Recenzja: EUO

1pngh.png

Czy chcielibyście zagrać w grę tak „old-school’ową” i „hardcorową”, że pierwsze z nią spotkanie zazwyczaj kończy się płaczem i wyrzuceniem klawiatury przez okno? Jeżeli tak, to zapraszam do przeczytania mojej recenzji o „retro wieloosobowej grze RPG online, inspirowanej wczesnymi wersjami Ultimy, Nethacka, Diablo, złotej edycji AD&D, Magic Candle, etc.”, jak pisze o niej sam autor, Australijczyk Max Breedon. Zabiorę was w masochistyczną podróż, która nie każdemu się spodoba, lecz wytrwali być może odnajdą tak długo poszukiwaną prawdziwą grę RPG. Pozycję, która wciąga niczym mikser, sprawia ogromną radość i satysfakcję, ale jednocześnie nie zapomina zaaplikować solidnej porcji bólu, łez i złorzeczeń.

Pierwszy rzut oka

EUO to gra MORPG wydana w 2003 roku. Obecna wersja funkcjonuje od 2007. Twórca sprytnie wyrzucił jedno „M” z nazwy gatunku, bo o tłumach nie możemy tutaj mówić. Średnia liczba online oscyluje w okolicach 10, ale zdarzają się prawdziwe rekordy dochodzące do dwóch tuzinów. Nic dziwnego, wszak gra swoją złożonością i grafiką odstrasza zainteresowanych już w lokacji treningowej. Oprawa stylizowana na późną epokę DOSa jest barierą, którą po prostu należy przeskoczyć. Ma swój specyficzny klimat i później nie można już sobie wyobrazić bez niej gry.

Przed wejściem w skomplikowany świat Nowej Sosarii należy stworzyć swojego herosa. Jak w wielu innych produkcjach, tak i w EUO funkcjonuje schemat „od zera do bohatera”; więc na początku z błyskiem w oku ruszymy w łachmanach i kijem w dłoni, aby po kilku latach jednym zaklęciem rozbijać na atomy całe miasta. Do wyboru mamy 9 ras i 5 klas. Ponadto możemy określić naszą płeć oraz wybrać odpowiadający nam awatar.

Po 5 minutach przebywania na wyspie nowicjuszy dochodzi do nas, że bez poradnika ani rusz. Wyskakujące co chwilę informacje o rozmaitych skrótach klawiszowych przytłaczają i wprowadzają zamieszanie w naszych niegotowych jeszcze na tę wiedzę główkach. W takich chwilach najlepiej sprawdza się zwykła kartka i ołówek. Jeżeli ktoś optymistycznie zacznie swoją przygodę klasą magiczną, po zobaczeniu porad na temat czarowania złapie się za głowę w geście niedowierzania i niezrozumienia, a następnie zmieni na coś prostszego – choćby wojownika.

Nieważne czy nasza owocna wędrówka przez interaktywny poradnik skończy się sukcesem, czy klęską – po wejściu w portal do normalnego świata lepiej nie będzie. Tam już żaden NPC nie poprowadzi nas za rękę i nie wytłumaczy setny raz czemu aby nie zczeznąć z głodu, należy wszamać coś pożywnego. Jeżeli przetrwałeś do tego momentu i zrozumiałeś z samouczka chociaż połowę to wiedz, iż najtrudniejszy moment masz już za sobą.

45412979.png

Świat mnie nie lubi

Po przejściu wyspy trafiamy do najpopularniejszego i zarazem jednego z najmniejszych miast w Nowej Sosarii – Nordhaven. Kompletnie nie mamy pojęcia co ze sobą zrobić. Trudności sprawia nawet porozumiewanie się z NPC’ami, ponieważ interakcja z nimi opiera się na czymś rzadko spotykanym: interaktywnym dialogu. Tylko od przebiegu rozmowy, od tego co wklepiemy w pole czatu, zależy czy dostaniemy zadanie lub dowiemy się interesujących informacji. Na szczęście początkowe misje są proste i nie musimy się namęczyć w konwersacjach, aby je zdobyć. Powoli wczuwamy się w nowy świat i łapiemy klawiszologię.

Wyruszamy wraz z pierwszym zadaniem do naszego dziewiczego kompleksu podziemnego (dungeonu) i w tym momencie spotyka nas pierwsza prawdziwa niespodzianka. Giniemy. A to od potworka, a to od zatrutej wody z fontanny, a to od źle wypowiedzianego zaklęcia, który doprowadził do samozapłonu. Nieważne, szukamy na kartce kombinacji klawiszy, dzięki której będziemy mogli się odrodzić. Na pierwszych poziomach na szczęście nie zostawiając w zwłokach monet. Tutaj czeka nas kolejna niespodzianka - nie możemy się uleczyć. Szybko zasięgamy języka na czacie i dowiadujemy się, że należy udać się na świętą ziemię i chwilę pomedytować. Tak samo zresztą jest z awansem na wyższy poziom. Jak już uzbieramy 100% potrzebnego doświadczenia na wyższy poziom możemy udać się do któregoś ze świętych gajów i pomedytować. W zależności do którego się udamy, dostaniemy konkretne statystyki. Ciekawostką jest to, iż możemy awansować skokowo, czyli nabijać doświadczenie na przykład na 5 poziomie i przy jednorazowej wycieczce do gaju awansować na 9.

Na mapie głównej potwory generowane są losowo, więc wielokrotnie idąc uleczyć się po wskrzeszeniu zostaniemy zasztyletowani przez zabójcę czyhającego w przydrożnych krzakach. Czasami nieopacznie zbliżywszy się do brzegu możemy zostać wciągnięci do wodnych odmętów przez lewiatana. Raz nie mogłem wejść do miasta, bo trwała w nim bójka strażników z wysokopoziomowymi graczami „kryminalistami” i ginąłem od zabłąkanych strzał i magicznych rykoszetów.

A jaką miałem niemiłą niespodziankę, kiedy po walce z wilkołakiem okazało się, że stałem się likantropem? Stanie na środku rynku podczas pełni to nienajlepszy pomysł. Do dzisiaj z tym walczę, ale powoli zaczynam dopasowywać elementy układanki składające się na antidotum.

76475298.png

Jestem drwalem, czarnoksiężnikiem, ale i paladynem!

Gra ma rozbudowany system rzemiosł, których rozwijanie jest tak samo trudne i złożone jak sama gra. Możemy zostać alchemikiem, kucharzem, górnikiem… ale również szewcem, zaklinaczem, kreatorem golemów, itd. Do wyboru jest mnóstwo profesji i umiejętności zbierackich. Kto by pomyślał, że aby założyć znaleziony, wywalczony, czy ukradziony przedmiot musimy go najpierw zidentyfikować? Nie jest to łatwe, bo wymaga odpowiednio wysokiej umiejętności w tym zakresie. Na szczęście zawsze można asekurować się specjalnymi zwojami identyfikacji.

Owoce naszej ciężkiej pracy możemy zjadać, nosić, sprzedawać, czy posyłać w kierunku wrogów. Profesje pozwalają ponadto tworzyć nieprzeciętne przedmioty dostępne tylko dla wykonawcy, na przykład kucharz może przyrządzić sobie jedzenie, które doda mu bonusy do statystyk. Pan od golemów może sobie aktywować jednego i posłać na regularne „oczyszczanie” podziemi w goblińskiego plugastwa.

Każda klasa dzieli się na podklasy: specjalizacje lub szkoły magiczne, w zależności od wyboru. Umiejętności rozwijamy poprzez ich używanie. Możemy również ćwiczyć różne szkoły równolegle, ale do tego dochodzi jedna z najciekawszych cech EUO. Brak ograniczeń klasowych. Chcesz być kapłanem biegającym w zbroi płytowej, z tarczą i buzdyganem? Droga wolna! Chcesz być „czołgiem”, który skupiając na sobie uwagę oponentów, przywoła szarańczę lub ukradkiem wypuści kulę ognia? Nie ma problemu. Ilu jest graczy, tyle jest pomysłów na daną postać. Będąc łotrzykiem możesz kupić czary maga i spróbować je rozwijać. Idzie to jak krew z nosa, ale jest wykonalne.

33885421.png

Społeczność, czyli czemu każdy chce mnie uszczęśliwić

Tzw. „community” w EUO jest czymś niesamowitym. Nie dość, że po dziś dzień grają w tę grę osoby, które swoją przygodę rozpoczęły w 2003 roku, to na dodatek wszyscy są dla siebie mili, zawsze pomogą, doradzą. Kiedy będąc jeszcze nowym graczem zapytałem na czacie jak dostać się w jedno miejsce, od razu kilka osób przyszło i zaprowadziło mnie osobiście, dając kilka cennych rad, trochę grosza, jakieś przedmioty i trochę strawy, co bym nie zmizerniał. Takie zachowanie jest uzasadnione, ponieważ gra nie jest zbyt popularna, więc każdy nowy użytkownik jest ciepło witany.

Wbrew pozorom często można spotkać ludzi w najmniej prawdopodobnych miejscach. Raz przeczesując naprawdę głębokie poziomy lochów natknąłem się na czarnoksiężnika, który właśnie wychodził z ukrytej komnaty na jakimś zadupiu, gdzie szukał i znalazł zwój z czarem. Miałem wtedy na pieńku z orkami, więc zaoferował pomoc jednocześnie chcąc przetestować nowe zaklęcie. Obaj zginęliśmy kilka sekund później na skutek błędnej inkantacji. Nie odnalazłem już swojego ciała, co się często zdarza. Gra lubi bawić się emocjami graczy, często w jawny sposób z nich szydząc:

50755936.png

Gra nie dla każdego

Gra swoją złożonością i grafiką nie robi najlepszego pierwszego wrażenia. Ale odrobina wytrwałości, tolerancji i zaangażowania nagradza niesamowicie wciągającą i satysfakcjonującą rozgrywką, pełną zwrotów akcji, ciekawych przygód i cierpienia. To właśnie przez jej „hardcorowość” stała się dla niektórych ‘numerem 1’ do końca życia. W grze nie spotkałem osobiście żadnego Polaka lecz wiem, że takowi grają. Zaglądając przez okna prywatnych domków podczas ucieczki z miasta, gdzieś na końcu świata, przemknęły mi polskie oznaczenia skrzynek i pakunków, a nazwa postaci „PtasieMleczko”, czy „Jacek” w EUO’wskim Armory nie pozostawia wątpliwości.

Audio składa się głównie z odgłosów czynności, takich jak walka, chodzenie, czarowanie, czy używanie różnych przedmiotów. Muzyka jest, ale epokowo mieści się tam gdzie grafika, więc albo się do niej przyzwyczai albo po prostu wyłączy.

Mnie osobiście gra urzekła. Cieszę się, że dałem jej szansę, chociaż wiele razy wystawiała mnie na próbę. To jedna z tych gier, w których człowiek cały czas się uczy i nigdy nie dojdzie do perfekcji. To również fenomenalna społeczność oraz klimat, którego brakuje większości dzisiejszych produkcji. EUO ma to coś – przyciąga i prowokuje, nagradza i konsekwentnie kara za popełnione błędy.

Długo zastanawiałem się nad tą publikacją, ponieważ obawiałem się, że nieodpowiednie osoby mogłyby zepsuć atmosferę. Stwierdziłem jednak, że takie osobniki odbiją się od niej już na starcie. Tymczasem wracam do Nowej Sosarii, aby zginąć w brutalnej i chaotycznej walce z systemem.

VIDEO 3/10

AUDIO 4/10

GRYWALNOŚĆ 9/10

OCENA SUBIEKTYWNA: 8/10

by Unleashed

http://euotopia.com/

http://euotopia.com/manual/index.php/Main_Page

Na nowszych systemach grę należy odpalić poprzez launcher znajdujący się w folderze z grą, odznaczyć w nim full screen mode oraz zaznaczyć GLU.

warn_ico.png
Za dp. - Dzz'

bump, jakby kogoś to zainteresowało

1pngh.png

Czy chcielibyście zagrać w grę tak „old-school’ową” i „hardcorową”, że pierwsze z nią spotkanie zazwyczaj kończy się płaczem i wyrzuceniem klawiatury przez okno? Jeżeli tak, to zapraszam do przeczytania mojej recenzji o „retro wieloosobowej grze RPG online, inspirowanej wczesnymi wersjami Ultimy, Nethacka, Diablo, złotej edycji AD&D, Magic Candle, etc.”, jak pisze o niej sam autor, Australijczyk Max Breedon. Zabiorę was w masochistyczną podróż, która nie każdemu się spodoba, lecz wytrwali być może odnajdą tak długo poszukiwaną prawdziwą grę RPG. Pozycję, która wciąga niczym mikser, sprawia ogromną radość i satysfakcję, ale jednocześnie nie zapomina zaaplikować solidnej porcji bólu, łez i złorzeczeń.

Pierwszy rzut oka

EUO to gra MORPG wydana w 2003 roku. Obecna wersja funkcjonuje od 2007. Twórca sprytnie wyrzucił jedno „M” z nazwy gatunku, bo o tłumach nie możemy tutaj mówić. Średnia liczba online oscyluje w okolicach 10, ale zdarzają się prawdziwe rekordy dochodzące do dwóch tuzinów. Nic dziwnego, wszak gra swoją złożonością i grafiką odstrasza zainteresowanych już w lokacji treningowej. Oprawa stylizowana na późną epokę DOSa jest barierą, którą po prostu należy przeskoczyć. Ma swój specyficzny klimat i później nie można już sobie wyobrazić bez niej gry.

Przed wejściem w skomplikowany świat Nowej Sosarii należy stworzyć swojego herosa. Jak w wielu innych produkcjach, tak i w EUO funkcjonuje schemat „od zera do bohatera”; więc na początku z błyskiem w oku ruszymy w łachmanach i kijem w dłoni, aby po kilku latach jednym zaklęciem rozbijać na atomy całe miasta. Do wyboru mamy 9 ras i 5 klas. Ponadto możemy określić naszą płeć oraz wybrać odpowiadający nam awatar.

Po 5 minutach przebywania na wyspie nowicjuszy dochodzi do nas, że bez poradnika ani rusz. Wyskakujące co chwilę informacje o rozmaitych skrótach klawiszowych przytłaczają i wprowadzają zamieszanie w naszych niegotowych jeszcze na tę wiedzę główkach. W takich chwilach najlepiej sprawdza się zwykła kartka i ołówek. Jeżeli ktoś optymistycznie zacznie swoją przygodę klasą magiczną, po zobaczeniu porad na temat czarowania złapie się za głowę w geście niedowierzania i niezrozumienia, a następnie zmieni na coś prostszego – choćby wojownika.

Nieważne czy nasza owocna wędrówka przez interaktywny poradnik skończy się sukcesem, czy klęską – po wejściu w portal do normalnego świata lepiej nie będzie. Tam już żaden NPC nie poprowadzi nas za rękę i nie wytłumaczy setny raz czemu aby nie zczeznąć z głodu, należy wszamać coś pożywnego. Jeżeli przetrwałeś do tego momentu i zrozumiałeś z samouczka chociaż połowę to wiedz, iż najtrudniejszy moment masz już za sobą.

45412979.png

Świat mnie nie lubi

Po przejściu wyspy trafiamy do najpopularniejszego i zarazem jednego z najmniejszych miast w Nowej Sosarii – Nordhaven. Kompletnie nie mamy pojęcia co ze sobą zrobić. Trudności sprawia nawet porozumiewanie się z NPC’ami, ponieważ interakcja z nimi opiera się na czymś rzadko spotykanym: interaktywnym dialogu. Tylko od przebiegu rozmowy, od tego co wklepiemy w pole czatu, zależy czy dostaniemy zadanie lub dowiemy się interesujących informacji. Na szczęście początkowe misje są proste i nie musimy się namęczyć w konwersacjach, aby je zdobyć. Powoli wczuwamy się w nowy świat i łapiemy klawiszologię.

Wyruszamy wraz z pierwszym zadaniem do naszego dziewiczego kompleksu podziemnego (dungeonu) i w tym momencie spotyka nas pierwsza prawdziwa niespodzianka. Giniemy. A to od potworka, a to od zatrutej wody z fontanny, a to od źle wypowiedzianego zaklęcia, który doprowadził do samozapłonu. Nieważne, szukamy na kartce kombinacji klawiszy, dzięki której będziemy mogli się odrodzić. Na pierwszych poziomach na szczęście nie zostawiając w zwłokach monet. Tutaj czeka nas kolejna niespodzianka - nie możemy się uleczyć. Szybko zasięgamy języka na czacie i dowiadujemy się, że należy udać się na świętą ziemię i chwilę pomedytować. Tak samo zresztą jest z awansem na wyższy poziom. Jak już uzbieramy 100% potrzebnego doświadczenia na wyższy poziom możemy udać się do któregoś ze świętych gajów i pomedytować. W zależności do którego się udamy, dostaniemy konkretne statystyki. Ciekawostką jest to, iż możemy awansować skokowo, czyli nabijać doświadczenie na przykład na 5 poziomie i przy jednorazowej wycieczce do gaju awansować na 9.

Na mapie głównej potwory generowane są losowo, więc wielokrotnie idąc uleczyć się po wskrzeszeniu zostaniemy zasztyletowani przez zabójcę czyhającego w przydrożnych krzakach. Czasami nieopacznie zbliżywszy się do brzegu możemy zostać wciągnięci do wodnych odmętów przez lewiatana. Raz nie mogłem wejść do miasta, bo trwała w nim bójka strażników z wysokopoziomowymi graczami „kryminalistami” i ginąłem od zabłąkanych strzał i magicznych rykoszetów.

A jaką miałem niemiłą niespodziankę, kiedy po walce z wilkołakiem okazało się, że stałem się likantropem? Stanie na środku rynku podczas pełni to nienajlepszy pomysł. Do dzisiaj z tym walczę, ale powoli zaczynam dopasowywać elementy układanki składające się na antidotum.

76475298.png

Jestem drwalem, czarnoksiężnikiem, ale i paladynem!

Gra ma rozbudowany system rzemiosł, których rozwijanie jest tak samo trudne i złożone jak sama gra. Możemy zostać alchemikiem, kucharzem, górnikiem… ale również szewcem, zaklinaczem, kreatorem golemów, itd. Do wyboru jest mnóstwo profesji i umiejętności zbierackich. Kto by pomyślał, że aby założyć znaleziony, wywalczony, czy ukradziony przedmiot musimy go najpierw zidentyfikować? Nie jest to łatwe, bo wymaga odpowiednio wysokiej umiejętności w tym zakresie. Na szczęście zawsze można asekurować się specjalnymi zwojami identyfikacji.

Owoce naszej ciężkiej pracy możemy zjadać, nosić, sprzedawać, czy posyłać w kierunku wrogów. Profesje pozwalają ponadto tworzyć nieprzeciętne przedmioty dostępne tylko dla wykonawcy, na przykład kucharz może przyrządzić sobie jedzenie, które doda mu bonusy do statystyk. Pan od golemów może sobie aktywować jednego i posłać na regularne „oczyszczanie” podziemi w goblińskiego plugastwa.

Każda klasa dzieli się na podklasy: specjalizacje lub szkoły magiczne, w zależności od wyboru. Umiejętności rozwijamy poprzez ich używanie. Możemy również ćwiczyć różne szkoły równolegle, ale do tego dochodzi jedna z najciekawszych cech EUO. Brak ograniczeń klasowych. Chcesz być kapłanem biegającym w zbroi płytowej, z tarczą i buzdyganem? Droga wolna! Chcesz być „czołgiem”, który skupiając na sobie uwagę oponentów, przywoła szarańczę lub ukradkiem wypuści kulę ognia? Nie ma problemu. Ilu jest graczy, tyle jest pomysłów na daną postać. Będąc łotrzykiem możesz kupić czary maga i spróbować je rozwijać. Idzie to jak krew z nosa, ale jest wykonalne.

33885421.png

Społeczność, czyli czemu każdy chce mnie uszczęśliwić

Tzw. „community” w EUO jest czymś niesamowitym. Nie dość, że po dziś dzień grają w tę grę osoby, które swoją przygodę rozpoczęły w 2003 roku, to na dodatek wszyscy są dla siebie mili, zawsze pomogą, doradzą. Kiedy będąc jeszcze nowym graczem zapytałem na czacie jak dostać się w jedno miejsce, od razu kilka osób przyszło i zaprowadziło mnie osobiście, dając kilka cennych rad, trochę grosza, jakieś przedmioty i trochę strawy, co bym nie zmizerniał. Takie zachowanie jest uzasadnione, ponieważ gra nie jest zbyt popularna, więc każdy nowy użytkownik jest ciepło witany.

Wbrew pozorom często można spotkać ludzi w najmniej prawdopodobnych miejscach. Raz przeczesując naprawdę głębokie poziomy lochów natknąłem się na czarnoksiężnika, który właśnie wychodził z ukrytej komnaty na jakimś zadupiu, gdzie szukał i znalazł zwój z czarem. Miałem wtedy na pieńku z orkami, więc zaoferował pomoc jednocześnie chcąc przetestować nowe zaklęcie. Obaj zginęliśmy kilka sekund później na skutek błędnej inkantacji. Nie odnalazłem już swojego ciała, co się często zdarza. Gra lubi bawić się emocjami graczy, często w jawny sposób z nich szydząc:

50755936.png

Gra nie dla każdego

Gra swoją złożonością i grafiką nie robi najlepszego pierwszego wrażenia. Ale odrobina wytrwałości, tolerancji i zaangażowania nagradza niesamowicie wciągającą i satysfakcjonującą rozgrywką, pełną zwrotów akcji, ciekawych przygód i cierpienia. To właśnie przez jej „hardcorowość” stała się dla niektórych ‘numerem 1’ do końca życia. W grze nie spotkałem osobiście żadnego Polaka lecz wiem, że takowi grają. Zaglądając przez okna prywatnych domków podczas ucieczki z miasta, gdzieś na końcu świata, przemknęły mi polskie oznaczenia skrzynek i pakunków, a nazwa postaci „PtasieMleczko”, czy „Jacek” w EUO’wskim Armory nie pozostawia wątpliwości.

Audio składa się głównie z odgłosów czynności, takich jak walka, chodzenie, czarowanie, czy używanie różnych przedmiotów. Muzyka jest, ale epokowo mieści się tam gdzie grafika, więc albo się do niej przyzwyczai albo po prostu wyłączy.

Mnie osobiście gra urzekła. Cieszę się, że dałem jej szansę, chociaż wiele razy wystawiała mnie na próbę. To jedna z tych gier, w których człowiek cały czas się uczy i nigdy nie dojdzie do perfekcji. To również fenomenalna społeczność oraz klimat, którego brakuje większości dzisiejszych produkcji. EUO ma to coś – przyciąga i prowokuje, nagradza i konsekwentnie kara za popełnione błędy.

Długo zastanawiałem się nad tą publikacją, ponieważ obawiałem się, że nieodpowiednie osoby mogłyby zepsuć atmosferę. Stwierdziłem jednak, że takie osobniki odbiją się od niej już na starcie. Tymczasem wracam do Nowej Sosarii, aby zginąć w brutalnej i chaotycznej walce z systemem.

VIDEO 3/10

AUDIO 4/10

GRYWALNOŚĆ 9/10

OCENA SUBIEKTYWNA: 8/10

by Unleashed

http://euotopia.com/

http://euotopia.com/manual/index.php/Main_Page