Wszyscy doskonale wiedzą, skąd pochodzą te screenshoty i te wrażenia, ale po co głośno o tym mówić o szerzyć „piractwo”, prawda? Chcę wam tylko przedstawić moje, osobiste spojrzenie na Blade & Soul, tylko tyle.
Przy okazji wiem, że większość userów tego portalu widziała B&S tylko na gameplay’ach i nie mają pojęcia o in-game’owych systemach, więc wrażenia mogą spełnić także rolę edukacyjną. Lepiej być przygotowanym i wiedzieć, co w niedalekiej przyszłości znajdziemy w anglojęzycznej wersji gry.
Wrażenia będą w formie screenshotowo-opisowo-subiektywnej, tak dla przypomnienia. To tyle – jedziemy z koksem.
Mówiłem już, że Blade & Soul to dziwny MMORPG? Chyba tak, ale potwórzę raz jeszcze – dziwny. Wszystko przez to, że przez jakiś czas mamy do czynienia prawie… IDEALNYM tytułem, ale za parenaście minut wszystko zmienia się o 180 stopni i powracamy na ścieżkę „normalności” i wszechobecnego grindu. Ale po kolei…
Normalny ekran logowania, tworzenie postaci, wybór postaci przypisanej do jednej z czterech ras: Jin, Gon, Lyn lub Kun. Decydujemy się między Destroyer, Kung-Fu Master, Force Master, Blade Master oraz Assassin. Nie ma możliwości customizacji postaci, wybieramy jedynie okienko z odpowiednią fryzurą, sylwetką i twarzą bohatera. Aha – w B&S istnieje gender-locking, czyli konkretna klasa jest przypisana do konkretnej płci.
Wchodzimy do gry. Wita nas fajny trailer… i fajne questy – na razie. Mamy poszukać i założyć odzienie, znaleźć drewno do ogniska, obudzić jakiegoś koleżkę, czy odwiedzić z NPC’kiem jednego z kompanów. Później nauka umiejętności, dzięki której biegać sprintem i wykonywać akrobatyczne piruety. Tutaj się zatrzymajmy, bo…
Bo jest to jeden z absolutnie najlepszych elementów w grze. Teleportów praktycznie nie mamy, wszystko robimy „z chodu”, ale jest to tak przyjemne, tak szybkie i dające tyle przejemności zajęcie, że od razu przypomniał mi się 9Dragons i odległości, które przemierzaliśmy przy użyciu podobnego skilla. Naprawdę, nie zdajecie sobie sprawy, ile przyjemności daje takie bieganie.
Wracamy z mojego zachwytu i udajemy się do trenera, która krok po kroku uczy nas atakowania. No właśnie, tutaj dziwność Blade & Soul objawia się najbardziej, bo bijemy miksem systemu point’n’click z NON-TARGET. Niby mobka zaznacza nam prawie automatycznie i ze skilli strzelamy używając 1-2-3, to jednak istnieje celownik na środku ekranu, którym musimy nacelować, żeby przeciwnik oberwał po głowie. I najważniejsze – musimy się cały czas ruszać, unikać, atakować, bo inaczej szybko zostaniemy z kilkoma punktami HP. Jest to tak dynamiczne, że nawet TERA Online wydaje się być mega wolna w porównaniu co widzimy w produkcie NCSoft. Wielkie brawa dla producenta, bo połączył to, co stare, z nowoczesnością i wyszło mu to znakomicie. Krótko mówiąc, B&S posiada najlepszy system castowania skilli i atakowania, jaki widziałem i jaki grałem.
Gdy już się nauczymy, wejdziemy na górkę, zobaczymy wspaniały, szczegółowy, ogromny świat, który jeszcze raz potwierdza, że na Unreal Engine 3 da się stworzyć pięknie wyglądające światy i super zoptymalizowane. Screeny były robione na maksymalnych ustawieniach i średnio miałem 20-40 FPS, co jest b.dobrym wynikiem na moim Core2Duo 5,2 GHZ, 3 GB ram i 9600 GT.
I to, co mówiłem 1,5 roku temu o Blade & Soul, że NCSoft stawia na artyzm i wierne odwzorowanie Starożytnych Chin – potwierdziło się. Piękne stroje, piękne krajobrazy i charakterystyczne osady z charakterystyczną architekturą. Już teraz jest to najlepszy, ORIENTALNY MMORPG, a nie zapominajmy, że to bardzo okrojona wersja.
Przechodzimy do sedna, czyli paradoksalnie… fabuły. Może i jest nieco przewidywalna i lekko mówiąc - głupia, ale nie to się liczy tylko cut-scenki, pięknie wykonane, których przez pierwsze pół godziny grania będzie przynajmniej kilka. I to nie 10-20 sekundowych, tylko trwających nawet kilka minut. I po co czytać quest-logi, gdy można obejrzeć tę historię na żywo i od razu wiedzieć, z czym, jak i dla kogo będziemy walczyć przez następne miesiące. Zostajemy pochłonięci wydarzeniami, które odbyły się na naszych oczach, ale też brutalnie potraktowani, by na końcu zostać uratowanymi przez marynarzy. Nie chcę zdradzać szczegółów, bo musicie to przeżyć na własnych oczach.
I tutaj zaczynamy nowe życie, w nowej lokacji, z nowymi wyzwaniami. Niestety, w tym momencie Blade & Soul przestaje być najwspanialszym MMORPG i staje się kolejną grindówką, ale wciąż ładną i wciągającą grindówką. Niemniej, zaczyna się chodzenie z jednego NPC do drugiego, by pokonać parę krabów, porozmawiać z Miss Osady i pozabijać bandytów nękających miasteczko.
Dalej jednak questy są nieźle pomyślane np. zadanie z zabiciem mobka, wzięciem jego ciała na ręce… i wrzuceniem truchła do ogniska, by jego duch .
Zwróćmy też uwagę na zmieniajacy się krajobraz (raz plaża, las) oraz… „dungeony”, które znajdziemy co kilkaset metrów. Są to zwyczajne jaskinie, pełne niebezpieczeństwa, ale standardowych mobków, z których w każdym momencie możemy wyjść. Szkoda tylko, że zadania stają się coraz nudniejesze i gorsze: zabij 15 mobów, znajdź 8 przedmiotów itp. d*pa.
Nie zapominajmy o leczeniu, które jest tutaj wkurzające, ale realistyczne. By uzupełnić sobie punkty życia np. bułeczką, to musimy przestać walczyć, być bezpiecznym, usiąść i takim sposodem uzupełnić HP.
Takim sposobem dochodzimy do 6 lvl i chyba czas zakończyć pierwszą część wrażeń z Blade & Soul. Co prawda, mam już 13 lvl, ale opisywanie all za jednym razem zajęłoby mi z 4000 słów i nie każdy by pewnie przeczytał całość.
Oh, prawie bym przegapił najlepszy element gry. Nie jest to atakowanie, bieganie, ani fabuła. Jest to… muzyka. Od razu widać, że mamy do czynienia z wielomilonowym projektem. Od razu słychać, że zaangażowano 100-osobową orkiestrę z Tokio. Od razu czuć klimat Starożytnej Azji i przepiękne brzmienia. Wiecie, jaka to ulga dla moje ucha, gdy wreszcie nie chce się wyłączać dźwięku w opcjach i słuchać na okrogło tego soundtracku. Poniżej łapcie przykład.
http://www.youtube.com/watch?v=Sz90sJ95F2w&feature=player_embedded
Druga część wrażeń wkrótce.