Problem z dziewczyną

Nigdy nie sądziłem, że przyjdzie mi kiedykolwiek na ten czas, albo na jakikolwiek czas pisać o tym publicznie. Widocznie muszę być już serio zdesperowany, skoro sięgam porady na forum. Ale cóż. Spokój, opanowanie. Czillałt.

Zacznijmy od tego, że byłem z dziewczyną przez około rok. Przyjeżdżałem do niej, kiedy tylko mogłem, czasem kupywałem jej jakiegoś kwiatka, zabierałem w ciekawe miejsca, czy to w lesie, czy to w górach, często pocieszałem. Starałem się być dla niej najlepszym chłopakiem, jakiego mogłaby sobie wyobrazić. I naprawdę uwierzyłem, że mi się udawało. Sama mi to nawet mówiła mnóstwo razy, że czuje się szczęśliwa, że jestem najlepszym chłopakiem na świecie. A jest ona osobą nieśmiałą, nie lubiącą przeklinać, za to lubiącą w coś pograć (Często na Minecrafcie siedziliśmy). W grudniu, coś się zepsuło. Sam nie wiem co. Ot, zaczęło jej być wszystko obojętne. Myślałem, że to wina okresu, bądź po prostu zimowego krajobrazu, który tak na nią działa. Ale przeciągnęło się aż do teraz. Powiedziała mi wprost, że nie, czy cokolwiek do mnie czuje i sama nie wie dlaczego. Że nie wie, dlaczego teraz potrafi być milsza dla innych niż dla swojego chłopaka. Że czuje się zagubiona. Ilekroć starałem się ją pocieszać, pocieszyć jakoś czule, zrobić dla niej jakiś wiersz, rysunek, film krótki - cokolwiek. Robiłem tego mnóstwo, a efekt był krótkotrwały.

Nie rozumiem tego... Naprawdę tego nie rozumiem. Radziłem się wielu osób i stwierdziły, że jednoznacznie jest to problem z nią, niż ze mną. Każda próba szczerej rozmowy, czy wyjaśnienia sobie czegoś doprowadzała do kłótni, kłótnie do nerwów i skończyło się na wzajemnych "wyzywaniu się", że tak to nazwę.

O co chodzi? Co ja mam właściwie jeszcze zrobić? To jest osoba, dla której naprawdę się poświęciłęm, bo wiedziałem, że było warto. Sama mi pokazywała, że było warto. Bardzo proszę o potraktowanie tematu bardzo poważnie, bez jakichś docinek, czy czegoś w tym rodzaju.