
Forsaken World ukazał się już spory czas temu. Twórcy zdążyli wypuścić już nieco dodatków (darmowych), a także wiele patch’y, które tylko usprawniły rozgrywkę. Jednakże, czy ta gra jest warta zachodu? Liczba uczestników, wypuszczonych aktualizacji i samego wsparcia gry mówi sama za siebie. Sam podchodzę już drugi raz do tego tytułu.
FABUŁA I POSTAĆ
Głupio mi mówić o fabule. Jest do bólu fantazyjna i widać, że często ponosiło twórców. Osobiście nie lubię takiej przesady, ale da się żyć. Pewien „pan” odkrył świat i nazwał go Eyrda. Był on na nim bogiem, spłodził nieco dzieci, poczęła się wojna, wszyscy się pozabijali, stworzyli klasy postaci, którymi możemy grać. Potem pojawił się zły smok wskrzeszony przez umierającego Mylvada. Tak to w skrócie było. Generalnie cała otoczka historii przewija się przez całą grę. Wciąż modlimy się do bogów, którzy zsyłają nam różne dary w postaci doświadczenia, czy jakichś przedmiotów – to jest akurat fajne i bardzo mi się podobało, gdyby nie to, że możemy „levelować” swoją modlitwę, co jest dla mnie już absurdem. Dodatkowo dostanie itema graniczy się z cudem. Zazwyczaj mamy do czynienia z niewielką ilością doświadczenia. Dostając zadania standardowo mamy cały dialog, jednak ani historia przedstawiona w grze mnie nie urzekła, ani gadki podczas dialogów. Nie potrafiły mnie wciągnąć do tego świata, ani zaciekawić mnie nim. Po prostu brałem kolejne zadanie i wykonywałem polecenia NPC’tów, które zazwyczaj opierały się na grindzie. Przez ponad trzydzieści poziomów pojawiał się jeden schemat. Ktoś nakazuje nam dojść do następnej lokacji, odbieramy questa, który polega na zabiciu około 15 potworów, czasem zebraniu coś z niego, albo znalezieniu jakichś skrzynek. Po kilku zadaniach idziemy do następnego miejsca i zaczynamy wszystko od nowa. Nie mam tutaj chodź nutki świeżości, powiewu innowacji. Nie jestem fanem grindowania i naprawdę się tutaj zawiodłem. Oprócz daily questów, gdzie zazwyczaj biegamy i z kimś gadamy, nie ma żadnych rewelacji. Jeśli nie lubisz bezsensownego farmienia - nie graj.

Przejdźmy teraz do ras i klas postaci. Mamy pięć dosyć interesujących i naprawdę sensownych klas. Stoneman, Elf, Dwarf, Human i Kindred. Tutaj gra zaskoczyła mnie pozytywnie, gdyż każda z wyżej wymienionych ras ma własną lokację startową, a także skille, które są całkiem przydatne. Do tego nie ma klepania stereotypów, pojawiają się na pewno dla mnie dwie intrygujące rasy. Mamy osiem klas postaci, w tym 5 tradycyjnych (Warrior, Protector, Assassin, Mage, Priest) oraz 3 oryginalne (Marksman, Vampire, Bard). Tutaj to samo co wcześniej, bardzo miłe zaskoczenie. Oprócz standardowych, które na pewno mają duże powodzenie wśród graczy, mamy nowe, wcześniej niespotykane. Przyznam, że są wykonane też solidnie i grało mi się bardzo miło Wampirem, czy Bardem. Ich rozwój to nic innego, jak kalka w kalkę z innych gier – mamy drzeweczko, talenty i róbta co chceta. Liczyłem na coś nowego ze względu na potencjał, jakie mają klasy i rasy postaci. Niestety, jesteśmy skazani na kolejny stereotyp panujący w grach MMORPG. Przejdźmy do elementów, które bardzo mi się podobały. Mamy czternaście profesji, z czego większość prezentująca nowatorskie podejście, np. Socialite - Dusza Towarzystwa. Nie sądzicie, że to wspaniałe? Przyznam, że bardzo intrygująco rozwija się te profesje, a zarazem przynoszą niezłe zyski. Nowe opcje dialogowe z NPC’tami, zniżki w sklepach i różne tego typu bajery. Osobiście bardziej mi to przypadło do gustu, niż oklepane profesje. Co prawda znajdziemy tutaj jeszcze Armorsmith’a, czy Bladesmith’a, ale takie rzeczy powinny zostać ze względu na podstawę mechaniki. Jednak kto zabrania tworzyć nowe, wręcz świetne profesje? Mamy dostęp do petów, które posiadają świetny system. O co się rozchodzi? Generalnie możemy złapać każdego potwora w grze – im wyższy ma level tym będzie trudniej, ale naprawdę warto. Do tego mamy mounty, które rzecz jasna służą do szybkiego przemieszczania. Przyznam, że niektóre wyglądają oszołamiająco. Są na swój sposób przesycone fantastyką, jednak to nie jest złe w tym przypadku.

Należy jeszcze wspomnieć o licznych tytułach, które każdy z graczy może zdobyć. Jest ich bardzo wiele – na początkowych poziomach znajdziemy graczy z takimi samymi nazwami pod nickiem jak my, jednakże z biegiem czasu się to zmieni. Zdobywamy je za pokonywanie przeciwników, znajdźki, czy samo odkrywanie świata gry. Dodają one różne bonusy do statystyk. Mówię o tym dlatego, że jest to istotny element gry, który mi się spodobał. Gdyby było ich mało to na pewno pominąłbym to, jednakże są one bardzo unikatowe, czasem nawet kuriozalne i warte wspomnienia w tej recenzji.
DYNAMIKA I INSTANCJE
Tutaj pojawiają się już duże schody. Forsaken World cierpi na syndrom braku dynamiki. Potwory bardzo długo się zabija, posiadają sporą ilość HP i nawet efektowne skille tego nie ratują. Zabicie jednego moba to często kwestia kilkudziesięciu sekund, a my tylko wciskamy poszczególne klawisze na klawiaturze numerycznej. Zabawa staje się mocno nużąca podczas zadań, gdzie mamy zabić piętnastu przeciwników. W instancjach jest jeszcze gorzej. Kilkuosobowa grupa męczy się z jednym potworem tyle samo czasu, co my podczas samotnego expienia. Strasznie przykrzyło mi to rozgrywkę, a szczególnie podczas gry w party z innymi osobami. Pomówmy teraz o drugim aspekcie podtytułu. Instancje są dosyć przyjemnie zbudowane, chociaż ograniczają się często do kwadratowych, bądź prostokątnych lokacji. Problemy są zaś dwa – jest ich mało, a w dodatku mamy ograniczenie dzienne, gdzie możemy przykładowo wejść maksymalnie pięć razy do wybranego przez nas dungeonu. Szczerze? Niezbyt intuicyjne zagranie. Co prawda, przez brak dynamiki przechodzi się je bardzo długo i w sumie tylko zagorzali gracze będą je przechodzić po pięć razy, gdzie sam odpadałem po dwóch, góra trzech razach. Są natomiast specjalne, nazwijmy to – eventowe lokacje. Jedna polega na wykonywaniu banalnych zadań z ogromną nagrodą (jest on raz na dwa dni). Przykładowo każda rasa posiada swoją wartość liczebną. Musimy odpowiednio wchodzić w okręgi, aby „wbić” wymaganą liczbę. Akurat ten tryb bardzo umila rozgrywkę i jest to przyjemne zagranie ze strony developerów. Tak czy siak, nawet te specjalne instancje nie ratują tego elementu gry. Są przede wszystkim męczące i to chyba jedna z ich największych wad.
GRAFIKA, MUZYKA I EKWIPUNEK
Nie będę Was okłamywał – grafika nie jest najwyższych lotów, chociaż czasem jest na czym zawiesić oko. Najbardziej zaimponowały mi zbroje, które wyglądają wprost epicko (szczególnie dla Asasyna). Kobiety rzecz jasna mają uwydatniony biust, a mężczyźni bardzo masywne i żelazne zbroje. Do tego dochodzą hełmy, których nigdzie indziej nie spotkałem. Wszystko wygląda naprawdę interesująco. Jeżeli chodzi o aspekt muzyki, to praktycznie jej nie słuchałem. Cicha, narracyjna, wręcz jakby jej nie było. Wolałem posłuchać sobie Guns n’ Roses niż tego badziewia. Nie ukrywam, że była tandetna, tak samo jak odgłosy walki.

Chciałem wspomnieć jeszcze o ekwipunku, nie bez przyczyny. Możemy go standardowo upgrade’ować, jednakże najlepsze jest to, że często zmienia się jej wygląd. Chodzi mi głównie o kolor. Jest to zrobione przede wszystkim dobrze i dlatego to piszę, bo to żadna nowość. Kolorowa woń unosi się w bardzo intuicyjny i specyficzny spokój, zarazem nadając nastrój podczas walki. W ekwipunku znajdziemy również scrolle zwiększające na przykład zdobywane doświadczenie. To akurat mnie zaskoczyło, bo jak dobrze wiemy, takie rzeczy pojawiają się głównie w Item Shop’ach.
ZAKOŃCZENIE
Forsaken World to nie jest najgorszy tytuł na rynku. Można, co prawda wiele w nim zmienić, ale wątpię żeby formuła grindownia się zmieniła. Jest to tytuł mocno wspierany przez twórców, przez co mamy ciągle zapewniony nowy content. Ostatnio doszły walki na mountach, których niestety nie zdążyłem przetestować. Polecam wszystkim, którzy po prostu mają problem ze znalezieniem gry na jakiś czas. FW z pewnością dostarczy Wam wspaniałych wrażeń, o ile lubicie grind.
Plusy:
- Zbroooje!
- Klasy i rasy postaci.
- Profesje.
- Eventy.
- Grindówka.
- Rozwijany content.
Minusy:
- Grindówka.
- Muzyka.
- Słaby nacisk na fabułę.
- Dynamika.
- Ograniczone instancje.
Artur "Artcik" Pyśk