"Dzień jak co-dzień. Czyli życie Peona "

"Dzień jak co-dzień. Czyli życie Peona" ©

Siemaneczko ludzie, w dniu wczorajszym, założyłem temat o pomyśle na książkę, jednak wysłuchając rady użytkownika Dzz i nie tylko, postanowiłem, a raczej postanowiliśmy razem z użytkownikiem Drakean, stworzyć, coś krótszego niż książka, a mianowicie opowiadanie o tematyce Warcrafta.

@edit

Jest to dopiero fragment opowiadania, dzisiaj do godziny 15.00 postaram się dodać resztę. Piszcie, swoje opinię :)

(TO NIE JEST GOTOWIEC )

Kaszanka

Słońce nad pustynnym Durotarem od samego poranka zdawało się palić żarem, jakby już zenit właśnie zawitał nad głowami orków. Ciepłe promienie światła przechodziły pomiędzy rozdartymi murami Orgrimmaru do środka, oświetlając drogę pracownikom, którzy właśnie wybierali się na pola.
Wczorajszy dzień był ciężki dla Golfimbul'a. Wstając z łóżka jego kości przypomniały mu jego ciężką i żmudną pracę. Rozkopać ziemię na nowe sadzonki, urządzić nowe stoiska dla walecznych wilków, które zamówił Ogunaro Wolfrunner, wyrąbać las przy Dolinie Prób. Kilka szybkich ciosów toporem i drzewo runęło na ziemię niczym upatrzona zwierzyna. Takie prace dla zwykłego, pracującego orka nie były niczym niezwykłym, wręcz przeciwnie! Była to codzienność, którą każdy Peon musiał dzielnie znosić, niezależnie od pory dnia, pogody, czy czasu spędzonego na wydobywaniu ciężkich brył złota. Przełożonych nie obchodziły żadne wytłumaczenia, w ich oczach peon był niczym innym jak kupą gnoju, niewolnikiem, którego jedynym zadaniem była ciężka praca.
Miasto o poranku nie dawało żadnych oznak życia. Cisza i spokój zdawałoby się miały trwać już do końca świata, jednak długi i rozrywający ciszę krzyk służbowego naganiacza dla Peonów oznaczał koniec błogiej ciszy i odpoczynku. Był to jeden z dwóch okrzyków. Golfimbul zerwał się z łóżka i zaczął przygotowywać się do nowego dnia pracy. Jego ubiór nie różnił się od tego, który miał wczoraj. Patrząc na peona i na jego ubrania , nie można było stwierdzić co było bardziej zniszczone i ubrudzone. Stara, skórzana kamizelka okrywała jego umięśnione, zielone ciało. Rękawice, pół buty i spodenki także były w nie najlepszym stanie, skóra z której zostały uszyte ów przedmioty, starła się już do samej tkaniny, co powodowało nie raz otarcia i pęcherze. Golfmbul’a nie było stać na inne ubrania, a nawet jeśli, to zostałoby od razu skonfiskowane przez podwładnych poganiaczy . Sam Golfimbul wyglądem nie różnił się niczym od innych orków. Niski, dobrze zbudowany z wystającymi kłami. Jedyną rzeczą jaka różniła go od innych Peonów była wielka, nieprzenikniona łysina którą odziedziczył od swojego ojca – Golfimbalda. Tuż przed ósmą dało się usłyszeć drugie wołanie do pracy. Dobiegało ze środka miasta i oznaczało tylko jedno, wymarsz. Nie dojadając chleba wziął ostatni łyk ciepłego wywaru z ziół, który dodawał siły i chęci do pracy. Nie sprawdziło się to w przypadku Golfimbula. Zanim wyszedł wziął ze sobą najpotrzebniejsze przedmioty do dzisiejszej pracy. Thazz'ril – poganiacz Peonów oznajmił im wczoraj, że dzisiejszy dzień spędzą na zbieraniu pszenicy i dostarczaniu jej na wyznaczone miejsce, by później przerobić je na chleb, a także wyznaczyć część na sprzedaż. W plecaku Golfimbul’a znalazły się takie przedmioty jak sierp, linka do wiązania snopków oraz spory zapas wody schowany w dwóch dużych bukłakach.

Wychodząc ze swojego domu ucałował żonę oraz dziecko, następnie wyszedł. Podczas gdy przechodził wraz z innymi peonami obok wielkiej siedziby gdzie zamieszkiwał i przesiadywał wielki wódz Hordy – Garrosh Hellscream, spotkał kilku swoich przyjaciół, z którymi pracował od lat. Jego najbliższy przyjaciel Borgull także pracował od urodzenia, co jeszcze bardziej zawęziło stosunki między nimi.
- Aka'magosh przyjacielu! – głos ciężki i ponury, który można by było usłyszeć nawet w Dolinie Chwały, na końcu miasta.
- Aka'magosh, Borgullu dzisiaj znów zbieramy pszenicę, pamiętasz? – szepnął Golfimbul, jakby to była tajemnica którą tylko oni obaj znają.
- Przeklęta pszenica! Już dłużej tego nie zniosę! Przez siedem dni w tygodniu tylko praca i praca, a na obiad i tak owsianka z mlekiem i warzywa. Z czego mamy mieć siłę do pracy!?
- Spokojnie przyjacielu! Jesteśmy do tego stworzeni, lepiej nie zakłócać całości. Możesz jedynie pocieszyć się myślą, że bez nas, ta cała machina – Horda, nie istniałaby !
Borgull był bardzo żwawym orkiem. Gruby i ciężki głos wydobywał się z jego ogromnej, niczym opancerzonej, klatki. Silne ramiona były wstanie podnosić trzykrotnie cięższe ciężary, niż nie jeden Peon mógł podnieść. Wzrostem przewyższał wszystkim swoich towarzyszy. To był plus, jak i minus. Był częściej zabierany do cięższych prac, dłużej przebywał w pracy, a co za tym idzie, był bardziej zmęczony i mniej wyspany rano. Często przeciwstawiał się poganiaczom, za to, że chcieli zabrać go do bardzo ciężkich prac bez dodatkowej gotówki, co nie kończyło się dla niego dobrze. Wiele ran i blizn oplatało jego ciemno-zielone ciało. Często przychodził do Golfimbul’a i jego żony na piwo, by porozmawiać od różnych sprawach. Był jego dobrym przyjacielem i świetnie się dogadywali.

Wiele Peonów szło do pracy. Liczba ich przekraczała siedemdziesięciu pracowników i dziesięciu poganiaczy. Poganiacze nie byli zwykłymi orkami. Byli to, wybrani przez wodza, elitarni orkowie, specjalnie wyszkoleni, by trzymać w ryzach robotników. Podróżowali na wilkach mając przy sobie bicz, wodę oraz jadło, by podczas piętnasto godzinnej pracy nie paść z głodu. Peoni spacerowali pieszo, nie raz kilkadziesiąt kilometrów, zanim znaleźli odpowiedni lat do wyrębu, czy pole do zasiania ziarna.
Golfimbul szedł na przedzie kolumny, zaraz obok niego maszerował Borgull, a za nimi reszta robotników. Każdy był ubrany w to samo, każdy znał każdego i z każdym o wszystkim rozmawiał, jednak podczas pracy należało zachować ciszę. Orkowie, którzy pracowali na polu często umierali z pragnienia, lub wykończenia. Tak właśnie zmarł ojciec Golfimbul’a. Ork z upływem czasu wciąż nie mógł pojąć dlaczego jego ojciec umarł.

Mnie się podoba, czekam na więcej, mimo, że nie lubię tekstów opartych na uniwersum gier, czy filmów. Straszne są, gdzieniegdzie, podwójne przecinki po kropce.

bump, nowa część

Sporo bledow, szczegolnie powtorzen. Wiem jak to jest, kiedy cos napiszesz. Czujesz euforie i niepohamowana chec podzielenia sie swoim dzielem, ale powinienes troche ochlonac. Aby wyeliminowac wiekszosc baboli, robisz tak:

Konczysz CALE opowiadanie. Czytasz, poprawiasz. Zapominasz o nim na tydzien, potem czytasz i poprawiasz. Zapominasz na tydzien, czytasz i poprawiasz. Zapominasz na 2 tygodnie, drukujesz tekst i znow czytasz i poprawiasz. I... znow to samo. Drukujsz, czytasz i poprawiasz. Potem wstaw do sieci, przyjmij krytyke, popraw bledy, ktore zauwaza inni ( bo sam nigdy wszystkich nie wylapiesz) i wtedy masz jako tako skonczone opowiadanie xD.

Oczywiscie zdaje sobie sprawe, ze nie bedzie ci sie chcialo i ze bardzo ciagnie cie do tego, aby zaraz po napisaniu strony, dwoch, wrzucic to do Internetu, ale nie rob tak, bo szkoda twojej pracy i pomyslow.

Nie jestem/śmy jakimś hmmm... profesjonalistami, chcemy napisać swój pierwszy tekst. Jest tak samo jak mówisz, mam ogromną chęć pisać i pisać. Chcemy po prostu zobaczyć jak to jest. Sporo poprawiam, lecz nie da sie wszystkiego wychwycić. Postaram się po poprawiać teraz wszystko. Dzięki wielkie :)

Przeczytałem połowę i nawet spoczko,masz like za pracę,bo nie łatwo jest takie coś wymyślić.

Jak będzie się nudziło przeczytam całość :D

Drakean, nie da sie wszystkiego wychwycic, ale mozna wylapac spora czesc bledow, kiedy tekst czyta sie wielokrotnie po przerwach czasowych. Do tego papier - na nim widac wiecej, ekran monitora "klamie".

Nikt nie jest tutaj profesjonalista, ale takie praktyki wsrod amatorow to standard. A po co? Aby uniknac takich baboli, jak u was w pierwszym zdaniu:

Słońce nad pustynnym Durotarem już od samego poranka zdawało się palić żarem, jakby już zenit właśnie zawitał nad głowami orków.

Rzeczywiście, błędów jest sporo ;/

Jesteś początkujący posiedzisz na tym trochę i wszystko ładnie wyjdzie,100% dasz radę zastąpić te powtórzenia innymi słowami :D

Powoli przemieszczając się, krok za krokiem zmuszeni byli ponownie oglądać ten sam krajobraz , gdzie wzrokiem nie sięgnąć wszędzie wyschnięte kości zwierząt, czasami gdzieniegdzie dało się upatrzyć małe szczątki świadczące, o tym, że w tym miejscu do skraju wytrzymałości musiał pracować peon. Oprócz trucheł orków i zwięrząt, można było zauważyć wszechobecną dominację pustyni, nad całym otaczającym krajobrazem. Jedynie pył, piasek, piaszczyste wydmy, i rozgrzane do granic możliwości piaskowce. Dla innych ras nie przystosowanych do tych spartańskich warunków taka "przechadzka" przeważnie kończyła się śmiercią, w przeciwieństwie do orków, które od małego były hartowane, i szkolone tak aby, przeżyć w takich warunkach. Po długim czasie żmudnego marszu oraz po minięciu posterunku trolli, kiedy nacisk poganiaczy nieco zelżał, nawiązała się rozmowa:

- Psst ! - syknął Borgull

-Mów, szybko, póki nas nie zauważyli - odrzekł półszeptem Golfimbul

-Co u Ciebie, rodzinki ? Opowiadaj - najwyraźniej znalezienie innego zajęcia niż liczenie swoich własnych kroków, czy ominiętych piaskowców okazało się nadzwyczaj ekscytującego dla wielkiego orka.

- Wszyscy zdrowi póki co, może i nie żyjemy w luksusie, ale to co mamy w zupełności wystarcza - rzekł.

Tak naprawdę łgał jak pies Dokuczający głód, chora żona, i dach wpuszczający pył do środka, był dla niego chlebem powszednim

W rzeczywistości oczekiwał czegoś więcej od życia, zawsze chciał mieć wszystko pod dostatkiem, nie musieć za marne grosze harować do utraty tchu byleby przeżyć i utrzymać rodzinę.

Odpędzając złe myśli, kontynuował rozmowę :

-A u Ciebie ?

-Nie uwierzysz, ale ...

Borgull, już zamierzał się do odpowiedzi, jednak w ostatnim momencie Golfimbul, dyskretnie kiwnął w stronie, z której zbliżał się do nich poganiacz.

Co tu się wyprawia ?! - wrzasnął gruby ork na wilku, który z ledwością go dźwigał.

Obydwaj peoni gwałtownie odwrócili się, przybierając taki grymas twarzy, który idealnie odwzoruję zaskoczenie z nienacka.

- My ?!

-My ?! Nie k**wa, ja! Durne peony... - podsumował - Widziałem jak złamaliście zakaz !

-Mój panie, w czym zawiniliśmy ?

- Czy wy naprawdę jesteście aż tak tępi ? ROZMAWIALIŚCIE !

-Panie, pytałem sie jedynie kiedy dojdziemy do pól.

- Gówno mnie to obchodzi. Rozumiem, że macie ochotę sprzątać arenę z wszystkiego co na niej zostało, co ?! Nie ? To zamknąć mordy, i maszerować ! - ryknął ork

- Swobu ! - wrzasnęli chórem

Najwyraźniej zadowoliło to poganiacza, gdyż oddalił się on, jednak nie tak daleko jak wcześniej.

Wściekły do granic możliwości Borgull sapnął :

- sk***ysyny , za lepszych się uważają, a tak naprawdę ...

-Siedź cicho, bo nas jeszcze dodatkowo ubiczują - rzekł ostro Golfimbul

Najwyraźniej myśl o kolejnych ranach na plecach Borgulla, ostudziła jego temperament, gdyż od razu się uspokoił

Za chwile zdawać się mogło, że poganiacz przez moment rzucał okiem na dwójkę robotników, sprawdzając czy aby, nie łamią "jego" zakazu.

Po niemal cztero godzinnym marszu, im oczom ukazał się wreszcie obraz pól pszenicznych

Praca szła szybko, bez żadnych problemów, czas mijał, a peoni zbierali pszenicę i transportowali do młyna, w której była ona przerabiana.

Gdy słońce zaczęło jąć sie ku horyzontowi , z daleka można było dostrzec zbliżającego się jeźdźca .

Był to posłannik wodza Hordy, Olmgur-gro Forgosh, jedna z grubszych ryb w całym Ogrimmarze

-Patrz, kogo tu przywiało...- beznamiętnie skomentował Borgull

-Ciekawe, czego tym razem chce? Ciii..., zbliża się, włóż to worka - powiedział Golfimbul, jednocześnie podając mu kłosy pszenicy.

Przejeżdżając obok nich na swoim wilczurze, zaczął bacznie się im przyglądać, jakoby analizował ich możliwości.

-Hmmm, tak... Wy dwaj, Tak, wy się nadacie.

-Panie ? - odrzekł pytająco Gomlfimbul

- Wasza dwójka oraz dwudziestu trzech innych robotników, za piętnaście minut przy młynie. To rozkaz!

- Już idziemy, panie - Przerażona twarz Peona wyglądała na tyle nie naturalnie, że każdy kto na niego spojrzał zastanawiał się, czy to na pewno Golfimbul.

Po dotarciu do młyna, oczom wszystkich peonów ukazał się Forgosh ze zwojem w ręku. Zwój ów miał miano tajnego, a świadczyła o tym pieczęć w kształcie herbu Hordy.

Szanowni, robotnicy... - zaczął

W dniu dzisiejszym dostąpi was zaszczyt, pomocy na rzecz Hordy, jako że jutro w samo południe, w naszej stolicy, zjawią się wszyscy przedstawiciele klanów Hordy. Waszym zadanie będzie przygotowanie drewna na siedziska, dla tych zacnych osobistości, a co najlepsze zaczniecie to robić jeszcze w dniu dzisiejszym !

Z tłumu wybranych peonów zaczęły dobiegać odgłosy niezadowolenia

- Czy ktoś z zebranych ma coś przeciwko ?! - warknął Olmgur

Jak emocje peonów prędko sięgnęły zenitu, tak szybko opadły niczym kamień w wodzie.
Trzeba było się z tym pogodzić, bo w końcu, co mieli do stracenia?

- Każdy z was – kontynuował- otrzyma potrzebny sprzęt, prowiant, a także potrzebne plany do wykonania krzeseł! Jest was dwudziestu pięciu, podzielicie się na pięć grup. Każda grupa otrzyma inne plany do innego krzesła! Macie na wykonanie dwadzieścia cztery godziny. To są rozkazy waszego wodza, Garossha Helscreama!

Zwinąwszy zwój rozejrzał się po wpatrzonych w siebie Peonów i głośnym okrzykiem zawołał – Do roboty lenie!

Nice

Przed znakami zapytania i wykrzyknikami nie stawiaj spacji ;)

' Ciii..., zbliża się, '

Chyba powinno być 'Ciii... zbliża się,'

Swoją drogą, nadal mi się podoba i czekam na więcej.

Witam, jako iż w większości tekst pochodzi ode mnie, pozwalam sobie na wrzucenie całości części pierwszej. Nie długo zacznę pisać część kolejną, a w niej ciąg dalszy histoii Golfimbula. Zapraszam do lektury :)

Słońce nad pustynnym Durotarem od samego poranka zdawało się palić żarem, jakby zenit właśnie zawitał nad głowami orków. Ciepłe promienie światła przechodziły pomiędzy rozdartymi murami Orgrimmaru do środka, oświetlając drogę pracownikom, którzy właśnie wybierali się na pola.
Wczorajszy dzień był ciężki dla Golfimbul'a. Wstając z łóżka jego kości przypomniały mu jego ciężką i żmudną pracę. Rozkopać ziemię na nowe sadzonki, urządzić nowe stoiska dla walecznych wilków, które zamówił Ogunaro Wolfrunner, wyrąbać las przy Dolinie Prób. Kilka szybkich ciosów toporem i drzewo runęło na ziemię niczym upatrzona zwierzyna. Takie prace dla zwykłego, pracującego orka nie były niczym niezwykłym, wręcz przeciwnie! Była to codzienność, którą każdy Peon musiał dzielnie znosić, niezależnie od pory dnia, pogody, czy czasu spędzonego na wydobywaniu ciężkich brył złota. Przełożonych nie obchodziły żadne wytłumaczenia, w ich oczach peon był niczym innym jak kupą gnoju, niewolnikiem, którego jedynym zadaniem była ciężka praca.

Miasto o poranku nie dawało żadnych oznak życia. Cisza i spokój zdawałoby się miały trwać już do końca świata, jednak długi i rozrywający ciszę krzyk służbowego naganiacza dla Peonów oznaczał koniec błogiej ciszy i odpoczynku. Był to jeden z dwóch okrzyków. Golfimbul zerwał się z łóżka i zaczął przygotowywać się do nowego dnia pracy. Jego ubiór nie różnił się od tego, który miał wczoraj. Patrząc na peona i na jego ubrania , nie można było stwierdzić co było bardziej zniszczone i ubrudzone. Stara, skórzana kamizelka okrywała jego umięśnione, zielone ciało. Rękawice, pół buty i spodenki także były w nie najlepszym stanie, skóra z której zostały uszyte ów przedmioty, starła się już do samej tkaniny, co powodowało nie raz otarcia i pęcherze. Golfmbul’a nie było stać na inne ubrania, a nawet jeśli, to zostałoby od razu skonfiskowane przez podwładnych poganiaczy . Sam Golfimbul wyglądem nie różnił się niczym od innych orków. Niski, dobrze zbudowany z wystającymi kłami. Jedyną rzeczą jaka różniła go od innych Peonów była wielka, nieprzenikniona łysina którą odziedziczył od swojego ojca – Golfimbalda. Tuż przed ósmą dało się usłyszeć drugie wołanie do pracy. Dobiegało ze środka miasta i oznaczało tylko jedno, wymarsz. Nie dojadając chleba wziął ostatni łyk ciepłego wywaru z ziół, który dodawał siły i chęci do pracy. Nie sprawdziło się to w przypadku Golfimbula. Zanim wyszedł wziął ze sobą najpotrzebniejsze przedmioty do dzisiejszej pracy. Thazz'ril – poganiacz Peonów oznajmił im wczoraj, że dzisiejszy dzień spędzą na zbieraniu pszenicy i dostarczaniu jej na wyznaczone miejsce, by później przerobić je na chleb, a także wyznaczyć część na sprzedaż. W plecaku Golfimbul’a znalazły się takie przedmioty jak sierp, linka do wiązania snopków oraz spory zapas wody schowany w dwóch dużych bukłakach.

Wychodząc ze swojego domu ucałował żonę oraz dziecko, następnie wyszedł. Podczas gdy przechodził wraz z innymi peonami obok wielkiej siedziby gdzie zamieszkiwał i przesiadywał wielki wódz Hordy – Garrosh Hellscream, spotkał kilku swoich przyjaciół, z którymi pracował od lat. Jego najbliższy przyjaciel Borgull także pracował od urodzenia, co jeszcze bardziej zawęziło stosunki między nimi.
- Aka'magosh przyjacielu! – głos ciężki i ponury, który można by było usłyszeć nawet w Dolinie Chwały, na końcu miasta.
- Aka'magosh, Borgullu dzisiaj znów zbieramy pszenicę, pamiętasz? – szepnął Golfimbul, jakby to była tajemnica którą tylko oni obaj znają.
- Przeklęta pszenica! Już dłużej tego nie zniosę! Przez siedem dni w tygodniu tylko praca i praca, a na obiad i tak owsianka z mlekiem i warzywa. Z czego mamy mieć siłę do pracy!?
- Spokojnie przyjacielu! Jesteśmy do tego stworzeni, lepiej nie zakłócać całości. Możesz jedynie pocieszyć się myślą, że bez nas, ta cała machina – Horda, nie istniałaby !
Borgull był bardzo żwawym orkiem. Gruby i ciężki głos wydobywał się z jego ogromnej, niczym opancerzonej, klatki. Silne ramiona były wstanie podnosić trzykrotnie cięższe ciężary, niż nie jeden Peon mógł podnieść. Wzrostem przewyższał wszystkim swoich towarzyszy. To był plus, jak i minus. Był częściej zabierany do cięższych prac, dłużej przebywał w pracy, a co za tym idzie, był bardziej zmęczony i mniej wyspany rano. Często przeciwstawiał się poganiaczom, za to, że chcieli zabrać go do bardzo ciężkich prac bez dodatkowej gotówki, co nie kończyło się dla niego dobrze. Wiele ran i blizn oplatało jego ciemno-zielone ciało. Często przychodził do Golfimbul’a i jego żony na piwo, by porozmawiać od różnych sprawach. Był jego dobrym przyjacielem i świetnie się dogadywali.

Wiele Peonów szło do pracy. Liczba ich przekraczała siedemdziesięciu pracowników i dziesięciu poganiaczy. Poganiacze nie byli zwykłymi orkami. Byli to, wybrani przez wodza, elitarni orkowie, specjalnie wyszkoleni, by trzymać w ryzach robotników. Podróżowali na wilkach mając przy sobie bicz, wodę oraz jadło, by podczas piętnasto godzinnej pracy nie paść z głodu. Peoni spacerowali pieszo, nie raz kilkadziesiąt kilometrów, zanim znaleźli odpowiedni lat do wyrębu, czy pole do zasiania ziarna.
Golfimbul szedł na przedzie kolumny, zaraz obok niego maszerował Borgull, a za nimi reszta robotników. Każdy był ubrany w to samo, każdy znał każdego i z każdym o wszystkim rozmawiał, jednak podczas pracy należało zachować ciszę. Orkowie, którzy pracowali na polu często umierali z pragnienia, lub wykończenia. Tak właśnie zmarł ojciec Golfimbul'a

Powoli przemieszczając się, krok za krokiem zmuszeni byli ponownie oglądać ten sam krajobraz , gdzie wzrokiem nie sięgnąć wszędzie wyschnięte kości zwierząt, czasami gdzieniegdzie dało się upatrzyć małe szczątki świadczące, o tym, że w tym miejscu do skraju wytrzymałości musiał pracować peon. Oprócz trucheł orków i zwięrząt, można było zauważyć wszechobecną dominację pustyni, nad całym otaczającym krajobrazem. Jedynie pył, piasek, piaszczyste wydmy, i rozgrzane do granic możliwości piaskowce. Dla innych ras nie przystosowanych do tych spartańskich warunków taka "przechadzka" przeważnie kończyła się śmiercią, w przeciwieństwie do orków, które od małego były hartowane, i szkolone tak aby, przeżyć w takich warunkach. Po długim czasie żmudnego marszu oraz po minięciu posterunku trolli, kiedy nacisk poganiaczy nieco zelżał, nawiązała się rozmowa:

- Psst ! - syknął Borgull

-Mów, szybko, póki nas nie zauważyli - odrzekł półszeptem Golfimbul

-Co u Ciebie, rodzinki ? Opowiadaj - najwyraźniej znalezienie innego zajęcia niż liczenie swoich własnych kroków, czy ominiętych piaskowców okazało się nadzwyczaj ekscytującego dla wielkiego orka.

- Wszyscy zdrowi póki co, może i nie żyjemy w luksusie, ale to co mamy w zupełności wystarcza - rzekł.

Tak naprawdę łgał jak pies Dokuczający głód, chora żona, i dach wpuszczający pył do środka, był dla niego chlebem powszednim

W rzeczywistości oczekiwał czegoś więcej od życia, zawsze chciał mieć wszystko pod dostatkiem, nie musieć za marne grosze harować do utraty tchu byleby przeżyć i utrzymać rodzinę.

Odpędzając złe myśli, kontynuował rozmowę :

-A u Ciebie ?

-Nie uwierzysz, ale ...

Borgull, już zamierzał się do odpowiedzi, jednak w ostatnim momencie Golfimbul, dyskretnie kiwnął w stronie, z której zbliżał się do nich poganiacz.

Co tu się wyprawia ?! - wrzasnął gruby ork na wilku, który z ledwością go dźwigał.

Obydwaj peoni gwałtownie odwrócili się, przybierając taki grymas twarzy, który idealnie odwzoruję zaskoczenie z nienacka.

- My ?!

-My ?! Nie k**wa, ja! Durne peony... - podsumował - Widziałem jak złamaliście zakaz !

-Mój panie, w czym zawiniliśmy ?

- Czy wy naprawdę jesteście aż tak tępi ? ROZMAWIALIŚCIE !

-Panie, pytałem sie jedynie kiedy dojdziemy do pól.

- Gówno mnie to obchodzi. Rozumiem, że macie ochotę sprzątać arenę z wszystkiego co na niej zostało, co ?! Nie ? To zamknąć mordy, i maszerować ! - ryknął ork

- Swobu ! - wrzasnęli chórem

Najwyraźniej zadowoliło to poganiacza, gdyż oddalił się on, jednak nie tak daleko jak wcześniej.

Wściekły do granic możliwości Borgull sapnął :

- sk***ysyny , za lepszych się uważają, a tak naprawdę ...

-Siedź cicho, bo nas jeszcze dodatkowo ubiczują - rzekł ostro Golfimbul

Najwyraźniej myśl o kolejnych ranach na plecach Borgulla, ostudziła jego temperament, gdyż od razu się uspokoił

Za chwile zdawać się mogło, że poganiacz przez moment rzucał okiem na dwójkę robotników, sprawdzając czy aby, nie łamią "jego" zakazu.

Po niemal cztero godzinnym marszu, im oczom ukazał się wreszcie obraz pól pszenicznych

Praca szła szybko, bez żadnych problemów, czas mijał, a peoni zbierali pszenicę i transportowali do młyna, w której była ona przerabiana.

Gdy słońce zaczęło jąć sie ku horyzontowi , z daleka można było dostrzec zbliżającego się jeźdźca .

Był to posłannik wodza Hordy, Olmgur-gro Forgosh, jedna z grubszych ryb w całym Ogrimmarze

-Patrz, kogo tu przywiało...- beznamiętnie skomentował Borgull

-Ciekawe, czego tym razem chce? Ciii..., zbliża się, włóż to do worka - powiedział Golfimbul, jednocześnie podając mu kłosy pszenicy.

Przejeżdżając obok nich na swoim wilczurze, zaczął bacznie się im przyglądać, jakoby analizował ich możliwości.

-Hmmm, tak... Wy dwaj, Tak, wy się nadacie.

-Panie ? - odrzekł pytająco Gomlfimbul

- Wasza dwójka oraz dwudziestu trzech innych robotników, za piętnaście minut przy młynie. To rozkaz!

- Już idziemy, panie - Przerażona twarz Peona wyglądała na tyle nie naturalnie, że każdy kto na niego spojrzał zastanawiał się, czy to na pewno Golfimbul.

Po dotarciu do młyna, oczom wszystkich peonów ukazał się Forgosh ze zwojem w ręku. Zwój ów miał miano tajnego, a świadczyła o tym pieczęć w kształcie herbu Hordy.

Szanowni, robotnicy... - zaczął

W dniu dzisiejszym dostąpi was zaszczyt, pomocy na rzecz Hordy, jako że jutro w samo południe, w naszej stolicy, zjawią się wszyscy przedstawiciele klanów Hordy. Waszym zadanie będzie przygotowanie drewna na siedziska, dla tych zacnych osobistości, a co najlepsze zaczniecie to robić jeszcze w dniu dzisiejszym !

Z tłumu wybranych peonów zaczęły dobiegać odgłosy niezadowolenia

- Czy ktoś z zebranych ma coś przeciwko ?! - warknął Olmgur

Jak emocje peonów prędko sięgnęły zenitu, tak szybko opadły niczym kamień w wodzie.
Trzeba było się z tym pogodzić, bo w końcu, co mieli do stracenia?

- Każdy z was – kontynuował- otrzyma potrzebny sprzęt, prowiant, a także potrzebne plany do wykonania krzeseł! Jest was dwudziestu pięciu, podzielicie się na pięć grup. Każda grupa otrzyma inne plany do innego krzesła! Macie na wykonanie dwadzieścia cztery godziny. To są rozkazy waszego wodza, Garossha Helscreama!
Zwinąwszy zwój rozejrzał się po wpatrzonych w siebie Peonów i głośnym okrzykiem zawołał – Do roboty lenie!

Dzień chylił się już ku końcowi, a robotnicy nadal nie otrzymali potrzebnego sprzętu. Zdenerwowanie sięgało już zenitu by w końcu wybuchnąć. Haldir, młody ork bardzo dawał do zrozumienia innym Peonom, że nie chce zostawać dłużej w pracy, że ma rodzinę, jest głodny.

Golfimbul jak zwykle nie wtrącał się w nie swoje sprawy.

- Zaraz może się tu rozpętać piekło, nie mieszajmy się do tego wszystkiego – szepnął do Borgull’a – mamy chwilę na odpoczynek, niech ta chwila trwa jak najdłużej.

Siadając podali sobie po ostatnim kawałku chleba i zaczęli rozmawiać.

Sytuacja w tłumie nie była najlepsza, kilku Peonów, w tym Haldir, mówili głośno o swoich odczuciach na temat pracy dla Hordy. Co raz więcej patroli pojawiało się przy polach, szepczący poganiacze jasno dawali do zrozumienia, że interesują się tym, co się dzieje w tłumie.

Peoni stali przy stoisku z narzędziami, które zaraz mieli im wydać. Krew wrzała im w ciele, podburzani przez kilku, skandujących orków, co raz bardziej mieli dość pracy w poniżających warunkach.

- Haldir… głupi ork, myśli, że wyjdzie mu to na dobre – szepnął do Bargulla łysy Peon –

Nie rozumie, że nic z tego nie wyjdzie, poganiacze zaraz przyślą posiłki.

- Myślisz, że to zrobi? Myślisz, że przegoni stąd sługusów Hellscreama i uda mu się jakoś do niego dotrzeć?

- To nigdy się nie uda. Nawet jeśli przedostaną się szturmem do Orgrimmaru.. – przycichł na chwile jakby chciał przełknąć ślinę – czeka na nich Gwardia Garrosha, przeklęci Kor’kron - powiew grozy uciszył na chwilę orka.

Poczekaj chwile, muszę mu przemówi…- chcąc dokończyć, ale Borgull przeszkodził mu wołając głośno

- Golfi!! Oni chwytają za broń!

"Dzień jak co-dzień. Czyli życie Peona" ©

Siemaneczko ludzie, w dniu wczorajszym, założyłem temat o pomyśle na książkę, jednak wysłuchając rady użytkownika Dzz i nie tylko, postanowiłem, a raczej postanowiliśmy razem z użytkownikiem Drakean, stworzyć, coś krótszego niż książka, a mianowicie opowiadanie o tematyce Warcrafta.

@edit

Jest to dopiero fragment opowiadania, dzisiaj do godziny 15.00 postaram się dodać resztę. Piszcie, swoje opinię :)

(TO NIE JEST GOTOWIEC )

Kaszanka

Słońce nad pustynnym Durotarem od samego poranka zdawało się palić żarem, jakby już zenit właśnie zawitał nad głowami orków. Ciepłe promienie światła przechodziły pomiędzy rozdartymi murami Orgrimmaru do środka, oświetlając drogę pracownikom, którzy właśnie wybierali się na pola.
Wczorajszy dzień był ciężki dla Golfimbul'a. Wstając z łóżka jego kości przypomniały mu jego ciężką i żmudną pracę. Rozkopać ziemię na nowe sadzonki, urządzić nowe stoiska dla walecznych wilków, które zamówił Ogunaro Wolfrunner, wyrąbać las przy Dolinie Prób. Kilka szybkich ciosów toporem i drzewo runęło na ziemię niczym upatrzona zwierzyna. Takie prace dla zwykłego, pracującego orka nie były niczym niezwykłym, wręcz przeciwnie! Była to codzienność, którą każdy Peon musiał dzielnie znosić, niezależnie od pory dnia, pogody, czy czasu spędzonego na wydobywaniu ciężkich brył złota. Przełożonych nie obchodziły żadne wytłumaczenia, w ich oczach peon był niczym innym jak kupą gnoju, niewolnikiem, którego jedynym zadaniem była ciężka praca.
Miasto o poranku nie dawało żadnych oznak życia. Cisza i spokój zdawałoby się miały trwać już do końca świata, jednak długi i rozrywający ciszę krzyk służbowego naganiacza dla Peonów oznaczał koniec błogiej ciszy i odpoczynku. Był to jeden z dwóch okrzyków. Golfimbul zerwał się z łóżka i zaczął przygotowywać się do nowego dnia pracy. Jego ubiór nie różnił się od tego, który miał wczoraj. Patrząc na peona i na jego ubrania , nie można było stwierdzić co było bardziej zniszczone i ubrudzone. Stara, skórzana kamizelka okrywała jego umięśnione, zielone ciało. Rękawice, pół buty i spodenki także były w nie najlepszym stanie, skóra z której zostały uszyte ów przedmioty, starła się już do samej tkaniny, co powodowało nie raz otarcia i pęcherze. Golfmbul’a nie było stać na inne ubrania, a nawet jeśli, to zostałoby od razu skonfiskowane przez podwładnych poganiaczy . Sam Golfimbul wyglądem nie różnił się niczym od innych orków. Niski, dobrze zbudowany z wystającymi kłami. Jedyną rzeczą jaka różniła go od innych Peonów była wielka, nieprzenikniona łysina którą odziedziczył od swojego ojca – Golfimbalda. Tuż przed ósmą dało się usłyszeć drugie wołanie do pracy. Dobiegało ze środka miasta i oznaczało tylko jedno, wymarsz. Nie dojadając chleba wziął ostatni łyk ciepłego wywaru z ziół, który dodawał siły i chęci do pracy. Nie sprawdziło się to w przypadku Golfimbula. Zanim wyszedł wziął ze sobą najpotrzebniejsze przedmioty do dzisiejszej pracy. Thazz'ril – poganiacz Peonów oznajmił im wczoraj, że dzisiejszy dzień spędzą na zbieraniu pszenicy i dostarczaniu jej na wyznaczone miejsce, by później przerobić je na chleb, a także wyznaczyć część na sprzedaż. W plecaku Golfimbul’a znalazły się takie przedmioty jak sierp, linka do wiązania snopków oraz spory zapas wody schowany w dwóch dużych bukłakach.

Wychodząc ze swojego domu ucałował żonę oraz dziecko, następnie wyszedł. Podczas gdy przechodził wraz z innymi peonami obok wielkiej siedziby gdzie zamieszkiwał i przesiadywał wielki wódz Hordy – Garrosh Hellscream, spotkał kilku swoich przyjaciół, z którymi pracował od lat. Jego najbliższy przyjaciel Borgull także pracował od urodzenia, co jeszcze bardziej zawęziło stosunki między nimi.
- Aka'magosh przyjacielu! – głos ciężki i ponury, który można by było usłyszeć nawet w Dolinie Chwały, na końcu miasta.
- Aka'magosh, Borgullu dzisiaj znów zbieramy pszenicę, pamiętasz? – szepnął Golfimbul, jakby to była tajemnica którą tylko oni obaj znają.
- Przeklęta pszenica! Już dłużej tego nie zniosę! Przez siedem dni w tygodniu tylko praca i praca, a na obiad i tak owsianka z mlekiem i warzywa. Z czego mamy mieć siłę do pracy!?
- Spokojnie przyjacielu! Jesteśmy do tego stworzeni, lepiej nie zakłócać całości. Możesz jedynie pocieszyć się myślą, że bez nas, ta cała machina – Horda, nie istniałaby !
Borgull był bardzo żwawym orkiem. Gruby i ciężki głos wydobywał się z jego ogromnej, niczym opancerzonej, klatki. Silne ramiona były wstanie podnosić trzykrotnie cięższe ciężary, niż nie jeden Peon mógł podnieść. Wzrostem przewyższał wszystkim swoich towarzyszy. To był plus, jak i minus. Był częściej zabierany do cięższych prac, dłużej przebywał w pracy, a co za tym idzie, był bardziej zmęczony i mniej wyspany rano. Często przeciwstawiał się poganiaczom, za to, że chcieli zabrać go do bardzo ciężkich prac bez dodatkowej gotówki, co nie kończyło się dla niego dobrze. Wiele ran i blizn oplatało jego ciemno-zielone ciało. Często przychodził do Golfimbul’a i jego żony na piwo, by porozmawiać od różnych sprawach. Był jego dobrym przyjacielem i świetnie się dogadywali.

Wiele Peonów szło do pracy. Liczba ich przekraczała siedemdziesięciu pracowników i dziesięciu poganiaczy. Poganiacze nie byli zwykłymi orkami. Byli to, wybrani przez wodza, elitarni orkowie, specjalnie wyszkoleni, by trzymać w ryzach robotników. Podróżowali na wilkach mając przy sobie bicz, wodę oraz jadło, by podczas piętnasto godzinnej pracy nie paść z głodu. Peoni spacerowali pieszo, nie raz kilkadziesiąt kilometrów, zanim znaleźli odpowiedni lat do wyrębu, czy pole do zasiania ziarna.
Golfimbul szedł na przedzie kolumny, zaraz obok niego maszerował Borgull, a za nimi reszta robotników. Każdy był ubrany w to samo, każdy znał każdego i z każdym o wszystkim rozmawiał, jednak podczas pracy należało zachować ciszę. Orkowie, którzy pracowali na polu często umierali z pragnienia, lub wykończenia. Tak właśnie zmarł ojciec Golfimbul’a. Ork z upływem czasu wciąż nie mógł pojąć dlaczego jego ojciec umarł.