Drwal - zadanie na maturze

Ta a osoby które pisały maturę 20 lat temu zapomniały o ocenianiu na maturze ludzi "bo go lubię", a innego już nie więc ocena w dół, ściągach dostarczanych przez nauczycieli w bułkach czy jawnym podejściu nauczyciela i rozwiaząniu przez niego zadania.

Keyi - jest to nawet jakoś opisane naukowo wybielanie swojej historii i wywyższanie je względem młodszego pokolenia.

Porównywanie realiów jest śmieszne generalnie.

A tutaj klasyk który przedstawia w piękny sposób tą dyskusje:

Ta a osoby które pisały maturę 20 lat temu zapomniały o ocenianiu na maturze ludzi "bo go lubię", a innego już nie więc ocena w dół, ściągach dostarczanych przez nauczycieli w bułkach czy jawnym podejściu nauczyciela i rozwiaząniu przez niego zadania.

No faktycznie, tyle tej pomocy ja i moi znajomi otrzymali na maturze, że mało nam ta pomoc uszami nie wyszła. Tym bardziej uogólnianie i porównywanie kiedyś do dziś ma się jak pięść do oka.

Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to kochane ludziczki, że większość z was jest już dawno po maturach i struga wielkiego naukowca, że jakie to proste. A jak by przyszło co do czego to wyłożylibyście się na takiej dajmy na to matematyce.

Oczywiście, że bym nie zdał, ale maturzyści mają na to trzy lata a to jest szmat czasu. Jest to wystarczająco, by zdać maturę.

Tak na marginesie, do tych co mają obiekcje do zawyżania poziomu matury i wyrównywania do poziomu niżej. Lepiej być najgorszym wśród najlepszych niż najlepszym wśród najgorszych.

Jako tegoroczny maturzysta mogę śmiało powiedzieć, że matura była łatwa. Problem pojawia się dopiero na "lepszych" uczelniach. Przyjmą X studentów, ale połowa z nich odpadnie na pierwszym roku z powodu matematyki/fizyki/czegoś innego. Naprawdę ambitni uczniowie i tak będą celować w studia za granicą, gdzie poziom nauczania jest znacznie wyższy niż w Polsce i oczywiście perspektywy pracy po takich studiach również są lepsze. Można też na przykład tak jak ja wybrać uczelnię, która współpracuje z jakimś uniwersytetem w USA lub innym kraju i każdego roku wysyła kilku swoich studentów na 1 semestr za granicę.

Teraz jest tak, że wykształcenie wyższe może zdobyć większość, ale niewielu tak naprawdę robi coś w kierunku rozwoju swojej kariery zawodowej. Studia są tylko pomocą, swego rodzaju drogowskazem do tego, czego trzeba się uczyć we własnym zakresie.

Paradoks jest taki, że KAŻDY co już miał maturę, czy jakiś inny egzamin powie: "Teraz to już jest łatwiej, kiedyś to było ciężko!". Czy to prawo jazdy, czy to matura, czy skończenie studiów to i tak powiedzą, kiedyś było trudniej...

Co do prawa jazdy , mam już z 10 lat i muszę powiedzieć: kiedyś to było łatwiej, chociaż dla zdającego pamiętam jaki to był stres, mimo iż łatwiej. Teraz nie jest podobnie, nie mnie oceniać czy jest łatwiej zdać, bowiem poziom w szkołach obniżył się względem też poziomu matury i podejrzewam, że z takim przygotowaniem jaki jest teraz nie zdałbym swojej matury.

Paradoks jest taki, że KAŻDY co już miał maturę, czy jakiś inny egzamin powie: "Teraz to już jest łatwiej, kiedyś to było ciężko!". Czy to prawo jazdy, czy to matura, czy skończenie studiów to i tak powiedzą, kiedyś było trudniej...

Jeżeli tak wynikało z mojej wypowiedzi, to nie to miałem na myśli. Już kiedy ja pisałem maturę, czyli jakieś 4 lata temu - matura była łatwa, a i wtedy matematyki nie zdawało mnóstwo osób. Polski przez bardzo wielu był zaliczany na 30%, itd. Teraz z roku na rok słyszy się, że matura jest coraz prostsza, a i tak te procentowe stosunki postępują. Problem polega na tym, że jeżeli taka tendencja się utrzyma, to jedyne co się zmieni, to fakt, że ludzie nawet zerowym nakładem sił się przez ten egzamin przetoczą, a chyba nie taki jest tego cel?

Poza tym o czym my w ogóle mówimy? Trudność definiuje się obecnie przez odsetek niezdanych matur i to na poziomie podstawowym. Oznacza to plus minus, że wychodzi obecnie z liceum cała masa ludzi, którzy materiał, podkreślam, podstawowy opanowali w 30% lub nawet nie. Zupełnie inaczej rozmawialibyśmy przecież, gdyby na maturach pojawiały się takie zadania, które uniemożliwiałyby uzyskanie 100, 90 czy nawet tych 50% przez ludzi, którzy serio się do nich przykładali. Ale pod tym kątem problemu nie widać.

Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to kochane ludziczki, że większość z was jest już dawno po maturach i struga wielkiego naukowca, że jakie to proste. A jak by przyszło co do czego to wyłożylibyście się na takiej dajmy na to matematyce.

 

Tak właściwie narzekacie na prosty poziom, to niech któryś teraz powie na cholerę mi wiedzieć jak liczy się logarytmy czy rozwiązuje nierówności? Rozumiem ktoś kto idzie na studia związane z matematyką. Takie rzeczy są najzwyczajniej nie potrzebne na maturze. Bo tak naprawdę nigdy się nie przydadzą.

 

W szkołach średnich powinni przygotowywać ludzi do życia, uczyć konkretnych rzeczy a przed wszystkim logicznego myślenia. A robią ludziom papkę z mózgów wciskając na siłę w program stare lektury typu Lalka,Dziady,Pan Tadeusz.

Tak naprawdę marnuje się życie na takie głupoty bo nie rozwijają one w ogóle, w szkołach powinno być więcej praktyki mniej teorii.

I tutaj zaprzeczasz sam sobie. Matematyka właśnie logicznego myślenia UCZY. Nie musisz umieć na pamięć wszystkich zagadnień - o ile nic się przez ostatnie 5 lat nie zmieniło, to nadal przy wejściu na salę dostajesz magiczną książeczkę ze wzorami. Zadanie z logarytmów? Otwierasz na stronie która jest im poświęcona i przepisujesz. Zadanie z geometrii? Wybierasz sobie to miejsce gdzie mowa o równaniu okręgu czy innych trójkątach równobocznych i korzystasz z tego, żeby rozwiązać zadanie. Ciągi? To samo. WSZYSTKO da się tak rozwiązać - zrobienie minimalnego progu to żaden problem. Trzeba tylko chcieć i - jak sam wspomniałeś - umieć myśleć logicznie. Dlatego uważam, że osoby które nie są w stanie zdać matury muszą być naprawdę tępe w ciężkim stopniu.

I nie, matura za moich czasów (5 lat wstecz) wcale trudna nie była, wręcz przeciwnie...

Za moich czasów(8 lat temu) też było łatwo, co mnie osobiście przerażało wtedy i przeraża teraz. Jaki jest sens edukacji kiedy najgorsze tłuki są w stanie ukończyć ją bez większych problemów?

Od kiedy matura jest wyznacznikiem wiedzy? nie każdy ma umysł matematyka i powie Ci to każdy szanujący się "NAUCZYCIEL" najwięcej do gadania mają starsze osoby jak powyżej które pół dnia siedzą i grają w gry komputerowe? no ale przecież skończyli maturę i studia a dzięki temu sami już powinni mieć swoje gry... znając życie większość osób która hejtuje "nowe" matury sama zap..dala za najniższą krajową i płacze na forum jak mają źle..

oczywiście nie wypominam jak kilka lat temu, na maturze było ściągane no ale co tam że każdy był ODJEB..Y w ściągi a nauczyciele nie kiwnęli palcem .....

znając życie zaraz dostane hejtem w twarz, jest wiele osób które nie mają matury a są bardzo wysoko postawione i jakoś nie mają z tego żadnych problemów

POLECAM są tam przypadki ludzi bez szkoły

http://michalpasterski.pl/2011/01/11-ludzi-sukcesu-ktrzy-zaczeli-od-porazki/

Przecież nie było zadania z drwalem ;////

Przecież nie było zadania z drwalem ;////

Nie, ale było pełno easy zadań :v Fajne to akurat było otwarte z trzęsieniem ziemi.

Ja nic nie mówię, ale na tegorocznej maturze z wiarygodnych źródeł wiem, że TEŻ LUDZIE ŚCIĄGALI a nauczyciele nie kiwnęli palcem. Z grubsza większość nauczycieli chce pomóc, zawsze znajdzie się służbista, ale zdecydowana większość raczej pomaga, nie do końca przestrzega protokołów i tym podobne. Matura jest prosta, ale jest prosta dla osób które mają to już za sobą. Większość problemów maturalnych to stres, czy całkowity brak zainteresowania jakimś przedmiotem. Nie rozumiem po co wymusza się tę matematykę, czeku na wszystkich kierunkach zawsze te 5% się z niej liczy, skoro nie ma to żadnego związku z tym czego będziemy się uczyć. Można powiedzieć, że przecież nie chcemy społeczeństwa tumanów, no ale co mają do tego zadania z matematyki. Podstawowe rzeczy trzeba umieć, żeby móc sobie poradzić chociażby przy mierzeniu jakiś mebelków do domu, czy innych takich rzeczy, ale nie jest to rzecz którą wykorzystujemy na codzien jak polski. Prędzej bym brnął w obowiązkową historię, żeby każdy miał cokolwiek w głowie z tego jak jego państwo wyglądało, co zrobiło i jakie ma stosunki.

Jak człowiek się czegoś uczył, albo chociażby słuchał na lekcji to matura nie jest żadnym problemem. Aktualnie podstawa jest taka o, bo jest ale rozszerzenie ma swój jakiś tam poziom i rzeczywiście wymaga czegoś więcej od ucznia. Po co jednak wszystkich pchać w tę maturę, to ja nie wiem... Większość i tak jej nie wykorzysta, a zdaje bo presja otoczenia

Utrudnić maturę -> spadek magystrów -> magystrzy znowu będą "kimś" a nie jak teraz co drugi.
Utrudniona matura -> spadek licealistów -> wzrost osób na szkołach technicznych -> więcej osób "wykonawczych" -> tutaj można by powiedzieć, ze mniej urzędasów, ale taki wał. Pomarzyć można. Szkoda, że to nie takie proste D:

Podejrzewam, że prędzej wzrosłaby w tym momencie liczba ludzi kończących edukację na liceum, bez matury, ewentualnie ludzi poprawiających maturę 5 lat z rzędu. Szkoły inne niż licea cieszą się złą sławą i dni otwarte czy kasa z Unii nie dadzą rady tego zmienić.

Obstawiam też, że paradoksalnie obniżyłoby to jeszcze bardziej poziom w liceach.

Spadek licealistów -> mniej klas -> mniej godzin dla nauczycieli

No bo jak to, gdzie sobie p. Frania zrobi dodatkowe godziny do pensji? A, dajmy jej informatykę! Nie ważne, że umie pisać tylko na maszynie do pisania, zostały jej 3 lata do emerytury niech sobie dorobi. Nauczycielka hiszpańskiego może dostać matematykę, pani od biologii damy WoS... Armagedon!

Obecnie Matura służy jako straszak do nauki, czegoś co w życiu jest nieprzydatne. W szkołach średnich nie mówi się już ze jak nie zdasz dobrze matury to nie dostaniesz się na studia, bo dostają się wszyscy, ze względu na niż demograficzny. Obecnie mówi się "Ucz się bo nie zdasz i wgl nie pójdziesz na studia". 

 

Co roku tysiące uczniów jest zmuszanych do nauki i przygotowania do legendarnej matury, zamiast rozwijania własnych zainteresowań. Poświęcamy co najmniej 9 lat edukacji w przygotowaniu do tak beznadziejnego egzaminu, który nam nic nie daje, a jedynie może ograniczyć i to jest własnie przykre.

[...]

Jakie są realne zalety matury?

Żadne!

 

Wniosek, system edukacji nie da nam pracy, prace dadzą nam nasze umiejętności!

Dokładnie, matura sama w sobie nie ma większego znaczenia, jest tylko przepustką na studia. Jedyną jej korzyścią w tym momencie jest to, że nie ma egzaminów wstępnych na studia i można łatwo, bo poprzez same porównanie cyferek z testu, który jest taki sam dla wszystkich wyłonić teoretycznie "najmądrzejszych" kandydatów.

Zgadzam się z G3Ryon. Wiele osób uważa, że matura teraz to pestka, że wystarczy przyjść i napisać. Tak niestety nie jest, a wskazuje na to ilość osób, które poprawiają matematykę (jest to największy odsetek ludzi). Problem nie leży w tym, że dzisiejsza młodzież ma 'upośledzone funkcje logicznego myślenia', tylko wina leży po stronie systemu nauczania i ogromnego spadku samego poziomu nauczania (może nie w stu procentach, ale w całkiem dużym stopniu).

[...] Pomijam już fakt, że matura z matematyki nie powinna być obowiązkowa(tak jak było kiedyś ;-)) z tego względu, że nie wszyscy się w tym czują i nie wiążą z nią przyszłości.

Może powinnam była od tego zacząć, ale maturę zdawałam w 2010 i jestem z pierwszego rocznika zdającego obowiązkową maturę z matematyki. I to jest faktycznie żenada, jak by nie patrzeć - zadania były proste, ale dla nas (profil tuma... znaczy humanistyczny) to był koniec świata. Musieliśmy wkuwać rzeczy, które nas nie interesowały, irytowały i zabierały czas na naukę przedmiotów, które mieliśmy zdawać na maturalnym rozszerzeniu. Szczytem szczytów była sytuacja, kiedy na 1.5 miesiąca przed maturą nasza nauczycielka polskiego poszła na zwolnienie lekarskie a my zostaliśmy z nieprzerobioną podstawą programową... Co zrobiła dyrekcja? W swojej nieskończonej mądrości jako zastępstwa za polski dała nam nauczyciela matematyki, który "powtarzał z nami" materiał do matury, którym już się dławiliśmy. Kiedy potem przydała mi się matematyka z liceum? Na pierwszym roku studiów, do zaliczenia wstępu do analizy matematycznej na polibudzie (tak, dzięki maturze nie dostałam się na filologię obcą, bo miałam za mało procentów i wszystkie moje osiągnięcia, certyfikaty były niczym wobec braku egzaminów wstępnych). Teraz robię pracę mgr a studia nauczyły mnie jednej rzeczy - jak nie umiesz czegoś zrobić to zapłać/wyświadcz przysługę innej osobie, by zrobiła to za Ciebie. Sama pisałam ludziom przebieg eksperymentu, czy część teoretyczną do sprawozdań, bo tak jak ja nie umiem liczyć, tak oni mają problemy z pisaniem poprawnie dłuższych wypowiedzi. Czy ktoś jest przez to gorszy? Nie. To system edukacji wpaja nam, że każdy musi umieć wszystko, przez co nie ma miejsca dla ludzi wybitnych w danej dziedzinie. Humanista musi liczyć i rozwiązywać zadania a ścisłowiec zachwycać się "Dziadami", bo inaczej jest "bezwartościowy".

PS. Nie mam tytułu inż., ponieważ mój kierunek mimo, że na politechnice go nie oferował. Nie twierdzę zatem, że politechnikę można ukończyć nie potrafiąc liczyć. Bardzo szanuję umysły ścisłe i bardzo im zazdroszczę, ale "Ich droga" jest dla niektórych ludzi, takich jak ja np, zamknięta.

PS 2. Koleżanka ze szkolnej ławki oblała maturę dzięki matematyce. Co potem? Poszła na wymarzoną uczelnię, na polonistykę, na którą chciała, ale zaocznie. W zeszłym roku obroniła tytuł mgr (już stacjonarnie) i szuka pracy jako nauczycielka j.polskiego w szkole. Naprawdę potrzebna jej była matura z matematyki?

Dlatego uważam, że matura jest zbędna, a egzamin, sprawdzający wiedzę z danej dziedziny, powinien być na studiach jako tzw. egzamin wstępny. Naprawdę przykro się patrzy, jak inteligentni ludzie oblewają maturę ze względu na to, że są gorsi w jednym z przedmiotów, który znajduje się na maturze i jest obowiązkowy do zaliczenia. Każdy ma swojego 'konika' którego powinien rozwijać do granic możliwości. Nie można być dobrym we wszystkim...

Dokładnie, szkoda że idea egzaminów wstępnych, rozmów kwalifikacyjnych gdzieś wymarła i teraz jedyne co się liczy to właśnie ten jeden papier, który na dobrą sprawę w żaden sposób nie odzwierciedla prawdziwego stanu wiedzy.

To system edukacji wpaja nam, że każdy musi umieć wszystko, przez co nie ma miejsca dla ludzi wybitnych w danej dziedzinie. Humanista musi liczyć i rozwiązywać zadania a ścisłowiec zachwycać się "Dziadami", bo inaczej jest "bezwartościowy".

Bzdura. Nie wszystko, bo przypominam, że obowiązkowa jest matura na poziomie podstawowym, na której istotnie umieszczony jest materiał tylko naprawdę podstawowy. Nie chodzi o to, żeby każdy był specjalistą w każdej dziedzinie, ale od dokładnie każdego powinno być wymagane minimum, a dokładnie tym jest to nędzne 30% na egzaminie maturalnym. Każdy ma nieco inne predyspozycje do nauki i ulubione przedmioty, ale na nic zda się perfekcyjna znajomość historii, kiedy w głowie brak logiki, a zakres materiału z matematyki zatrzymał się na tabliczce mnożenia (bo o kolejności wykonywania działań chociażby już wspominałem). Tak samo trudno oczekiwać, że nawet najlepsi specjaliści w dziedzinach ścisłych będą wartościowi, jeżeli nie będą się w stanie porozumiewać w obcym czy, o zgrozo, ojczystym języku. Zgadzam się, niektóre lektury bywają bzdurne i zupełnie nieprzystosowane do wieku ludzi, do których mają trafić. Tak samo można stwierdzić, że minie jeszcze sporo czasu, zanim ktoś w spokojnym, regularnym życiu użyje wiedzy zdobytej o logarytmach. Zapomina się jednak, że każde zadanie matematyczne czegoś uczy, rozwija mózg i ogólnie pozytywnie wpływa na logikę uczącego się. Podobnie lektury rozwijają język czy wrażliwość, która niekiedy jest niemniej ważna. Czemu po prostu nie przestaniemy usprawiedliwiać braków w elementarnej wiedzy u kogokolwiek, bo to może doprowadzić jedynie do specjalizacji w jednych dziedzinach i upośledzenia w innych, a jaki z tego pożytek?

Taki jak w ameryce (kończąc myśl PL), gdzie masz twarde kierunkowanie na konkretny zawód i matołów co myślą że europa jest krajem, a polska to miasto. Albo idziemy w jedną stronę, albo w drugą. Matura sprawdza wiedzę ogólną, ale też nie powinna być moim zdaniem wymagana tak przy studiach jak już podany przykład matematyki która jest wciskana wszędzie jako te 5%. Po co... Nie ma to odbicia w tym, co będzie wymagane podczas późniejszej nauki. Zdałeś, to zdałeś masz wiedzę, ale punkty na studiach powinny być przyznawane tylko za wiedzę z przedmiotów przydatnych w danej dziecinie, a nie byle co byle było.

Nie spotkałem się sam z tym, żeby były takie wymagania, więc trudno mi powiedzieć, ale jeżeli tak jest to oczywiście się zgadzam. Ogólnie jestem za tym, żeby wymagać podstawowej wiedzy od wszystkich, a żeby specjalizacji wymagali od siebie sami uczniowie lub ewentualnie uczelnie, na które zamierzają iść.

No bo jak to, gdzie sobie p. Frania zrobi dodatkowe godziny do pensji? A, dajmy jej informatykę! Nie ważne, że umie pisać tylko na maszynie do pisania, zostały jej 3 lata do emerytury niech sobie dorobi. Nauczycielka hiszpańskiego może dostać matematykę, pani od biologii damy WoS... Armagedon!

W moim dawnym liceum tak już było. Facet od geografii uczy angola nie mając papierów, babka chemii, kiedy sama jest po biologii, itp itd. Tylko sprzątaczki sprzątały a nie miały dodatkowych "obowiązków".

To co pisałem było lekko satyryczne. Chociaż, gdyby to prawidłowo ogarnąć, mogło by to wyglądac. BO po co iść do liceum które raz, że ciężko zdać, to na studiach jeszcze gorzej. Wiec liczba osób w technikach zawodowych na bank by w jakimś stopniu wzrosła.