Problem jest nie tyle z rodakami co z gildiami jednej narodowości. Znajomy z hiszpanii też mówi że 95% hiszpańskich gildii to porażka. Co tu dużo mówić - ludzie czują się pewniej w swoim języku i zaczynają się dramy, kłótnie, wyzwiska.
Czy da się znaleźć dobrą polską gildię? W tych bardziej popularnych tytułach jak najbardziej. Jak np w Black Desert wprowadzili nowe, trudne, drużynowe spoty to aż miło było patrzeć jak ludzie z gildii się zbierali razem. Spot na 260 powera, a ty masz tylko 257? Spoko, chodź z nami. Masz tylko 249 powera? Cho do nas, mamy w party gracza z 270 powera więc się jakoś wyrówna. I nikt nie jęczał że to niesprawiedliwe, czy niewydajne, każdy jarał się nowym contentem. Jak widać polacy też potrafią być uczynni i pomocni
W neverwinterze też byłem w jednej polskiej gildii przez 4 lata. Codziennie wieczorem gildyjne smoki… gdzie działa się prawdziwa magia. Smoki nie były obowiązkowe, nikt nikogo nie ścigał, co najwyżej przypomnienie na czacie gildyjnym w razie gdyby ktoś chciał iść, a stracił poczucie czasu. A zawsze na tych smokach mieliśmy ponad 50 graczy. Zazwyczaj ciężko ludzi razem na coś zebrać xD.
Albo inna sytuacja : byłem tam głównym healerem, po jakimś większym patchu wraz z drugim głównym healerem rozkminialiśmy razem nasze buildy i by nie blokować głównego kanału szybko przeszliśmy na kanał niżej. 5 minut później z 20 osób dołączyło do nas. Czemu? Część bo miała alty-healerów, ale większość nie. Dołączyli tylko po to by posłuchać naszych rozkmin xD. Ale coś w tym jest, bo też lubiłem słuchać rozkmin np rangerów mimo że nigdy żadnym nie grałem xD. A parę dni po tym na smokach zebrało się z kilka setek osób (gildia, sojusz, przyjaciele gildii/sojuszu - 97% polacy, paru przyjaciół z zagranicznych gildii), co mnie zaskoczyło i zacząłem się pocić że coś przegapiłem, jakieś zebranie czy nowego bossa, czy coś. Lider gildii wchodzi na podest w naszym zamku i na czacie w grze dziękuje wszystkim za przybycie. Potem prosi mnie bym do niego dołączył, więc podszedłem. A on wtedy mówi że wszyscy tu obecni złożyli się i mają dla mnie prezent. I daje mi artefakt wart tyle że bym na niego zbierał z pół roku. Nie był to byle jaki artefakt, a ten który rozkminiłem że byłby dla mnie najlepszy i autentycznie zbierałem diamenty do kupna.
W tym momencie mnie zatkało. Tyle osób zebrało się razem, poświęciło swój czas bez wymiernych korzyści. Jak mi potem ludzie opowiadali to zbieranie datków nie było trudne, nigdy nikogo nie zwyzywałem, zawsze pomagałem jak tylko mogłem itd. I ponoć wszyscy zajarali się pomysłem niespodzianki.
Wszystkim tak się to spodobało, że aż stało się to tradycją sojuszu by co jakiś czas wybrać jakąś osobę do zrobienia jej niespodzianki. I nie byli wybierani tylko healerzy/tankerzy, ale i dps’i. Nie miało znaczenia jak kto grał, liczyło się zachowanie - to czy pomagasz innym, czy idzie z tobą pogadać itd. I wyobraźcie sobie, że na 30 takich niespodzianek NIKT nie marudził “eee, on/ona nie zasługuje na to”, albo “to ja powinienem zostać wybrany”. To samo z datkami : każdy dorzucał co mógł, nie było wymogu czy piętnowania jak nic nie dałeś albo dałeś mniej (dlatego też zawsze mówiono “prezent od nas tu zebranych”).