Jaki jest kraj pochodzenia twórców Army Rage? Gdzieś w Azji, to na pewno – głośne komunikaty w stylu „Head Shot!” albo rzucone od niechcenia „Bang Bang” przy ciskaniu granatem, oraz nazistki z ogromnymi… walorami estetycznymi, bardzo wyraźnie wskazują na kiczowatość wschodu. Szukajmy zatem dalej: jaki kraj może mieć od małego narzucaną ślepotę na świat zewnętrzny i przekonywanie wszystkich dookoła, że to co jest dla nich fajne, jest takie również i dla reszty świata – krąg zamyka się do paru państw. Nie przedłużając dalej moich osobistych wywodów (boję się o problemy związane z „poprawnością polityczną”) chodzi o Chiny, dlaczego? Bo tylko tam, mógł powstać twór tak kiczowaty, tak zacofany a jednocześnie tak stawiający na zysk i sukces. No, to teraz „posłodzimy” sobie troszkę na temat Army Rage.
- Azjaci znów atakują:
Na podstawie moich doświadczeń z taką abominacją jak Karma Online, podszedłem do Army Rage z nastawieniem, że nie ujrzę w tej grze nic cudownego – nie myliłem się. Panowie odpowiedzialni za Karmę przekonali mnie, że azjaci nie powinni się brać za shootery w tematyce Drugiej Wojny Światowej, natomiast ich skośnoocy pobratymcy (mam tu na mysli twórców „Wojskowego Szału”) utwierdzili mnie tylko w tym przekonaniu.
Jest tego tak dużo, że nawet nie wiem od czego zacząć.
Rozpocznijmy zatem wywód na temat tego crapu, od oprawy audiowizualnej. Cały czas miałem wrażenie, że skądś kojarzę tę muzykę z menu, nie wiem czy była już użyta w innym MMO – bądź co bądź nie pasuje do tej gry, strasznie mi przypominała kawałki, które mieliśmy okazję słyszeć np. w Archlordzie, podczas przebywania w mieście. Poza samą muzyką, dźwięki podczas rozgrywki były po prostu torturą dla mych uszu. Momentami zastanawiałem się czy mój komputer doznaje jakichś zwiech na tle dźwiękowym, czy po prostu paru panów postanowiło, że zaczną strzelać w tym samym momencie.
Grafika? Proszę was, ta gra byłaby hitem w 2006 roku z tą oprawą graficzną. Najstarszy człowiek świata zapewne ruszałby się płynniej na parkiecie niż postacie w tej grze. Zastanawiam się czy animacje były zrealizowane przez kogoś kto siedzi w tym fachu dłużej niż parę miesięcy. O teksturach i modelach nawet nie chcę mi się wspominać, bo wyglądają okropnie – ogółem to podsumowaniem grafiki w tej grze jest pierwsze moje zdanie na ten temat, resztę da się zobaczyć na screenach czy też filmikach.
- Aryjskie piękności? Tylko na reklamie!
Hej, pamiętacie poziom realizmu w Karmie? Tutaj jest niewiele lepiej! Przynajmniej nie spotykamy na polu bitwy wyuzdanych nazistek z ogromnym dekoltem. Twórcy zrekompensowali nam brak płci pięknej takimi smaczkami jak: Walczących ramie w ramię Rosjan z Amerykanami na jednym polu bitwy, czy też (nie, nie jestem rasistą) panów z białą skórą z tymi o nieco ciemniejszej karnacji – w czasach gdy segregacja rasowa była na porządku dziennym. Już nawet nie wspominam o realistyce w kwestii wyposażenia postaci, bo to w MMOFPSach jest na porządku dziennym (Niemcy biegający ze słynnym „BARem” *facepalm*).
Tak wygląda mapka Snipe-Only.
- A może jest iskierka nadziei?
Gameplay jeszcze jako tako dycha i stara się wygrzebać całą grę spod gruzu kiczowatości i ogólnego syfu jaki prezentuje sobą ta gra. Jest dynamiczny, ale można się także spokojnie ulokować w jednym miejscu i zabawić w snajpera – chociaż nie powiem, bo czasami rozgrywka przeradza się w czystą rzeź, bez ładu i składu.
Ciekawym rozwiązaniem jest podzielenie Team Deathmachu na parę sekcji „Special”, czyli mecze z dozwolonym nożem, pistoletem lub karabinem snajperskim jako jedyną możliwą bronią. Reszta trybów gry niczym nowym was nie zaskoczy (Jeszcze ten „Blitz mode” żywcem zerżnięty z Bad Company).
W Army Rage mamy dostęp do kilku rodzajów pojazdów, te również nie oszałamiają. Walka czołgiem mimo, że daje ogromną przewagę nad wrogiem, często bardziej męczy. Uwierzcie mi, mimo pozorów czołgi nie są tak powolne jak mogłoby się wydawać, niestety nasi azjatyccy przyjaciele myślą inaczej. W niektórych maszynach pewne elementy skutecznie zasłaniają pole widzenia, co oczywiście bardzo, bardzo przeszkadza podczas zabijania wrogów.
Niestety, jak już wiemy ta gra jest pełna wad, ale te są chyba jednymi z najbardziej istotnych.
Pomijając tandetny (aż pachnie Chinami) dźwięk i grafikę, oraz kiczowatość, ta gra miała by może jakieś szanse na szczątki popularności. A niech mi tam, wybaczyłbym nawet małą zawartość sklepu z wyposażeniem i bronią (zakładam, że w miarę rozwoju, twórcy dodawali by ich po prostu więcej). Ale jak to mówią „Life is brutal” – wystarczy jak napiszę „płacisz to wygrywasz”. Ludzie, którzy nie żałują pieniążków na granie, będą mieli szybszy dostęp do przedmiotów, a także do takich gadżetów, których nie kupimy za walutę w grze. Do takich „itemków” zaliczają się np. kamizelki kuloodporne, które zwiększają naszą ilość punktów życia, czy też hełm, który absorbuje jeden strzał w głowę (tak, te strzały, które trafiają w dyńkę bez hełmu skutkują natychmiastowym zgonem) co jest okropnie wpieniające podczas gry.
Następną sprawą, która wręcz gryzie w oczy jest niedorobienie tej gry. Często występujące błędy takie jak zapadanie się pod podłogę, czy też ujrzenie imienia wroga, który przewinął się ścianę obok nas. Niektóre wkurzają, inne śmieszą, tak jak np. latające zwłoki po serii z pistoletu maszynowego. Bądź co bądź, wciąż jest ich za dużo.
Łiiii, latające zwłoki.
- Czy ja naprawdę wspominałem coś o nadziei? Ah, ta naiwność:
Sumując Army Rage to nic innego jak kolejna próba zalania europejskiego rynku kiczowatym tworem, który nie wnosi nic innowacyjnego do gatunku, który reprezentuje, oprócz masy błędów, powtarzania schematów z innych gier, oraz stawianie na zysk i poklask ze strony graczy.
Już dawno nie miałem okazji grać w tak kiepską produkcję i naprawdę nie polecam jej nikomu, TYM BARDZIEJ fanom tematyki Drugiej Wojny Światowej, oj zawiedli by się oni okropnie na pomysłowości panów z krain orientu.
1/6
Zastanawiałem się czy dać 2 za gameplay, ale ta gra naprawdę na to nie zasługuje.
Fuksiasty.