R.O.S.E Online

Przy okazji recenzowania Ragnarok Online wspomniałem, że swoje obcowanie z gatunkiem MMORPG rozpocząłem kawał czasu temu, kiedy jeszcze byłem w gimnazjum. Pisałem wtedy, że produkcją, od której rozpoczął się mój romans z rozgrywkami sieciowymi, był twór programistów koreańskiego studia Triggersoft ? R.O.S.E Online. Będąc całkowitym laikiem, zarówno w temacie MMO, jak i w kwestii samej gry, zakochałem się w koreańskim pożeraczu czasu beznamiętnie i na długo. Ale zacznijmy od początku?

(UWAGA: Już po wstępie wywnioskować można, że będzie to recenzja skrajnie subiektywna, bo napisana przez człowieka, który od pierwszych chwil pozwolił się uwieść i wciąż pozostaje pod niezwykłym czarem produkcji. :))

Rush on Seven Episodes, bo tak rozwija się skrócony tytuł, to gra z gatunku fantasy MMORPG. Swoją premierę miała ona w roku 2004, a więc to kolejna produkcja, która lata świetności (ale, prawdę mówiąc, tylko graficznej) ma już za sobą. Jednakże wcale nie oznacza to, że nowi gracze nie mają czego szukać w świecie ROSE. Z całą stanowczością mogę stwierdzić, że jest zupełnie odwrotnie, a dzieło Triggersoft wciąż potrafi garnąć do siebie ludzi.

Recenzowanie gry zacząć wypada od fabuły, gdyż to przecież ona jest sercem każdej produkcji. Rzuceni zostajemy w miniuniwersum, złożone z siedmiu rożnych planet, z których każda jest na swój sposób unikalna: jedna to kraina spokoju i zieleni, gdzie zaczynamy przygodę, inna, z kolei, to świat pełen złota. (Niestety, trzy planety są wciąż niedostępne i cały czas trwają prace nad nimi.) Systemowi planetarnemu zagraża gniew złego boga o imieniu Hebarn. Jak nietrudno się domyślić naszym zadaniem będzie niweczenie planów nieśmiertelnego przyjemniaczka i uratowanie światów przed chaosem. Historia, którą opisano w świecie gry, co prawda nie porywa, ale nie wolno zapominać, że są to czasy, kiedy w MMO strona fabularna była najczęściej pomijana, a doświadczenie zdobywało się w efekcie długiego i mozolnego zabijania setek potworów. W ROSE rośniemy w siłę głównie dzięki wykonywaniu różnorodnych misji. Niestety grind nie został do końca wyeliminowany, ale zważywszy na czas wydania produkcji to, nawet częściową, rezygnację z takiego rozwiązania odnotować należy na plus. Poza tym, przez większą część gry możemy sobie odpuścić masakrowanie hord stworów i skupić się na wykonywaniu różnych zadań.

Skoro wspomniałem o potworach, to przyjrzyjmy się im bliżej (i nie tylko im), czyli słów kilka o grafice. Oprawa, podobnie jak w przypadku Ragnaroka, jest niemiłosiernie słodka i cukierkowa. W tym przypadku mamy do czynienia z pełnym trójwymiarem. Zarówno postacie jak i tła, pomimo słodyczy, wyglądają ładnie i schludnie. Światy, które przyjdzie nam zwiedzać wykonane są solidnie. Co prawda, po pięciu latach, nie wygląda to już tak ładnie jak w chwili premiery, chociażby woda, bardziej przypomina galaretkę niż wodę (szczególnie w porównaniu do oprawy nowszych produkcji). Mimo to od strony graficznej koreańska produkcja prezentuje się zadowalająco (mówię to z perspektywy dzisiejszego gracza, w chwili wydania było bardzo dobrze). Modele postaci są rzetelnie dopracowane, a szczególną uwagę zwracają kolorowo i bogato zdobione stroje bohaterów. Również stworki występujące w grze są słodkie i milutkie (i żaden nie wygląda na takiego, który mógłby stanowić śmiertelne zagrożenie), a o ich wykonaniu nie można powiedzieć złego słowa. Niestety słodka do mdłości, infantylna oprawa dla wielu ludzi będzie minusem, od razu skreślającym produkcję. Na szczęście istnieje też grupa odbiorców, których wizualna cukierkowość z miejsca przekona do dania szansy dziełu Triggersoft.

Tyle w kwestii obrazu, teraz posłuchajmy jak to to brzmi. Muzyka w grze jest spokojna i dopasowana do lokacji. Nie kaleczy uszu, nie irytuje. Razem z grafiką nadaje koreańskiej produkcji charakterystyczny, słodki klimat. Nie zawaham się stwierdzić nawet, że owy klimat jest unikalny. Do tej pory nie spotkałem się z tak udanym połączeniem cukierkowatości, zarówno tej widzialnej, jak i słyszalnej. Do wszelakich odgłosów również nie mogę się przyczepić. Dopasowane są idealnie do rozgrywki i perfekcyjnie oddają to, co dzieje się na ekranie. Na minus, natomiast, odnotować należy fakt, że osobom, które na co dzień lubią wsłuchiwać się w cięższe brzmienia (tak jak niżej podpisany), kilmatyczna oprawa dźwiękowa może się z czasem osłuchać i zapragną oni zastąpić ją czymś własnym.

Stronę techniczną uznaję za odfajkowaną i skupię się teraz na pozostałych aspektach, charakterystycznych dla każdej produkcji i stanowiącej o jej wyjątkowości.

Po pierwsze dostępne klasy i sposób rozwoju naszego bohatera. Ogólnie dostępnych profesji jest 12, ale w praktyce nie jest tak ładnie, jak mogłoby się wydawać. Tworząc postać możemy zmodyfikować jedynie płeć, rysy twarzy i fryzurę (a, jak na to, co oferują dzisiejsze produkcje, to trochę mało). Grę zaczynamy jako Visitor, i, na mapie przeznaczonej specjalnie dla niskopoziomowych bohaterów, poznajemy zasady rządzące rozgrywką. Kiedy osiągniemy dziesiąty poziom opuszczamy ?krainę newbie? i dopiero teraz rozpoczynamy prawdziwą przygodę. Musimy podjąć decyzje kim będziemy grać. Wybór jest ograniczony do czterech klas: żołnierz, mag, łucznik i handlarz (który oprócz wystawiania sklepu może również tworzyć różne przedmioty). Po osiągnięciu 70 poziomu możemy awansować naszego avatarka o klasę wyżej (każda z czterech podstawowych profesji ma dwie możliwości dalszego rozwoju). Bohater opisany jest przez sześć, standardowych ( statystyk, do nas należy decyzja co zwiększyć w momencie uzyskania kolejnego poziomu. Nawet pomimo niewielkiej liczby dostępnych klas, pozwala to na opracowanie kilku sposobów rozwoju bohatera, a swobodę tworzenia naszego stylu dodatkowo zwiększa duża liczba dostępnych umiejętności.

Mówiąc o cechach charakterystycznych ROSE nie wolno zapominać o pewnych ?ficzerach?, unikalnych dla dzieła Troggersoft. Obok już wspomnianego przeze mnie uniwersum złożonego z siedmiu różnych planet, między którymi podróżujemy za pomocą latającego statku parowego (który budzi we mnie miłe wspomnienia statków z Final Fantasy IX), równie interesująca jest możliwość posiadania nie tylko własnego samochodu (który otrzymać można już na pięćdziesiątym poziomie, po wykonaniu odpowiedniego zadania), ale również robota bojowego. Ponad to, zarówno pojazd, jak i robota, można dowolnie modyfikować i rozbudowywać. Ciekawy sposób na odetchnięcie od rozwiązywania problemów NPC lub mordowania hord ?słodziaków?. Jest to również interesująca rekompensata braku rzemiosła (które, jak to przystało na tamte czasy, dostępne jest tylko jednej profesji).

Koreańska produkcja posiada również liczne aspekty socjalne. Obok znanego i lubianego systemu walk PvP, oraz możliwości tworzenia gildii (tutaj nazywanych klanami) i przeprowadzania walk między nimi, gracz ma możliwość dołączenia do frakcji (które od klanów różnią się tym, że zrzeszają więcej osób i są dowodzone przez NPC). Każda z frakcji udostępnia nam unikalne misje i każda dostarcza odpowiednich korzyści (np. niższe ceny w sklepach). Frakcje mają zadeklarowanych wrogów oraz sojuszników (a więc przynależność do jednej z nich, umożliwia nam bezkarne zabijanie członków przymierzy wrogich naszemu). Ostatnim ciekawym aspektem jest kształtowanie świata przez graczy (na przykład przez wpływ na ekonomię. Decyzje graczy wpływają na zwiększenie lub zmniejszenie cen dóbr w danych regionach świata, a kiedy jakiś towar stanie się zbyt rzadki, uruchomione zostają zadania polegające na dostarczaniu potrzebnych przedmiotów). Takie rozwiązania pozwalają nam poczuć, że uniwersum ROSE jest żywe i my także mamy wpływ na jego kreację. Myślę, że to ogromny plus.

Nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić was do wypróbowania koreańskiej produkcji. Wiem, że bajkowa, dziecinna oprawa odstraszy wielu, ale jeśli nie mdli cię na widok słodyczy w ogromnej ilości, to naprawdę warto dać grze szansę. Chociażby ze względu na zastosowanie ciekawych rozwiązań, takich jak ?żywy? świat dokoła gracza, czy też roboty bojowe. Pomimo, że ROSE niedługo skończy pięć lat, i nie jest pozbawiona wad, wciąż ma wiele do zaoferowania i potrafi nie tylko przyciągnąć, ale również zatrzymać przy sobie na długie długie godziny. Naprawdę warto!

Ocena: 8,5/10 (podobnie jak w przypadku RO, jeśli przeszkadza ci taka oprawa, odejmij dwa punkty)

Grafika 7/10

Dźwięk 8/10

Grywalność 9,5/10

Społeczność 9/10

Przykładowe screeny i filmik z gry:

ROSE 1

ROSE 2

ROSE 3

Tekst pragnę zgłosić do konkursu w kategorii recenzja Proszę o ocenę i krytykę :)

Znowu bardzo elegancko, nawet literówek nie dostrzegłem. Niektóre zdania średnio mi brzmiały, no i "?" zamiast cudzysłowów - to jedyne elementy do których mogę się przyczepić.

18 punktów

18 pkt

18 pkt.

Przy okazji recenzowania Ragnarok Online wspomniałem, że swoje obcowanie z gatunkiem MMORPG rozpocząłem kawał czasu temu, kiedy jeszcze byłem w gimnazjum. Pisałem wtedy, że produkcją, od której rozpoczął się mój romans z rozgrywkami sieciowymi, był twór programistów koreańskiego studia Triggersoft ? R.O.S.E Online. Będąc całkowitym laikiem, zarówno w temacie MMO, jak i w kwestii samej gry, zakochałem się w koreańskim pożeraczu czasu beznamiętnie i na długo. Ale zacznijmy od początku?

(UWAGA: Już po wstępie wywnioskować można, że będzie to recenzja skrajnie subiektywna, bo napisana przez człowieka, który od pierwszych chwil pozwolił się uwieść i wciąż pozostaje pod niezwykłym czarem produkcji. :))

Rush on Seven Episodes, bo tak rozwija się skrócony tytuł, to gra z gatunku fantasy MMORPG. Swoją premierę miała ona w roku 2004, a więc to kolejna produkcja, która lata świetności (ale, prawdę mówiąc, tylko graficznej) ma już za sobą. Jednakże wcale nie oznacza to, że nowi gracze nie mają czego szukać w świecie ROSE. Z całą stanowczością mogę stwierdzić, że jest zupełnie odwrotnie, a dzieło Triggersoft wciąż potrafi garnąć do siebie ludzi.

Recenzowanie gry zacząć wypada od fabuły, gdyż to przecież ona jest sercem każdej produkcji. Rzuceni zostajemy w miniuniwersum, złożone z siedmiu rożnych planet, z których każda jest na swój sposób unikalna: jedna to kraina spokoju i zieleni, gdzie zaczynamy przygodę, inna, z kolei, to świat pełen złota. (Niestety, trzy planety są wciąż niedostępne i cały czas trwają prace nad nimi.) Systemowi planetarnemu zagraża gniew złego boga o imieniu Hebarn. Jak nietrudno się domyślić naszym zadaniem będzie niweczenie planów nieśmiertelnego przyjemniaczka i uratowanie światów przed chaosem. Historia, którą opisano w świecie gry, co prawda nie porywa, ale nie wolno zapominać, że są to czasy, kiedy w MMO strona fabularna była najczęściej pomijana, a doświadczenie zdobywało się w efekcie długiego i mozolnego zabijania setek potworów. W ROSE rośniemy w siłę głównie dzięki wykonywaniu różnorodnych misji. Niestety grind nie został do końca wyeliminowany, ale zważywszy na czas wydania produkcji to, nawet częściową, rezygnację z takiego rozwiązania odnotować należy na plus. Poza tym, przez większą część gry możemy sobie odpuścić masakrowanie hord stworów i skupić się na wykonywaniu różnych zadań.

Skoro wspomniałem o potworach, to przyjrzyjmy się im bliżej (i nie tylko im), czyli słów kilka o grafice. Oprawa, podobnie jak w przypadku Ragnaroka, jest niemiłosiernie słodka i cukierkowa. W tym przypadku mamy do czynienia z pełnym trójwymiarem. Zarówno postacie jak i tła, pomimo słodyczy, wyglądają ładnie i schludnie. Światy, które przyjdzie nam zwiedzać wykonane są solidnie. Co prawda, po pięciu latach, nie wygląda to już tak ładnie jak w chwili premiery, chociażby woda, bardziej przypomina galaretkę niż wodę (szczególnie w porównaniu do oprawy nowszych produkcji). Mimo to od strony graficznej koreańska produkcja prezentuje się zadowalająco (mówię to z perspektywy dzisiejszego gracza, w chwili wydania było bardzo dobrze). Modele postaci są rzetelnie dopracowane, a szczególną uwagę zwracają kolorowo i bogato zdobione stroje bohaterów. Również stworki występujące w grze są słodkie i milutkie (i żaden nie wygląda na takiego, który mógłby stanowić śmiertelne zagrożenie), a o ich wykonaniu nie można powiedzieć złego słowa. Niestety słodka do mdłości, infantylna oprawa dla wielu ludzi będzie minusem, od razu skreślającym produkcję. Na szczęście istnieje też grupa odbiorców, których wizualna cukierkowość z miejsca przekona do dania szansy dziełu Triggersoft.

Tyle w kwestii obrazu, teraz posłuchajmy jak to to brzmi. Muzyka w grze jest spokojna i dopasowana do lokacji. Nie kaleczy uszu, nie irytuje. Razem z grafiką nadaje koreańskiej produkcji charakterystyczny, słodki klimat. Nie zawaham się stwierdzić nawet, że owy klimat jest unikalny. Do tej pory nie spotkałem się z tak udanym połączeniem cukierkowatości, zarówno tej widzialnej, jak i słyszalnej. Do wszelakich odgłosów również nie mogę się przyczepić. Dopasowane są idealnie do rozgrywki i perfekcyjnie oddają to, co dzieje się na ekranie. Na minus, natomiast, odnotować należy fakt, że osobom, które na co dzień lubią wsłuchiwać się w cięższe brzmienia (tak jak niżej podpisany), kilmatyczna oprawa dźwiękowa może się z czasem osłuchać i zapragną oni zastąpić ją czymś własnym.

Stronę techniczną uznaję za odfajkowaną i skupię się teraz na pozostałych aspektach, charakterystycznych dla każdej produkcji i stanowiącej o jej wyjątkowości.

Po pierwsze dostępne klasy i sposób rozwoju naszego bohatera. Ogólnie dostępnych profesji jest 12, ale w praktyce nie jest tak ładnie, jak mogłoby się wydawać. Tworząc postać możemy zmodyfikować jedynie płeć, rysy twarzy i fryzurę (a, jak na to, co oferują dzisiejsze produkcje, to trochę mało). Grę zaczynamy jako Visitor, i, na mapie przeznaczonej specjalnie dla niskopoziomowych bohaterów, poznajemy zasady rządzące rozgrywką. Kiedy osiągniemy dziesiąty poziom opuszczamy ?krainę newbie? i dopiero teraz rozpoczynamy prawdziwą przygodę. Musimy podjąć decyzje kim będziemy grać. Wybór jest ograniczony do czterech klas: żołnierz, mag, łucznik i handlarz (który oprócz wystawiania sklepu może również tworzyć różne przedmioty). Po osiągnięciu 70 poziomu możemy awansować naszego avatarka o klasę wyżej (każda z czterech podstawowych profesji ma dwie możliwości dalszego rozwoju). Bohater opisany jest przez sześć, standardowych ( statystyk, do nas należy decyzja co zwiększyć w momencie uzyskania kolejnego poziomu. Nawet pomimo niewielkiej liczby dostępnych klas, pozwala to na opracowanie kilku sposobów rozwoju bohatera, a swobodę tworzenia naszego stylu dodatkowo zwiększa duża liczba dostępnych umiejętności.

Mówiąc o cechach charakterystycznych ROSE nie wolno zapominać o pewnych ?ficzerach?, unikalnych dla dzieła Troggersoft. Obok już wspomnianego przeze mnie uniwersum złożonego z siedmiu różnych planet, między którymi podróżujemy za pomocą latającego statku parowego (który budzi we mnie miłe wspomnienia statków z Final Fantasy IX), równie interesująca jest możliwość posiadania nie tylko własnego samochodu (który otrzymać można już na pięćdziesiątym poziomie, po wykonaniu odpowiedniego zadania), ale również robota bojowego. Ponad to, zarówno pojazd, jak i robota, można dowolnie modyfikować i rozbudowywać. Ciekawy sposób na odetchnięcie od rozwiązywania problemów NPC lub mordowania hord ?słodziaków?. Jest to również interesująca rekompensata braku rzemiosła (które, jak to przystało na tamte czasy, dostępne jest tylko jednej profesji).

Koreańska produkcja posiada również liczne aspekty socjalne. Obok znanego i lubianego systemu walk PvP, oraz możliwości tworzenia gildii (tutaj nazywanych klanami) i przeprowadzania walk między nimi, gracz ma możliwość dołączenia do frakcji (które od klanów różnią się tym, że zrzeszają więcej osób i są dowodzone przez NPC). Każda z frakcji udostępnia nam unikalne misje i każda dostarcza odpowiednich korzyści (np. niższe ceny w sklepach). Frakcje mają zadeklarowanych wrogów oraz sojuszników (a więc przynależność do jednej z nich, umożliwia nam bezkarne zabijanie członków przymierzy wrogich naszemu). Ostatnim ciekawym aspektem jest kształtowanie świata przez graczy (na przykład przez wpływ na ekonomię. Decyzje graczy wpływają na zwiększenie lub zmniejszenie cen dóbr w danych regionach świata, a kiedy jakiś towar stanie się zbyt rzadki, uruchomione zostają zadania polegające na dostarczaniu potrzebnych przedmiotów). Takie rozwiązania pozwalają nam poczuć, że uniwersum ROSE jest żywe i my także mamy wpływ na jego kreację. Myślę, że to ogromny plus.

Nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić was do wypróbowania koreańskiej produkcji. Wiem, że bajkowa, dziecinna oprawa odstraszy wielu, ale jeśli nie mdli cię na widok słodyczy w ogromnej ilości, to naprawdę warto dać grze szansę. Chociażby ze względu na zastosowanie ciekawych rozwiązań, takich jak ?żywy? świat dokoła gracza, czy też roboty bojowe. Pomimo, że ROSE niedługo skończy pięć lat, i nie jest pozbawiona wad, wciąż ma wiele do zaoferowania i potrafi nie tylko przyciągnąć, ale również zatrzymać przy sobie na długie długie godziny. Naprawdę warto!

Ocena: 8,5/10 (podobnie jak w przypadku RO, jeśli przeszkadza ci taka oprawa, odejmij dwa punkty)

Grafika 7/10

Dźwięk 8/10

Grywalność 9,5/10

Społeczność 9/10

Przykładowe screeny i filmik z gry:

ROSE 1

ROSE 2

ROSE 3

Tekst pragnę zgłosić do konkursu w kategorii recenzja Proszę o ocenę i krytykę :)