Stary tekst, odszukałem gdzies w plikach, chyba dwa lata temu pisane. Chciałem napisać " własną" książkę fantasy, ale potem jakos mi się odechciało. Pokażę wam jak to wygląda, jak się wam spodoba to może napiszę jej dalszą część.
Początek.
Był chłodny poranek, słońce ledwo co wzeszło, rozbłyskiwało dokładnie na pośrodku dwóch gór w Paśmie Gór Tyrańskich. Na trawie był jeszcze szron, zimny jak pot wywołany strachem. Niebo było czyste, można było jeszcze zobaczyć zarys księżyca. Jedynie na dalekiej północy było widać gęste czarne chmury. I to właśnie w ten piękny poranek zaczęło się polowanie. Uena, młoda, silna i zarazem piękna dziewczyna o czarnych włosach i dużych niebieskich oczach. Ubiera się w skórzaną kurtkę, pod spotem ma tunikę, i jeszcze nosi szare spodnie. Ma w lewym uchu dwa kolczyki, jeden srebrny po matce, a drugi złoty po ojcu. Straciła ona rodziców gdy była jeszcze młoda. Została wychowana przez wuja Neda. Łowczyni z Wioski Denrun w tym roku skończyła 15 lat i idzie na swoje pierwsze polowanie. W wiosce tej co roku ludzie wychodzą na polowanie do Gór Tyrańskich. Jedynie w tym miejscu żyją najlepsze okazy Jeleni, Sarn i różnych innych zwierząt. Cały problem polega na tym że to jej pierwsze polowanie, a każdy poluje sam. Jednak Uena już jako dziecko wymakała się do Gór Tyrańskich, dlatego zna tamtejszą okolicę. Wyrusza za moment, dlatego idzie pożegnać się z wujem.
- No to idę - westchnęła.
- Oj, moja mała Uena idzie na swoje pierwsze polowanie. Masz, ten łuk i kołczan który nosiła twoja matka. Obyś go dobrze spożytkowała.
- Dziękuję i do zobaczenia wuju.
Uścisnęli się i poszła. Szybkim krokiem, aż wkrótce zniknęła z oczu Nedowi.
Czas pierwszego polowania.
Zanim dotarła do Gór Tyrańskich minęło półtorej dnia. Było to około trzech staj od wioski. Dlatego rozłożyła swoje skórzane posłanie i przygotowała miejsce na palenisko. Poszła szukać czegoś na rozpałkę, gdyż drewno znalazła niedaleko swojego obozu. Wzięła również łuk, kołczan i plecak. Musiała przecież w czymś przynieść kolację. Widziała niedaleko na polanie kilka królików, więc postanowiła złowić jednego na kolacje i śniadanie. Podeszła do polany, cichym krokiem, przykucnęła w krzakach i ściągnęła po woli łuk, aby nie wystraszyć zdobyczy. Powietrze było zimne, wiatr sprzyjał Uenie, gdyż wiał w jej stronę, dlatego zwierzyna jej nie wyczuje. Wzięła jedna strzałę z kołczanu, powoli naciągnęła cięciwę, i wycelowała w najdorodniejszy okaz. Powoli po karku z pływał jej zimny pot, nie mogła reagować na takie bodźce gdyż chybiła by, musi zachować pełny spokój. Po chwili strzała poleciał, i trafiła. Reszta uciekła. Podleciała i dokończyła żywot królika, gdyż dostał w brzuch i męczył się. Wsadziła go do plecaka i wróciła do obozowiska. Po drodze znalazła suchy chrust na rozpałkę. Gdy wróciła pierwsze co zrobiła to roznieciła ogień, a potem zaczynała obierać królika ze skóry. Wypatroszyła go i podzieliła na dwie części. Druga część zostawiła na jutro. Po zjedzeniu od razu poszła spać. Nie umiała zasnąć, gdyż rozmyślała co by tu jutro upolować. Patrzała w gwiazdy z takim zafascynowaniem że oczy ja zaczęły boleć i chwilkę potem zasnęła.
Następnego poranka, Uena poszła do rzeki znajdującej się za polaną zadbać o potrzeby fizyczne, i umyć się. Potem zjadła śniadanie, sprzątnęła obóz, założyła łuk i kołczan, i wyruszyła w dalsze poszukiwania. Ścieżka prowadziła w górę, drzewa zaczynały się kończyć, na ziemi rosła tylko trawa, sucha, jasno żółta. Dziewczyna zauważyła że jesień nadchodzi. Mijała różnego rodzaju skały, wyschnięte drzewa, rośliny. Natomiast nie widziała tego poco tu przybyła. Nagle zobaczyła jasne światło za skałą, które po chwili zgasło, zignorowała to bo była już zmęczona. Przeszła już jedną staję i nic nie znalazła. Postanowiła odpocząć.
W czasie gdy Uena odpoczywała, Ned siedział w karczmie i opowiadał przyjaciołom o swoich przygodach i o różnych legendach. Pił przy tym dobry trunek, zawsze go ma przy sobie w lewej górnej kieszeni, swojej białej koszuli. Ned to człowiek o dobrym sercu. Uprawia własna farmę, gdzie Uena mu pomaga. Jego wygląd nie różni się niczym nadzwyczajnym. Ma brązowe włosy, krótko ścięte do tego broda średniej długości sięgająca do obojczyków. Średniej postury. Wysoki na około metr osiemdziesiąt. Rozmyślał on o Uenie w wolnych chwilach, miał nadzieje że wszystko z nią w porządku. Kiedy Ned przesiadywał w karczmie zauważył że zbliża się do miasta dziwna osoba w długim płaszczu z kapturem koloru czarnego. Nie wyglądał on na tutejszego, dlatego poszedł sprawdzić kto to.
- Witaj przybyszu, czego szukasz w naszej wiosce? - zapytał z nutką strachu w głosie.
Bez reakcji, po prostu stał przed Nedem. Nedowi zlała się kropla potu po policzku. Jego oczy starały sie zobaczyć twarz, lecz widział tylko podbródek.
- Czy mogę w czymś pomóc? - spytał ponownie.
Nagle podejrzany mężczyzna wyciągnął nóż z rękawa i dźgnął Neda. Oszołomiony Ned spojrzał tylko na mężczyznę i zauważył jego szpetną twarz. Wyglądał jak stwór wprost z legend. Zszokowani mieszkańcy zamarli w bez ruchu z myślą że mogą być następni. W karczmie siedział jeden mężczyzna który przyglądał się całej tej sytuacji, był dosyć spokojny, tak jakby wiedział kto to jest. Wstał i wyszedł z karczmy. Mężczyzna o czarnych krótkich włosach. Oczy miał również czarne jak włosy. Skórę natomiast miał bladą jakby był na coś chory. Wyszedł prosto przed mężczyznę, i ciało Neda i spytał.
- Co tu robisz? -Jego głos brzmiał na bardzo doświadczony.
- Nie twój interes. - Jego głos brzmiał jakby był narzekającym starcem.
- Dlaczego go zabiłeś? - Zadał kolejne pytanie.
- To również nie twój interes. - Odpowiedział stanowczo.
Mężczyznę z karczmy zaczynał irytować podejrzany przybysz.
- Czy wszystkie twoje odpowiedzi będą wyglądać w ten sposób?
- Może tak, może nie.
Mężczyzna z karczmy nie umiał wytrzymać. Wyciągnął swój sztylet z pochwy, która mieściła sie pod płaszczem i zaatakował. Przeciwnik sparował cios, i zadał cały kaskad ciosów. Mężczyzna z karczmy wszystkie zblokował swoim sztyletem. Po czym ruszył do szturmu i szybko uśmiercił podejrzaną istotę. Po upadku, ciało jego rozpłynęło się w powietrzu i zostały po nim same szaty.
Spotkanie.
Uena w czasie odpoczynku kilka razy zobaczyła ów światło, niestety była zbyt zmęczona i poszła spać. Gdy się obudziła światło za skałą pulsowało i nie znikało, uznała to za dziwne więc poszła to sprawdzić. Powoli podchodziła, starając się nie zdemaskować, nie widziała bowiem co znajduje się za skałą. Powietrzy było ciężkie, trudno jej się oddychało. Gdy podeszła do skały troszkę się bała tego co zobaczy, jednak zdecydowanym krokiem szybko wyskoczyła zza skały. Uena była zszokowana, widziała martwego chłopca, który w objęciach trzymał jakby szary kamień. Wyglądał jak jajo, tylko większy od strusiego ze dwa razy. Uena niestety słabo wszystko widziała, gdyż jajo pulsowało tak mocnym światłem że musiała odwrócić wzrok. Podeszła więc po omacku do chłopca, i dotknęła jaja. W tym momencie "kamień" przestał świecić. Pomyślała że może być drogocenny, więc wzięła go do plecaka i wróci z nim do wioski, miała nadzieję że spotka jakiegoś kupca, i wymieni je na złoto. Chłopca pogrzebała i pomodliła się aby jego dusza trafiła do nieba. Uena wyruszyła z powrotem do wioski, bo już trzy dni i noce minęły więc czas wracać.
W tym samym czasie w wiosce.
- Ludzie musicie opuścić wioskę. Lada chwila może ich tu przybyć więcej. - Mężczyzna z karczmy mówił do nich stanowczym głosem.
- Dlaczego mamy uciekać, przecież nic nie uczyniliśmy.
- Ten potwór co tu był był tylko zwiadem, i nazywają ich Drezzuci. Jeżeli jeden już tu był, to przyszli tu po coś. Coś co tu przybędzie, lecz nie teraz.
- O czym ty mówisz człowieku? Jakie stworzenia? Co tu przybędzie?
- Jeszcze nie wiem co lub kto, ale wiem że przybędzie.
Minęły trzy dni od chwili tej rozmowy. Uena nieświadoma tego co stało się w wiosce wraca z uśmiechem na twarzy, gdyż widzi już zarys wioski. Gdy weszła do wioski zobaczyła pustki, wszyscy siedzieli w domach, mieli zatrzaśnięte drzwi. Nie miała pojęcia o co chodzi więc zignorowała to i poszła do domu przywitać się z Wujem. Gdy weszła do domu, nikogo nie zastała. Nagle mężczyzna z karczmy stanął w drzwiach, Uena się wzdrygnęła i spytała się wystraszonym głosem.
- Czego chcesz?
- To ty jesteś Uena?
- Tak, a o co chodzi?
- To może być dla ciebie szokujące więc nie denerwuj się.
- Co chcesz mi powiedzieć? Nie mam zbyt dużo czasu muszę iść szukać mojego wu...
- Twój wuj nie żyje.
- Co? Kłamiesz! Wuj nie mógł zginąć, kto niby miałby go zabić, nie był na nic chory, więc choroba go nie zabiła, więc co?!
- Drezzut, okropna bestia zabiła twego wuja. Wkrótce do wioski przybędzie ich więcej, z pewnością czegoś szukają.
Nagle jajo w torbie zaczęło znowu świecić. Uena szybko je dotknęła, ale Mężczyzna je zauważył.
- Pokaż mi to coś.
- Nie, to ja to znalazłem, ten kamień jest mój.
- To nie jest kamień. Pokaż mi swoje plecy, szybko!
- Co? Poco?
Mężczyzna szybko zdarł z niej tunikę.
- Wiedziałem. Chodź ze mną, szybko, i weź to jajo.
- Hę? Jakie jajo, o co chodzi.
- Bierz to i o nic więcej nie pytaj. Drezzuci właśnie idą po twoje jajo.
- Musimy uciekać? Chciałabym jeszcze iść na grób wuja.
- Dobrze, ale szybko.
Uena szybko się pomodliła i pożegnała na zawsze z wujem. Uena usłyszała jakby potężny trzepot skrzydeł.
popatrzała się w górę i zauważyła coś dziwnego. Nie widziała co to jest. Widziała tylko czarny zarys, bo słońce było w zenicie. Stwór wylądował. Miał cztery łapy, skrzydła, i dziób jak u ptaka. Był obrośnięty piórami, z góry czarne a z dołu białe. Był niemal dwa razy wyższy od mężczyzny i bardzo mocno umięśniony. Było widać kilka blizn, z pewnością po walkach. Jego jedno skrzydło miało rozpiętośc około czterech metrów..
- Co do jest?
- Nie co, a kto. Jest to mój gryf o imieniu Erthag.
- Co tu się dzieję?! Możesz mi to wszystko wytłumaczyć?
- Wsiadaj, po drodze wszystko ci wytłumaczę.
Gdy Erthag przykucnął, Uena siadła przed mężczyzna, aby nie spaść i wystartowali. Potężne uderzenia skrzydeł powodowały że drzewa w około się gięły i w powietrzu rozpyliło się dużo kurzu.
Narodziny.
Gdy odlecieli pół stai od wioski, lecieli nad gęstym lasem, powietrze wiało Uenie w oczy, dlatego starała sie nie patrzeć. W końcu mężczyzna przemówił.
- Nazywam się Megor. Jestem Jeźdźcem Gryfa. Tak samo jak ty.
- Co? Ja jestem jeźdźcem? Co to w ogóle jest ten jeździec?
- To osoba która została wybrana, przez samego gryfa.
- Jak to wybrana, przecież jestem najzwyklejszą dziewczyną z małej wioski.
- Najwidoczniej gryf widzi twoje czyste serce które nigdy się nie splamiło.
W tym momencie jajo zaczęło znowu świecić.
- Najwyższy czas.
Szybko nurkując w dól Erthag zobaczył szczelinę w koronach drzew i wylądował. Kazał szybko zsiąść Uenia z gryfa i położyć jajo na ziemi. Po krótkiej chwili jajo zaczęło pękać, światło wydostawało się tylko przez pęknięcia. Nagle z jaj wyszedł młody gryf który wielkością przypominał psa. Jego pióra było koloru złoto-białego, oczy miał równie złote jak pióra.
- Gratuluję, oto twój gryf. Na dorosłego gryfa wyrośnie w kilka dni, teraz co najważniejsze musi dużo jeść.
- Czy to... Mój gryf?
- Tak twój, po pewnym czasie będzie was łączyć tak silna więź że trudno będzie wam się rozstać.
Zszokowana Uena nie wiedziała co powiedzieć. Chciala wypytać Megora o wszystko. Niestety cała ta sytuacja tam ją zmęczyła że padła bezwładnie na ziemię i zasnęła. Megor wziął ją i położył w objęcia skrzydeł Erthaga żeby nie było jej zimno. Następnego dnia w lesie była mocna mgła a powietrzy było bardzo chłodne. Uena miała na sobie potarganą tunikę więc pomyślała że trzeba by było uszyć nową.
- Łap, twoje nowe odzienie.
- Dzięki, ale zkąd je masz, przecież to moje ubrania.
- Wziąłem z twojego domu, na wszelki wypadek.
- Złodziej ...
Megor się wzdrygnął z powodu tego oskarżenia, a po chwili zaśmiał.
- Co cię tak bawi?
- No bo gdybym nie wziął tego ubrania zamarzła byś, już jest połowa jesieni, poranki i dni są coraz chłodniejsze.
- No tak, masz rację. Nie powinnam myśleć teraz o takich rzeczach. Tak a propo nie widziałam mojego gryfa. Wiesz gdzie on jest?
Nagle Uena usłyszała wyraźny dźwięk dochodzący z góry. Młody, lecz duży gryf wylądował na zimei pokrytej liśćmi, złożył skrzydła i przyjął dziwna pozę. Pochylił się na nogach do przodu i obniżył cały kark z głową w dół.
- Witaj Ueno.
Uena nie wiedziała skąd dochodzi ten dźwięk.
- Megor, skąd dochodzi ten dziwny dźwięk, też go słyszysz?
- To twój gryf przemawia do ciebie. To dziwne że urósł w dorosła formę w jeden dzień. Przeważnie zajmuje to dwa, lub trzy dni. Mojemu gryfowi zajęło to dwa dni.
- Jak mam mu odpowiedzieć?
- Musisz to sama odkryć, głos twego gryfa słyszysz w swoim sercu.
Po chili zastanowienia Uena zamknęła oczy, i skupiając się na jej gryfie.
- Czy ty do mnie przemówiłeś?
- Oczywiście że tak, jesteśmy przecież połączeni silna więzią z której ty chyba nie zdajesz sobie jeszcze sprawy. Moje imię brzmi Calypto.
- Twoje imię... Calypto.
- Czemu jesteś taka zdziwiona?
- Nie, po prostu twoje imię pasuje do ciebie. Jest piękne.