Pod uwagę nie wziąłem PŁATNYCH MMORPG, takich jak RIFT oraz Star Wars: The Old Republic. DC Universe Online jakoś nie znalazło mojego uznania, a Age of Conan i inne Freemiumy wyszły przecież znacznie wcześniej.
10.
Zaczynamy od szalonego, kolorowego, dziecinnego (tylko z pozoru) MMOTPS, który „sprzedał się” znakomicie. Tym większe brawa, że dzień premiery MicroVolts wyznaczono na ten sam okres, w którym wychodziło Forsaken World, a jednak udało się mu wyjść obronną ręką i zdobyć swoich, oddanych fanów. I to właśnie brak realizmu i lekki „crazy” jest chyba motorem napędowym całej strzelanki. Walczymy przecież na rzeczywistych mapach (pokój dziecinny, szachownica itp.), ale wszystko z perspektywy małych ludków, więc zabawa jest przednia.
Brawa dla twórców, że nie poszli na łatwiznę i stworzyli własny, unikatowy styl strzelania, przez co na początku będziemy obrywać baty od innych, ale później, gdy poznamy wreszcie zasady i sposób „targetowania”, to my staniemy się bezlitosnymi annihilatorami.
9.
Równie dobrze mógłbym umieścić Forsaken World w TOP10 Najgorszych 2011 roku i raczej nikt nie miałby większych pretensji. Sam na początku należałem do takich osób, ale wszystko się zmieniło, gdy osiągnąłem wyższy poziom. Wtedy jakoś quest-grind staje się nawet przyjemny, a wspólne wypady na dungeony (z klanem) lub bawienie się w PK’owanie noobków to kwintesencja zabawy. Oczywiście, że FW nie jest unikatowym MMORPG, ale daje frajdę, daje zabawę, a przecież o to chodzi w tego typu grach. Należy mu dać jednak „drugą szansę” i nie usuwać – zbyt pochopnie – z dysku twardego, bo zostaniemy mile zaskoczeni.
8.
Umieszczam go tylko dlatego, żeby oddać pokłon całemu zamieszaniu towarzyszącemu premierze (tej południowoazjatyckiej, czyli globalnej) gry. Nie ma wątpliwości, że to właśnie Dragon Nest SEA stał się najpopularniejszym MMORPG w tym roku, co było z resztą widać nawet po kilku tygodniach od początku Open Bety, kiedy na wejście na serwer trzeba było czekać do kilku minut. Nawet nasz serwis dał się porwać temu szaleństwu. Przecież każdy news, gdzie w tytule było „Dragon Nest” dawał kilkanaście tysięcy wyświetleń i setki komentarzy.
Osobiście, większych emocji nie poczułem, chociaż wciąż jest to solidny, dopracowany MMORPG, który wprowadził w non-targetowe dungeony nieco świeżości… i kolorów. Bo niby jest to kreskówkowa gra, ale stworzona w taki sposób, żeby bawić, a nie słodzić.
7.
Nie byłem przekonany do tej gry. I nie dlatego, że jest to science-fiction, tylko dlatego, że odpowiedzialnośc za Black Prophecy spadła na gamigo, znaną firmę, ale nie z powodu swoich dokonań, a raczej z powodu masowego wydawania crapów. Cieszę się jednak, że broda (broda81) opowiedział mi kiedyś o tym MMO w samych superlatywach, przez co postanowiłem dać szansę „Czarnemu Proroctwu”. I nie zawiodłem się, bo BP to taki EVE Online, z wieloma funkcjami, misjami, walkami też. Owszem, ktoś z boku może powiedzieć, że to tylko latanie przez kosmos, rozbudowa statków i współzawodnictwo. Zgodzę się, ale jeśli dołączymy do tego niesamowitą oprawę graficzną i ten „czarny” klimat, to wyjdzie niezła, jadalna papka. Polecam!
6.
Chyba największe zaskoczenie ostatnich 12 miesięcy, bo mało kto spodziewał się, że azjatycki, niczym wyróżniający się MMORPG, potrafił będzie przyciągnąć tylu graczy. Większości, Dragona przypomina Aiona, ja raczej skłaniałbym się do mniej renomowanych tytułów, co nie zmienia jednak faktu, że gra się naprawdę fajnie. Może to zasługa transformacji w Dragonlordy, może duża ilość ras i klas postaci, a może po prostu prostych, przejrzystych zasad, które sprawiają, że nie potrzeba zbyt dużych nakładów inteligencji (wiem, jak to brzmi), aby zrozumieć funkcjonowanie Dragona.
5.
Z0nk. Myśleliście pewnie, że jak guru pocina w War of the Immortals dzień w dzień, to bez żadnego skrępowania umieści ten tytuł na pierwszym miejscu. Owszem, bardzo fajnie się gra, ale nie ukrywajmy, w tym roku wyszło kilka, lepszych MMORPG’ów, które biją WOI pod względem grywalności, wydawcy, no i rewolucyjności. Tak jak wspomniałem w recenzji (dla tych, którzy jeszcze nie przeczytali, proszę: ), brakuje tutaj świeżości i innowacyjnych rozwiązań względem WOI. Dwie nowe klasy i zmienione mapy to za mało, by czuć się „nowym” tytułem.
Ale nawet, gdy wciąż jest to zmodernizowany Battle of the Immortals, to i tak zasługuje na miano jednej z najlepszych gier tego roku. Przypominam, że to właśnie prequel wygrał w ubiegłym roku ten właśnie plebiscyt. A potencjał pozostanie potencjałem…
4.
Frogster powinien uczyć się od Hellgate, co to znaczy określenie „hack’n’slash MMO”. To właśnie tutaj przekonamy się na własnej skórze, jak motonnny, powtarzalny potrafi być grind potworków. A jest ich naprawdę cała masa, przez co na pewno nie zabraknie tzw. mordobicia. Ale gierkę umieszczam tu z innego powodu… z powodu klimatu, który naprawdę potrafi wciągnąć. Chodzi mi o ponury, opuszczony, wręcz nawiedzony Londyn, gdzie od pierwszej minuty czuć przenikający „strach” i odosobnienie. No, ale trudno się dziwić, bo pierwsze kilkadziesiąt poziomów pokonamy solo, a jedyne osoby zobaczymy w „bazach”, pełniących tutaj rolę miast. I to właśnie do słabej integracji miałbym jedyne zastrzeżenie. Reszta systemów wręcz wzorowa.
3.
Haha, większość z was zadaje sobie pewnie teraz pytanie: „czym do cholery Dungeon Blitz?”. Odpowiadam: za***istym, minimalistycznym, przeglądarkowym, prostackim, ale przede wszystkim MEGA GRYWALNYM tytułem. Objawia się to nieskomplikowanymi zasadami; idź przed siebie, zabijaj potwory, wejdź do zamku, pokonaj bossa, wyjdź, oddaj questa… i tak dalej. W wyśmienitej zabawie nie przeszkodziły mi nawet zbytnie, no dobra, ogromne ograniczenia dla free-graczy. Nie dość, że nie możesz ubrać lepszych przedmiotów, to bardzo szybko skończy Ci się „darmowa” ścieżka, przez co staniesz przed dylematem: płać albo sp***rzaj. Ja wybrałem to drugie i nie żałuję. Bo wszystkie godziny spędzone z Dungeon Blitz były na wagę złota. I to wcale nie jest żart.
2.
To nie Dragon Nest i to nie Vindictus sprawiły, że uwierzyłem (na nowo) w instancjonowane MMORPG’i (takie, w których akcja dzieje się w dungach). Tym czymś był Rusty Hearts, fenomenalnie wykonany z jeszczcze lepszą komiksowo-mangową oprawą graficzną. Ale jeśli miałbym postawić tylko jeden plus, to powędrowałby on… do fabuły. Infantylna, troszkę romantyczna, ale przede wszystkim humorystyczna historia o miłości pół-wampira do pewnej kobitki. A rozmowy pomiędzy głównymi bohaterami, to już prawdziwy majstersztyk dialogowy. Nie brakuje tutaj zarówno sarkazmu, jak i przesadzonej czułości.
Jest to też jeden z niewielu MMORPG, w którym wciskanie 12322a34535357567234113123 na niewiele się zda. Potrzebny jest styl, niekiedy poprzedzony wieloma godzinami treningów i opanowania stylu. Dlatego noobków szybko się znudzi Rusty Hearts, kiedy zobaczą, ile pkt. dostają za kolejne dungi…
1.
Do czego to doszło, żeby guru umieszczał „słodkiego” MMORPG na najwyższym stopniu podium 2011 roku. A jednak. Eden Eternal okazał się wspaniałym, tak, tak, nie boję się użyć tego słowa MMORPG’iem. Nie wiem, czy to przez multiklasowośc postaci, czy naprawdę dużą grywalność, ale coś w tym musiało być. Cieszy też powstawa AeriaGames, która w końcu zakupiła prawdziwego hita, a nie kolejnego przeciętniaka, bo tych drugich w ofercie firmy jest przecież od zasrania i jeszcze więcej. Ale nie ma co narzekać, bo amerykańskie studio dwoi się i troi, żeby przynajmiej raz z miesiącu wprowadzić na serwery jakiegoś większego update’a. Jeśli nie z nową rasą, to z nowymi mapami i tak dalej.