Narodziny godnego przeciwnika
Przez większość czasu na rynku gier MMO skupionych na wyścigach, panował zastój. Każdy, kto chciał grać w takie tytuły, musiał być przygotowany na praktycznie zerowy wybór. Na tronie od niepamiętnych czasów zasiadał Need for speed, który nie miał żadnej konkurencji. Czy była to dobra gra, mógł się przekonać każdy na własnej skórze. Najgorszy jednak był brak tej alternatywy, nie było gdzie uciec w momencie, w którym gra się nam nie spodobała - aż do teraz można rzecz. Co prawda The Crew jest tytułem, za który musimy zapłacić, jednak pod względem tego co oferuje, może konkurować z NFS. Gra ta zaoferuje nam spory otwarty świat, gdzie przejechanie po najkrótszej linii z jednego końca mapy, na drugi, zajmie nam koło trzydziestu minut - jadąc oczywiście z prędkością wahającą się przy dwustu kilometrach na godzinę. Sama mapa nie jest zwykłym, prostym, ciągłym miastem. Znajdziemy tu zarówno tereny typowo miejsce, jak i też śnieżne góry, czy puste pustynie, ba... Znaleźć można także nieprzyjemne mokradła. Całość stara się mniej lub więcej przypominać Stany Zjednoczone, znajdziemy więc bardziej charakterystyczne punkty, jak wodospad Niagara, Wielki Kanion Kolorado, czy Krater Barringera. Do zwiedzania jest dużo, a i samych samochodów mamy kilka. Gra przygotowała dla nas prosty podział - samochody uliczne, przystosowane na szuter/śnieg, typowo asfaltowe, które nie radzą sobie nigdzie indziej, te które przejadą wszystko bez względu na przeszkody oraz torowe, czyli najszybsze. Same pojazdy poddać można upiększaniu, tyle że na tą chwilę nie ma za dużo do wyboru. Jeżeli więc ktoś lubi zwiedzać, to przygotowany jest dla niego zarówno teren, jak i to, czym będzie się poruszał.
Teren to nie wszystko
The Crew jest grą wyścigową, skupioną na kooperacji. Jeżeli więc chcemy przemierzać ten świat samemu - spotkamy się z niemiłą niespodzianką. Mimo ogromnego świata do eksploracji, na jednym kanele może przebywać maksymalnie dziesięciu graczy. Oznacza to więc mniej więcej tyle, że przemierzając drogi będziemy głównie spotykać ruch uliczny, a nie innych graczy. Zabieg ten niszczy najważniejszy aspekt gry. Pozwala się cieszyć otwartym światem, jednak nie zapełnia go przez ludzi, tylko daje namiastkę tego, co moglibyśmy otrzymać. I nie jest to raczej problem serwerów, bo zaraz po załączeniu gry, zanim jeszcze wejdziemy do świata - podczas ładowania wyszukuje graczy, zaznaczając na mapie jednocześnie setki ludzi. Nadzieja jest, jednak zaraz po tym jak zasiądziemy za kółkiem, liczba ta jest redukowana do dziesięciu. Skąd ten zabieg, nie wiadomo, jednak niszczy trochę przyjemność. Problemem też jest liczba ludzi w grupie. Jednocześnie możemy mieć ze sobą trójkę (z nami to całe cztery) przyjaciół, a więc stosunkowo mało. Osobiście grając, na samej mapie świata spotkałem graczy trzy razy! Z dwoma trochę się po ścigałem, trzeci mnie staranował i uciekł. Nie jest źle, ale przecież mogłoby być lepiej. Związek z taką sytuacją może mieć fakt, że podczas swobodnej jazdy nigdy nie zostanie nam wyświetlone ładowanie. Nawet podczas szybkiego podróżowania na drugi koniec mapy, pojawimy się tam po kilku sekundach. W momencie, w którym każdy gracz swobodnie jeździłby na mapie i przenosił się, panowałby straszny zamęt. Niemniej i tak dziesięciu graczy na raz to zastraszająco mała liczba.
To ptak? Nie, to samolot lecący tuż nad głową
Jest obraz tego, co gra oferuje, przyszedł czas na oprawę graficzną i wszelkie umilacze. Na pierwszy ogień pójdzie to, co widzimy. Na wstępie powiem - nie jest źle. Mogłoby jednak być dużo lepiej. Jak już wcześniej wspominałem gra oferuje natychmiastowe podróże, co przekłada się na brak doczytywania podczas samej gry, a w konsekwencji i słabszą oprawę. The Crew wygląda ładnie, jednak na tym możemy skończyć. Nie ma wodotrysków graficznych, zabijających najmocniejsze konfiguracje. Zamiast tego dostajemy otwarty świat i mnogość obiektów w nim. Na drodze spotkamy nie tylko samochody, które wyglądają w miarę normalnie - po chodnikach przechadzają się nieśmiertelni, wiecznie skupieni na samochodach przechodnie, w lasach czasami przed maskę wybiegnie nam sarenka, a po niebie raz za razem przelatywać będzie samolot pasażerski, czy nawet wojskowy samolot stealth. Jest więc w czym wybierać i nawet mknąć trzysta kilometrów na godzinę możemy nie raz zawiesić oko na czymś, co pojawi się w oddali. Nie warto jednak przyglądać się bliżej, gdyż wtedy możemy się trochę rozczarować. Każdy obiekt ładnie wygląda podczas samej podróży, w momencie w którym staram się przyjrzeć wychodzi na jaw smutna prawda - większość obiektów jest brzydka. Poza samą grafiką grę umilać nam będzie muzyka. Radzę jednak nie nastawiać się na ogromne ilości utworów i zróżnicowane stacje radiowe. Do wyboru mamy kilka, każda o różnej tematyce. Smuci jednak fakt, że ilość oferowanych piosenek jest tragicznie mała, a więc zasiadając przed grą chociażby na godzinę, usłyszymy całą playlistę kilka razy. Trzeba więc się zaopatrzyć się we własne ulubione kawałki, bo w The Crew nie usłyszymy za dużo.
Kierownica w dłoń! Albo i nie
Jeżeli ktoś szuka symulacji, czy chociażby wyzwania - powinien zapomnieć o The Crew. Sam model jazdy jest... I na tym można zakończyć, bowiem nie oferuje on za dużo. Samochody wydają się mieć z grubsza wylane na to, co akurat w nie uderza. Ciekawym zjawiskiem jest fakt, że czołowe zderzanie z samochodami ruchu ulicznego może się skończyć na dwa sposoby - albo pojawi się nam przed oczami piękny filmik ze zwolnionym tempie, który to zobrazuje naszą masakrę, albo zwyczajnie samochód osunie się nie zmniejszając za bardzo naszej prędkości. Sytuacja wydaje się o tyle denerwująca, że najzwyczajniej w świecie nie wiesz kiedy robiąc w przeciwnika rozwalisz pół samochodu, a kiedy ten zwyczajnie się odsunie. Problemem jest też to, jak niektóre obiekty nas zwalniają. Przewracając latarnię, uderzając w samochody, niszcząc wszystko co na chodniku - praktycznie nie stracimy przeszkody, ale za to małe płotki gdzieś za ternami miejskimi praktycznie od razu redukują naszą prędkość o dwadzieścia kilometrów każdy. Jedyne co nas ratuje przed stratą prędkości jest znajomość obiektów i tego, jak wpływają na samochód. Ciekawa jest też sytuacja wjeżdżania w drugiego gracza. Nigdy nie mamy stu procentowej pewności jak to się skończy. Może się zdarzyć sytuacja w której nie stanie się prawie nic, możemy dosłownie stanąć w miejscu, przekazując przy tym prędkość przeciwnikowi, albo możemy my, lub oponent wylecieć na pobocze. Nie ma tutaj żaden zależności, nie ma znaczenia w które miejsce uderzamy. Samochody zachowują się tak, jak aktualnie tego chcą i doszukiwanie się głębszej fizyki nie ma sensu. The Crew to gra arkadowa, skupiona na samej rywalizacji, a nie tym żeby dokładnie wjechać w zakręt. Nie ma więc znaczenia, czy grasz na padzie, klawiaturze, czy na pełnej kierownicy, w tej grze poradzisz sobie zawsze tak samo.
Gracz graczowi nie równy
Jak to w każdej grze MMO, musi być aspekt w którym gracz ściera się z innym graczem. The Crew oferuje małe pokoje, w których lider wyścigu może wybierać mapę, a także to, czy w wyścigu bierze udział ruch uliczny i przechodnie. Jesteśmy więc najczęściej zdani na wybór kogoś innego, chyba że to my okażemy się tym dominującym. Same pokoje podzielone są na rejony, w których każdy dodaje do puli możliwych wyścigów coś od siebie. Wspomniany wcześniej podział typów samochodów ma swoje odbicie właśnie w tym miejscu. W początkowej lokacji będziemy ścigać się tylko samochodami ulicznymi, a w tej ostatniej do wyboru będzie każdy możliwy samochód. Sama baza map również jest zróżnicowana, jednak jak już wspomniałem - o tym gdzie i jak będziemy się ścigać decyduje lider pokoju. Znacznym problemem jest też fakt, że The Crew nie posiada podziału pod względem poziomów. Czy dopiero dołączyłeś do gry, czy właśnie ukończyłeś wszystko co możliwe - możesz znaleźć się w tym samym miejscu. Przepaść między graczami sprawia, że Ci niezbyt długo zaszczycają nas swoją obecnością. Często więc nasza drużyna rozpadnie się po jednym wyścigu i przyjdzie nam szukać chętnych ponownie - a to w zależności od pory dnia może trwać od minuty do nawet ponad dziesięciu. Rozumiem, że graczy równych poziomowo może być mało i nie skleci się pełnego pokoju, jednak jaka radość płynie z tego, że najczęściej nawet na torze nie spotkamy innego racza, a i do mety nie dojedziemy, bo po pierwszym zostaje tylko dwadzieścia pięć sekund na ukończenie. Gra więc sprowadza nas do tego, że musimy jak najwięcej farmić, szybko wbić maksymalny poziom i uzbroić się w porządny samochód. Bez tego, możemy zapomnieć o przyjemności płynącej z wyścigów. Problemem jest też fakt, że sama treść fabularna jest nieefektywna - daje mało punktów doświadczenia i złoto starcza jedynie na myjnie dla samochodu. The Crew zmusza do grania w tryb PVP, który przez pierwsze kilkanaście godzin nie będzie przynosił żadnej satysfakcji. Zresztą później też nie musi być kolorowo, wszak możemy trafić do pokoju z graczami nisko poziomowymi i wtedy również zabawa sprowadza się do przeszkadzania im w wyścigu.
Poza standardowymi pokojami, są też mapy przygotowane specjalnie dla kooperacji (jak wspomniałem całe 4 osoby) - te najczęściej wyróżniają się długością, która waha się od zwykłych dziesięciu minut, do aż czterech godzin jazdy bez przerwy. W zasadzie z tych wszystkich oferowanych trybów, właśnie te najdłuższe wyścigi mnie kupują. Problem jednak polega na tym, że nie ma z kim jezdzić. The Crew niby posiada globalny czat, niby posiada ogromne bazy użytkowników, jednak nikt czatu nie czyta, a te olbrzymie ilości graczy zamykają się zawsze w skromnej dziesiątce. Samotnicy więc nie mają tutaj czego szukać albo forum gdzie poszukasz graczy, albo możesz zapomnieć o skosztowaniu całego kontentu.
Ubi lubi bugi
Najciekawsza moim zdaniem część. Jaka jest firma Ubisoft, powinien każdy gracz wiedzieć. Ostatnimi czasy nie powodzi im się za dobrze. Niczym magnes ciągną do siebie nieskończone gry i liczne bugi. The Crew nie jest wyjątkiem - również posiada masę mniejszych lub większych problemów technicznych. Zajmę się na początku sprawą najbardziej irytującą, a więc sztuczną inteligencją podczas wyścigów. Pierwszy raz spotykam się z grą, która tak nagina wszystkie możliwe zasady. Mimo prawie czterokrotnie lepszego samochodu, mamy stu procentową pewność że komputer nas dogoni. Zresztą mniejsza o jego prędkość, wtedy kiedy akurat nie patrzymy, przeciwnik lubuje się teleportować, psując całkowicie radość płynącą z takich wyścigów. Nie ma żadnego sensu i przyjemności ze ścigania się offline, gdyż przeciwnik nie sprawia problemu z powodu dobrze prowadzonego samochodu, a licznych oszustw, które pozornie mają nam zapewnić wyzwanie. Kolejnym błędem jest to, jak wyświetlani są reali gracze. To jak my wyglądamy za kółkiem i jak prowadzimy ma się czasami nijak do tego, jak odbierają nas inny. Najciekawsze rzeczy dzieją się podczas zderzeń z samochodami ruchu ulicznego, kiedy to na naszej kamerze spokojnie prześlizgniemy się obok, a u kogoś innego wykonamy karkołomne akrobacje bez straty prędkości. Problemem okazują się także znikające samochody. Często zderzając się z kimś, sprawiamy że ten samochód po prostu znika, nie zostawiając po sobie śladu. Do łez wylanych ze śmiechu doprowadzić nas mogą górskie spotkania z kamieniami, które wystrzeliwują samochód w powietrze raz za razem. Nie radzę też spotykać się z pędzącymi pociągami, gdyż raz starając się go staranować, ten wyrzucił mnie kilka kilometrów dalej, po czym pojawił się soczysty błąd gry i zakończenie jej działania. Sami piesi też nie pozostają bez szkód. Mimo swoich świetnie wyginających się ciał w dalszym ciągu da się w nich uderzyć, a to zazwyczaj sprawia że teleportują się oni kawałek w bok, ażeby przypadkiem nie zdarzyło się, że ktoś wejdzie pod koła. Wspomniałem o statystykach? Gra prowadzi spis tego ile gramy, ile przejechaliśmy i inne takie duperele. Niby nic, a jednak pokazuje jak dużo przejechaliśmy, co dla takiego racza jak ja, jest bardzo ciekawym smaczkiem. Problemem jest jednak fakt, że dane te przy nieobecności ponad dwunastu godzin, po prostu znikają i zaczynają się naliczać od nowa. Czytałem trochę o tym i u niektórych po prostu się pojawia, a u innych działa normalnie. Kiedy pierwszy raz straciłem przejechane czterysta kilometrów na poprzedniej sesji, machnąłem ręką, ale przy kolejnych kasowaniach już byłem mocno zawiedziony. Błędów jest dużo, większość jest mała, nie wpływająca specjalnie na rozgrywkę. Najbardziej boli skopana fizyka zderzeń z innymi graczami, jak również i zwykłymi samochodami. Potrafi to nie raz zmienić obliczę wyścigu, kiedy to pięknie uderzając w samochód przeciwnika od boku, to my wystrzelimy w drugą stronę, a on niewzruszony będzie jechał dalej.
Nie znaczy to jednak, że The Crew jest grą złą. Mimo błędów i frustrującego bicia poziomu bawię się świetnie. Kocham otwarty świat, lubię podróżować i po prostu zwiedzać, a ta gra właśnie to mi oferuje. Dochodzi też kilka ukrytych rzeczy, jak części samochodów, czy też nawet wielka stopa, której nikt jeszcze nie spotkał. Dla mnie nie liczą się same wyścigi, a świat jaki The Crew oferuje. Po TDU, szukałem właśnie takiej gry. Dużej, całkiem przyjemnej dla oka i ze smaczkami. Na razie jest nieźle, da się grać, ale liczę że Ubisoft mimo problemów i wtopy jaką zaserwował na premierę, wyciągnie z tej gry jeszcze dużo ciekawych rzeczy. Brakuje mi marnych pokazów samochodów, czegoś co pozwalałoby pochwalić się naszym dziełem, większej ilości graczy, naprawienia błędów. Na tą chwilę polecić mogę tylko fanom otwartego świata i tym, którzy potrafią przymknąć oko na błędy. Jeżeli ktoś jednak nie ma parcia, to spokojnie można poczekać na patche oraz powolne zmniejszanie się ceny.
3+/5