?

ATH i gównostudia? AHA. Jak ja zobaczyłam listę rzeczy jakie wymagają na tą uczelnie to moja reakcja była "i'm out". Jest to bardzo dobrze wyposażona uczelnia, zwłaszcza na kierunkach robotyka i informatyka - posiadają oprogramowanie warte ponad pół miliona złotych. Ja tam poszłabym chociażby dla samych drukarek 3D, na których drukowałabym swoje modele potworów i smoków (bo nie chce mi się ich ręcznie lepić :F)

Jeśli myślisz, że dasz tam radę to śmiało możesz próbować, ja odpadłam i poszłam do Cieszyna :P I tak w sumie nie było tam kierunku, który by mnie interesował.

Ale teraz kilka suchych faktów - pracodawców nie interesuje gdzie robiłeś studia tylko papierek, tytuł inżyniera/magistra no i przede wszystkim zainteresowanie tematem. Nawet doświadczenia nie wymagają bo POWAŻNE (słowo klucz) firmy i tak organizują szkolenia i przyuczenia dla nowych pracowników. Ja studiów nawet jeszcze nie skończyłam, a już biją się o mnie dwie firmy. Myślę więc, że nawet wartość iść na gorsze uczelnie, bo papierek zawsze jest taki sam. I pracodawcy już zdążyli się nauczyć, że ludzie po studiach tak szczerze to nic nie umieją, ale są na tyle inteligentni, że przeżyli owe studia, więc warto bardziej w nich inwestować niż w kogoś po zawodówce.

Nawet doświadczenia nie wymagają bo POWAŻNE (słowo klucz) firmy i tak organizują szkolenia i przyuczenia dla nowych pracowników.

Jest różnica między przyuczeniem kogoś, kto ma za sobą wiele godzin praktyki, a między przyuczeniem kogoś, kto przejechał studia na suchej teorii i tylko parę razy na zajęciach otarł się o praktykę. Poza tym z tego, co kojarzę, studiujesz zaocznie (popraw mnie, jeśli się mylę): jeżeli w takiej sytuacji nie dbasz o chociaż minimalne doświadczenie zawodowe czy udział w poważnych projektach, przy okazji pozwalając, żeby mamusia i tatuś opłacali studia, to faktycznie jesteś materiałem na pracownika, o którego warto się bić. W dodatku naprawdę rozbawiło mnie stwierdzenie, że wyznacznikiem renomy firmy jest zatrudnianie ludzi bez doświadczenia.

I pracodawcy już zdążyli się nauczyć, że ludzie po studiach tak szczerze to nic nie umieją, ale są na tyle inteligentni, że przeżyli owe studia, więc warto bardziej w nich inwestować niż w kogoś po zawodówce.

Aha, już widzę zakład, który woli zatrudnić mechanika po studiach, który nigdy nie pracował w zawodzie i właściwie nie zna niczego poza suchą teorią ("Ale ja mam dyplom! Dwie firmy się o mnie biły! Ja przeżyłem studia! Ja jestem lepszy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!111111111111111oneoneone") niż absolwenta zawodówki, który ma za sobą wiele godzin praktyki zawodowej. Serio nie wiem, na jakiej uczelni studiujesz i kto Wam wmawia takie bzdury.

FreeQ, zapominasz tylko o jednej rzeczy - są ludzie, którzy wolą zarabiać mniej, ale pracować w zawodzie, który ich pasjonuje, niż iść na jakiś kierunek "bo będzie praca" i potem męczyć się nawet za duże pieniądze. Zresztą nie jest też powiedziane, że po "gównokierunku" mało się zarabia. 

Błąd.

Są ludzie którzy świadomie rezygnują z zarabiania większych pieniędzy, bo tak jest im łatwiej i wygodniej (nie trzeba spędzać czasu na doszkalaniu, nauce trudnych zagadnień, na rozwoju, etc).

Całe to pieprzenie że "wolę zarabiać mniej", to już tylko wymówka dla braku ambicji i lenistwa.

Proszę tu o wpisanie się "wolę zarabiać mniej", każdego kto się z tym zgadza :)

Błąd.

 

Są ludzie którzy świadomie rezygnują z zarabiania większych pieniędzy, bo tak jest im łatwiej i wygodniej (nie trzeba spędzać czasu na doszkalaniu, nauce trudnych zagadnień, na rozwoju, etc).

 

Całe to pieprzenie że "wolę zarabiać mniej", to już tylko wymówka dla braku ambicji i lenistwa.

 

Proszę tu o wpisanie się "wolę zarabiać mniej", każdego kto się z tym zgadza 

Tak są tacy ludzie mam znajomego który skończył prawo i był radcą prawnym zarabiał całkiem niezłe pieniądze, ale po prostu rzygał pracą, miał ciągłe depresje aż coś w końcu w nim pękło, stwierdził, że trzeba zmienić swoje życie i zajął się tym co go najbardziej zawszę kręciło został kucharzem, pracował trochę w Polsce, a z 3 lata temu wyjechał do Chin i tam robi jako kucharz, nie zarabia kokosów, ale jak przyjeżdża do Polski na urlop to zupełnie inna osoba mega szczęśliwy, pozytywnie nastawiony do życia już snuję plany, że może za 5 lat wyjedzie do innego kraju i nauczy się nowej kuchni i tam będzie pracował. Znam parę osób które kończyły studia bo rodzice chcieli żeby poszli w ich ślady i mimo załatwienia pracy i dobrej pensji, nienawidzą swojej pracy każda godzinna w pracy jest dla nich męczarnią. I daję sobie rękę uciąć, ze większość osób będzie chciało zarabiać mniej i robić to co kocha w swoim życiu. Co do tematu jeśli kochasz to co robisz to po każdym kierunku znajdziesz pracę i po najgorszej uczelni jaka istnieje, ale musisz iść na studia z przekonania, a nie robić byle mieć papierek.

FreeQ, zapominasz tylko o jednej rzeczy - są ludzie, którzy wolą zarabiać mniej, ale pracować w zawodzie, który ich pasjonuje, niż iść na jakiś kierunek "bo będzie praca" i potem męczyć się nawet za duże pieniądze. Zresztą nie jest też powiedziane, że po "gównokierunku" mało się zarabia. 

Nie musisz się męczyć(znaczy na początku zazwyczaj trzeba się męczyć), w sumie jak masz kapitał początkowy nie musisz się nawet znać(od tego są inni ludzie). Możesz być prezesem który jest w firmie raz na jakiś czas by podpisać papierki a resztą zajmują się ludzie którzy się znają. Tylko to muszą być odpowiedni ludzie którym zależy, którzy wiedzą że właśnie TA firma daje im pieniądze na chleb który przynoszą do domu. Przykład.. znam osobę bardzo dobrze, bo to mój ojciec, który był trepem(wojskowym) kończył wyższą szkołę oficerską(kiedyś to było modne by piąć się wyżej). Obecnie prowadzi prywatne przedszkole i żłobek na 120 dzieci. On nie ma wykształcenia nauczycielskiego, nie zna metod wychowawczych, ani psychologi dziecięcej... a placówka ma najwyższą renomę w mieście i chociaż są państwowe placówki, rodzice wolą zapisywać dzieci do prywatnego żłobka i przedszkola. Ważne jest to by zatrudniać ODPOWIEDNICH ludzi.

Co do zarabiania mnie i pracowania w zawodzie. Zacznijmy od zarabiania mniej... ja uważam że powinno zarabiać się godnie/proporcjonalnie do pracy której się wykonuje. Co do zawodu... ok, to sprawa indywidualna, ale niech się nie dziwi ktoś kto skończył historię i ma mgr, bo się bardzo interesował średniowieczem i II wojną światową, że nie może znaleźć pracy... No bo gdzie? Nauczyciel? Trzeba mieć przygotowanie pedagogiczne to raz a dwa historii mało w szkołach.

Co do patrzenia na świstek uczelni z tym kompletnie się nie zgadzam. Może są firmy które nie patrzą gdzie kończyłeś studia, ważne że skończyłeś, obstawiam że po prostu są braki tych ludzi na rynku pracy dlatego się tak o nich "biją", ale jak ja pracowałem w firmie, osoby odpowiedzialne za zatrudnienie pierwsze co robiły patrzyły na to gdzie kończyły i z jaką oceną.

Szkolenia to swoją drogą, to już inwestycja pracodawcy w pracownika. Po co zatrudniać dodatkowego człowieka, skoro można wyszkolić tych co są??

Jest różnica między przyuczeniem kogoś, kto ma za sobą wiele godzin praktyki, a między przyuczeniem kogoś, kto przejechał studia na suchej teorii i tylko parę razy na zajęciach otarł się o praktykę. Poza tym z tego, co kojarzę, studiujesz zaocznie (popraw mnie, jeśli się mylę): jeżeli w takiej sytuacji nie dbasz o chociaż minimalne doświadczenie zawodowe czy udział w poważnych projektach, przy okazji pozwalając, żeby mamusia i tatuś opłacali studia, to faktycznie jesteś materiałem na pracownika, o którego warto się bić. W dodatku naprawdę rozbawiło mnie stwierdzenie, że wyznacznikiem renomy firmy jest zatrudnianie ludzi bez doświadczenia. 

 

Aha, już widzę zakład, który woli zatrudnić mechanika po studiach, który nigdy nie pracował w zawodzie i właściwie nie zna niczego poza suchą teorią ("Ale ja mam dyplom! Dwie firmy się o mnie biły! Ja przeżyłem studia! Ja jestem lepszy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!111111111111111oneoneone") niż absolwenta zawodówki, który ma za sobą wiele godzin praktyki zawodowej. Serio nie wiem, na jakiej uczelni studiujesz i kto Wam wmawia takie bzdury.

Jeśli firma pracuje w nietypowej branży to musi zrobić przyuczenie bo na studiach się tego nikt nie nauczy bo jakoś nie słyszałam o kierunku studiów "tester oprogramowania do sprzętu AGD".

Gdzie ja niby coś napisałam o zatrudnianiu ludzi bez doświadczenia? Ludzie po studiach mają dużą wiedzę, więc mają doświadczenie. Ogólnie tutaj chodziło mi o to, że na studia idą zwykle ludzie, którzy chcą się samodoskonalić, są ambitni - to dobre cechy dla dobrego pracownika, w którego lepiej zainwestować niż w jakiegoś "szaraka" po zawodówce, który po 3 miesiącach pracy uzna, że w sumie to za mało mu płacą a za dużo dają do roboty i generalnie to powinni mu płacić za sam fakt, że łaskawie idzie do pracy. I z takimi przypadkami się miało do czynienia. Natomiast student jeśli trafi do "pracy marzeń" to potrafi nieraz znosić gorsze warunki zatrudnienia, a jest efektywniejszy.

Co do zawodówki... Okej, jeśli ktoś naprawdę przykłada się tam do praktyk to będzie wartościowym pracownikiem, ale bądźmy szczerzy - większość osób idzie do zawodówki bo są zbyt mało ambitni i po prostu nie chce im się potem iść na studia. Oczywiście nie wszystkich tak trzeba oceniać bo chociażby mój ojciec jest po zawodówce i nie ma nawet matury (aczkolwiek jej zdanie raczej nie byłoby dla niego problemem) a ma własną firmę, która dobrze prosperuje. Ale tak jak wspomniałam wcześniej - takich ludzi jest mniejszość, reszta to ci, którzy nie maja pomysłu na to co chcą w życiu robić. Firma mojego ojca bierze na praktyki osoby z zawodówki i na własnych oczach możemy się przekonać jak większość z nich się do tego przykłada, więc coś na ten temat wiem ;) Raz się trafił bardziej ambitny, ogarnięty koleś to go ojciec od razu zatrudnił, z resztą niestety skończył współprace po etapie praktyk.

Tu już rozchodzi się głównie o mentalność ludzi, wedle zasady "krowa, która dużo ryczy mało mleka daje." Przecież tyle się słyszy jak to budowlańcy/inni pracownicy fizyczni narzekają na warunki pracy, ale żeby zainwestować w siebie i pójść nawet na jakieś szkolenie/kursy podnoszące kwalifikacje to już nie ;) No i prawdą jest, że duże zarobki to zwykle duża odpowiedzialność i niektórzy wolą zarabiać mniej i mieć święty spokój.

Są ludzie którzy świadomie rezygnują z zarabiania większych pieniędzy, bo tak jest im łatwiej i wygodniej (nie trzeba spędzać czasu na doszkalaniu, nauce trudnych zagadnień, na rozwoju, etc).

 

Całe to pieprzenie że "wolę zarabiać mniej", to już tylko wymówka dla braku ambicji i lenistwa.

Tak może napisać tylko osoba, dla której największą wartością w życiu są pieniądze. Jakiś czas temu dostałam ofertę dodatkowej pracy, swoją drogą zgodną z moimi zainteresowaniami i branżą, w której obecnie pracuję. Gdybym ją przyjęła, zarabiałabym mnóstwo pieniędzy, które umożliwiłyby mi bardzo komfortową realizację baaardzo drogiego hobby. Tylko wtedy nie miałabym wolnych wieczorów ani weekendów, więc musiałabym całkowicie zrezygnować z grania czy chociażby czytania książek. Odmówiłam, bo moje zdrowie, również psychiczne, jest dla mnie ważniejsze niż kupa zer na koncie.

Nie musisz się męczyć(znaczy na początku zazwyczaj trzeba się męczyć), w sumie jak masz kapitał początkowy nie musisz się nawet znać(od tego są inni ludzie). Możesz być prezesem który jest w firmie raz na jakiś czas by podpisać papierki a resztą zajmują się ludzie którzy się znają.

Tylko że zapominasz, że są też ludzie, którzy nie lubią piastować kierowniczych stanowisk i o wiele bardziej wolą być jednym z wielu "małych żuczków" w firmie niż prezesem czy dyrektorem, nawet jeśli to inni pracują za nich. Mnie nie przeraża bardziej odpowiedzialne stanowisko, ale mam znajomą, która najbardziej lubi pracować po prostu na taśmie produkcyjnej. I tacy ludzie też są przecież na rynku pracy potrzebni.

Jeśli firma pracuje w nietypowej branży to musi zrobić przyuczenie bo na studiach się tego nikt nie nauczy bo jakoś nie słyszałam o kierunku studiów “tester oprogramowania do sprzętu AGD”.

Są kursy dla testerów oprogramowań, więc można chociaż w części przyuczyć się do zawodu wcześniej.

Ludzie po studiach mają dużą wiedzę, więc mają doświadczenie.

Ogólnie tutaj chodziło mi o to, że na studia idą zwykle ludzie, którzy chcą się samodoskonalić, są ambitni

Tak było za czasów naszych dziadków. Obecnie uczelnie i uniwersytety to najczęściej wylęgarnia przyszłych bezrobotnych (może za wyjątkiem takich kierunków jak medycyna, prawo ze znajomościami czy specjalistyczny kierunek inżynieryjny) i nie ma znaczenia, czy studiujesz na Wyższej Szkole Gotowania Makaronu w Koziej Wólce czy na Uniwersytecie Warszawskim. Znam takich absolwentów najbardziej "elitarnych" polskich uniwersytetów, którzy mają problemy z dodawaniem w zakresie stu i jeszcze kilkanaście lat temu nie dostaliby się nawet na PWSZ, a dzisiaj dumnie dzierżą dyplom i dziwią się, że nie ma dla nich pracy.

w którego lepiej zainwestować niż w jakiegoś “szaraka” po zawodówce, który po 3 miesiącach pracy uzna, że w sumie to za mało mu płacą a za dużo dają do roboty i generalnie to powinni mu płacić za sam fakt, że łaskawie idzie do pracy

Tak, bo absolwenci wyższych uczelni to wzór pracowniczych cnót wszelakich. Wykładowcy podają im chyba te cnoty zmieszane z Vibovitem do picia podczas każdego porannego kolokwium i to właśnie dzięki temu taki magister czy inżynier jest pracowity, ambitny, zdyscyplinowany i nigdy nie spóźnia się do pracy. Nie to co jego plebejscy koledzy z zawodówki, a fe!

Natomiast student jeśli trafi do “pracy marzeń” to potrafi nieraz znosić gorsze warunki zatrudnienia, a jest efektywniejszy.

A jeśli moją pracą marzeń jest robienie paznokci w salonie kosmetycznym? Mam iść na studia, żeby dostać ten Vibovit z cnotami, bo jak nie pójdę, to będę na sto procent leniwą i mało ambitną wywłoką?

o do zawodówki… Okej, jeśli ktoś naprawdę przykłada się tam do praktyk to będzie wartościowym pracownikiem, ale bądźmy szczerzy - większość osób idzie do zawodówki bo są zbyt mało ambitni i po prostu nie chce im się potem iść na studia.

Rynek pracy jest już od dawna przesycony absolwentami szkół wyższych. Po kiego grzyba na siłę pchać na nie kogoś, kto na nie iść nie chce, ma inne plany życiowe (chce pracować jako mechanik czy leśnik) lub się na nie zwyczajnie nie nadaje? Żeby jakaś randomowa dziewczyna z netu mogła go na forum o grach nazywać nadczłowiekiem?

A może tak raz na zawsze skończymy z powtarzanym od dekad kłamstwem, że studia to jakieś przyuczenie do zawodu? Poza bardzo specyficznymi kierunkami takimi jak medycyna, to wierutna bzdura. Studia powinny służyć pogłębianiu zainteresowań, poszerzaniu horyzontów i rozwojowi jako takiemu, a nie nauce zawodów. Mi w dzieciństwie powtarzano, że "idź na studia, będziesz miał dobrą pracę" z tym, że ta rada ciągnie się za nami, i jak widać również młodszymi pokoleniami, od czasów, gdy miała jeszcze sens. Teraz nie ma, bo studia przestały być wysiłkiem. Dyplom można wybłagać albo nawet kupić, przez co totalnie stracił na wartości. Nadal jest oczywiście wymagany w instytucjach państwowych i niektórych biznesach, ale imho to albo również znak wtórowania przestarzałym wzorcom, albo wyznacznik tego, że absolwentowi uczelni "będzie/chciało się" bardziej niż maturzyście.

Studia (poza wymienionymi wyżej przykładami) nie przygotują Cię do powiązanego zawodu, dlatego najlepiej skup się po prostu na tym, co Cię interesuje lub ewentualnie, co robisz dobrze, bo jest szansa, że jedno zaprowadzi do drugiego i jako pasjonat będziesz w stanie wyciągnąć satysfakcję i pieniądze nawet z najbardziej niszowej branży. Jeżeli zupełnie nie wiesz, co chcesz robić, to zadaj sobie pytanie, jak duże znaczenie mają dla Ciebie pieniądze. Tylko wtedy patrz na to, na co jest zapotrzebowanie na rynku pracy. Przygotuj się do myśli, że być może ugrzęźniesz w robocie, która Ci nie odpowiada, ale do czasu odnalezienia siebie będziesz chociaż miał co robić. Jeżeli natomiast pieniądze nie mają dla Ciebie aż takiego znaczenia, to po prostu idź do pracy. Studiowanie dla studiowania nie ma sensu. Możesz oczywiście przebimbać, przedłużyć sobie dzieciństwo, itd, ale rok zastanawiania się i jakiejkolwiek pracy zawodowej będzie zawsze bardziej wartościowy, niż zastanawianie się przez rok na studiach, które Cię nie interesują i z którymi nie możesz wiązać przyszłości.

Jeśli będziesz robić coś naprawdę dobrze, to prędzej, czy później zarobisz na tym niezłą kasę. Głównym czynnikiem są twoje umiejętności i zapotrzebowanie, które w każdej branży jest inne. Stąd też początkujący programista, o wiele szybciej znajdzie pracę, niż początkujący archeolog.

Witam, w tym roku zdałem maturę dość przyzwoicie, jednak na studia typu UJ, Wrocław i na inne tego typu tzw. "prestiżowe" uczelnie, nawet nie startowałem, bo było mi szkoda kasy na opłaty rekrutacyjne, wiedząc, że i tak nie mam pewności się dostać. A więc postanowiłem poczekać, przemyśleć to i owo, no i trochę wyluzować po Niagarze stresu jakim była matura (ale i tak nic nie przebije egz. kat. B.) Niedawno zobaczyłem, że w mieście 30 km obok mnie czyt. Bielsku-Białej, na ATH, które w opinii wielu jest postrzegana jako gównostudia. jest prowadzony nabór dodatkowy, więc czemu by nie spróbować, pomyślałem, i tu rodzi się proste pytanie: -Czy warto? Czy jeśli będę się systematycznie uczył, to czy mi się to przyda kiedykolwiek? Mówię tu kierunkach: TRANSPORT, AUTOMATYKA I ROBOTYKA I BUDOWNICTWO. Nie chcę tutaj żadnych morałów czy czegoś w tym stylu, chcę tylko poznać opinię starszych i bardziej doświadczonych wiekiem :) . Nie interesuje mnie także to sławne "życie studenckie", ponieważ wizja chlania non-stop jest nie dla mnie.