Film reklamowany pod szyldem "Film reżysera Wzgórza mają oczy", czyli Alexandra Aja, który raczej wielkiego kina nie tworzy, a jego jedynym tytułem znanym szerszej publiczności jest właśnie "Wzgórza mają oczy", który to film jest gwoli ścisłości remakiem produkcji o tym samym tytule z roku 1977.
Akcja filmu przenosi nas do miasteczka położonego nad jeziorem Victorii, gdzie jak co roku, podczas wakacji zbierają się setki amerykańskich nastolatków, by oddawać się piciu, zabawie i uciechom cielesnym, z malowniczymi sceneriami w tle. Jednak tego roku coś przerywie sielankę, wstrząsy tektoniczne tworzą szczelinę w dnie jeziora, szczelinę wypełnioną żadnymi krwi stworzeniami z przed dwóch milionów lat. Tyle o samej fabule, niezbyt złożona, prawa?
Bo nie o fabułę w tym filmie się rozchodzi, to rozrywka która zamiast wciągać widza, zalewa go hektolitrami krwi, setkami ogołoconych do samej kości kończyn i niekończącymi się łańcuchami wnętrzności. Osobiście żałuje, bo po cichu liczyłem, że pomimo wszystkich nieprzychylnych znaków, doczekam się produkcji chociaż w marnym stopniu budującej klimat, na wzór "Szczęk", czy "Orki". Niestety produkcji jest znacznie bliżej do filmu o tytule "Barracuda", z 1978 roku, w tym samym zresztą roku powstał film o tematyce podobnej do "Piranha 3-D", "Piranha", z tą różnicą, że rozwój wypadków spowodowany był badaniami nad tym gatunkiem, prowadzonymi przez wojskowy instytut.
Reasumując, film to istna uczta, nie tylko, dla tytułowych piranii, ale przede wszystkim dla fanów gore, innych widzów przypadku film może wręcz zniesmaczyć, a mi chyba bliżej do tych drugich.