#10 TerraWorld Online
Proszę się nie sugerować tytułem, bo ta gra ma tyle wspólnego z TERA Online, ile Jarosław Kaczyński do Brada Pitta. Bo zamiast przepięknej, nowoczesnej grafiki, mamy tutaj takie połączenie... Tibii, Margonem oraz MyFantasy. Ściślej mówiąc: kierujemy paroma pikselami i przemierzamy zielone, czasami kolorowe, izometryczne, w całości dwuwymiarowe tere... , ee chciałem powiedzieć plansze, bijemy (a raczej nachodzimy) na potwory, po czym trenujemy kolejne umiejętności np. wędkarstwo. A naprawdę kuriozalnie wygląda PvP, gdzie ruchy po „kratkach” i próba zdobycia przeciwnej flagi mogą rozśmieszyć do łez – naprawdę.
A dlaczego TerraWorld jest prawie nieznana? Bo trudno ją znaleźć – nawet w Wujku Google. Wpisanie hasła „terra world” nie daje jednoznacznych wyników, no chyba, że szukamy... Terrastyka.pl, bo i takowe hasła się pojawiły. Wszystkie nawiązania do gry wiążą się raczej z krótkim wyjaśnieniem, co to za gra, aniżeli jakiegoś artykułu, recenzji, czy nawet screenshotów. Wszystko w minimalnej dawce, takiej z resztą, jaką karmi nas cała rozgrywka w TerraWorld. No, ale jeśli lubujecie się w tego typu zabawie, a przedwojenna grafika wam nie przeszkadza, to... i tak zrezygnujcie. Trust me.
#9 Great Merchant
Typowy oldschoooool. Z tą różnicą, że przez cała zabawę dążymy do jednego: stania się tytułowym „Wspaniałym Handlarzem”. I tutaj rozpoczynają się schody, bo cała gra to taki miks RTS z RPG’iem. Najpierw musimy zbudować własną fortecę i w miarę zdobywania kolejnych poziomów bronić jej przed – coraz to groźniejszymi – najeźdźcami. Nie wybieramy jednak żadnej frakcji, społeczeństwa czy strony konfliktu, tylko prostego, standardowego, JEDNEGO bohatera, który odznacza się odpowiednimi statystykami: Strenght, Vitality, Agility oraz Wisdom. Wszystko utrzymane w azjatyckim (chińskim) klimacie, więc i wszelkie krajobrazy i architektura będą dotyczyć tego właśnie regionu świata.
Nie wiem jak teraz, ale jeszcze kilka miesięcy temu (kiedy miałem okazję zagrać w Great Merchant) głównym problemem było niedopracowane tłumaczenie gry, gdzie co jakiś czas wyskakiwały nam „krzaczki”.
#8 Emil Chronicle Online
W tym wypadku lekkie „zdziwko”, bo Emil Chronicle Online – oprócz nazwy – ma wszystkie atuty, by stać się równie popularnym tytułem, co inne, dobrze nam znane MMORPG. Może nie jest to coś odkrywczego, ale typowa, animowana, kolorowana gra zawsze znajdzie paru(nastu) fanów, prawda? Tym bardziej, że Emil Chronicle to wcale nie staruszek; jego anglojęzyczne wydanie miało miejsce w 2009 roku, więc i oprawa graficzna stoi na „niezłym” poziomie. A więc co przyczyniło się do tak małej populacji? Proste – lokalizacja serwerów. Nie, nie jest to Australia (jak pewnie większość przypuszcza), tylko Singapur. Ale jak to, przecież Dragon Nest SEA posiada serwery w tym samym państwie, a lagów jakoś nie ma. Owszem, nie ma, ale widocznie twórcom Emil Chronicle Online nie chciało się kupować jakiejś porządnej maszyny, przez co cierpią: gracze europejscy, o amerykańskich nie wspominając.
Grę można porównać do Asda Story, Flyff lub Tales of Pirates. Dużo chodzenia, dużo grindu, średniawo-wolna dynamika. I wszystko jasne...
#7 Secondhand Lands
Pierwsza z gier na liście, o której nie było mi jeszcze dane usłyszeć, aż do czasu pisania tego pseudo-felietonu. Ale trudno się z resztą dziwić, bo sam pomysł na MMORPG... jest lekko mówiąc poroniony. No bo jak inaczej nazwać możliwość wcielenia się w owce, krasnoludki (nie Krasnoludy, tylko krasnoludki, takie ogrodowe) lub wilki, które następnie muszą pomóc lub zniszczyć Czerwonego Kapturka. Cała akcja gry dzieje się w bajkowym świecie, takim, jaki zapamiętaliśmy z książek ze wczesnego dzieciństwa. Wszystko jest ładne, proste, oczywiste, ale nie infantylne, więc Secondhand Lands trafi także do starszego odbiory, o ile oczywiście nie przestraszymy się groteskowych postaci. Już po screenach widać jednak, że twórcom zabrakło... pieniędzy, bo gdyby mieli oni kilka milionów w zanadrzu, to mógłby z tego wyjść niezły produkt, a tak – jest to niszowy i absolutnie nieznany MMORPG.
#6 Freaky Creatures
Co tu dużo pisać? Typowy MMORPG polegający na zdobywaniu, trenowaniu i walce tytułowymi kreaturami, oczywiście PvP. Wcielamy się więc w takiego „potworkowego” trenera, który musi skutecznie dbać o wyżywienie, kondycję i wszelkie umiejętności swojego pupila. Nie wygląda on zbyt strasznie, no ale czego się spodziewać po grze skierowanej do młodego użytkownika, który prawdziwe „potwory” widział na razie w bajkach z serii Scooby Doo, gdzie ostre i długie kły mieszają się z kolorową cerą lub głupimi minami...
Ciekawą rzeczą jest możliwość tworzenia własnych aren, które ogranicza tylko jedno – własna wyobraźnia. Jedne mogą być mrocznymi (cudzysłów) zakątkami, a inne lodowymi pałacami. Oczywiście fajnie, gdyby dane miejsce wiązało się jakoś z naszym „Freaky Creature”, ale nie jest to reguła. Grafika daje radę, ale to było akurat pewne, bo gra zadebiutowała w 2009 roku.
#5 Spellcasters (The Last Mage)
To taki MMORPG na miarę... 1990 roku. Wszystko przez oprawę graficzną, która jest żywcem zdjęta z silnika Hellbreath, jednego ze starszych, ale też brzydszych tytułów na rynku. Spellcasters wyróżnia jednak pewien element, który powinien was zainteresować. Otóż, cała gra to tzw. hybryda, gdzie przekładają się kliamty fantasy (magii) ze światem technologii, czyli coś takiego a’la dzisiejsze ARGO Online. Nie jest to może typowy podział na miecze vs roboty, ale mamy dwie, diametralnie się różniące frakcje: Spelltech oraz Holycast, które interesuje zupełnie inny obrót sprawy niż u przeciwnika. Szkoda tylko, że twórcy nie przyłożyli się bardziej do szczegółów, bo taki interfejs wygląda, jakby malowano go... w Paincie – dosłownie. Zawsze znajdą się jednak jacyś masochiści, dla których grafika i niszowość nie robi różnicy, więc do dzieła.
#4 Gekkeiju Online
Pierwsze skojarzenie? Brzydka. Drugie skojarzenie? Brzydka i „amatorska”. Trzecie skojarzenie (po zagraniu)? Nawet dobra... ale wciąż brzydka. Ale jest to kolejny powód, by nie oceniać gry po okładce, bo Gekkeiju Online potrafi wciągnąć, o ile nie przeszkadza nam grafika zerżnięta z Runescape, połączona z cechami MUD’ów i wszelakich sandboxów. Co prawda, świat gry jest nawet duży, ale za to ilość umiejętności, składników do craftingu i przedmiotów jest strasznie mała, przez co nieraz nasunęła mi się myśl, że „gra wciąż nie jest skończona” lub „zabrakło profitów na rozbudowę”.
Świat Gekkeiju miał przypominać Średniowiecze, ale jakoś nie czuć tamtego klimatu, może dlatego, że większość map zajmują bezkresne, zielone pola, na których tylko gdzieniegdzie stoją jakieś chałupy i inne duperelki.
Jak na grę z 2003 roku, znajdziemy tutaj wiele „nowoczesnych politycznie” elementów, na czele z systemem małżeństw i fashion set’em.
#3 Orion’s Belt
Tytuł gry nie pozostawia złudzeń – jest to gra science-fiction, a raczej zaawansowany, PRZĘGLĄDARKOWY symulator kosmicznych działań, który pod wieloma względami... wygrał już z legendarnym Ogame. No właśnie, jeden z bardziej prestiżowych serwisów o grach via www (bbgsite.com) umieścił „Pas Oriona” na 1 miejscu (!!!), gdzie na tyłach pozostali bardziej znani konkurenci: Heroes of Gaia czy Empire Craft.
Kolejnym „plusem” jest system walk, który nie daje nam animowanych efektów, nie przenosi nas w świat Unity3D Engine, tylko... wraca do korzeni, wraca do „hirołsów”. Potyczki rozgrywają się na specjalnej, kratkowanej mapie, na której mamy swoje, jak i przeciwne jednostki. Tym samym, oprócz zmysłu dyplomatycznego, strategicznego i ekonomicznego musimy się wykazać nieskazitelną taktyką.
#2 Rise (The Vieneo Province)
Nic dziwnego, że jej nie znamy, bo samo „Rise” od razu przynosi na myśl całkiem inne gry i dodatki: Rise of Immortals, Rise of Empire, Rise of Isengard, Rise of Gorluxor... mam wymieniać dalej? A tutaj słowo-klucz, nieśmiało okraszone podtytułem „The Vieneo Province” skutecznie uniemożliwia odnalezienie linku do tego MMO w wyszukiwarkach, a co dopiero aktywne zagranie. Z tego co wyczytałem, gierka jest PŁATNA, co widać po 14-dniowym, darmowym Trialu, który ma nam dać rozeznanie, co do przydatności Rise na naszych komputerach. Ilość fanów na Facebooku – zatrważająco wysoka. Całe 15 osób kliknęło „Like It”, chyba tylko dlatego, żeby poszpanować wieloma „lajkami” przed znajomymi, prawda?
Wracając do tematu, The Vieneo Province przenosi nas w odległą galaktykę, którą przemierzamy w szerz i wzdłuż – rzekomo – w poszukiwaniu życia, środków i przeprowadzania jakiś tam badań. Czyli taki sandbox’ik...
#1 Sphere
Do tej pory pukam się w głowę, jak mogłem przeoczyć tak ciekawy tytuł? Bo nie dość, że Sphere jest/był pierwszym MMORPG stworzonym wyłącznie w Rosji, to fabuła gry jest jedną z lepiej wymyślonych historii, która opowiada o równoległym (do naszego świata), starożytnym i magicznym wymiarze, gdzie „źle idące sprawy” mają niebagatelny wpływ na teraźniejszą ludzkość. I tak, pośród ludzi zostają wybrani „najlepsi z najlepszych”, których zadaniem jest podróż do tytułowego Sphere w celu zapobiegnięcia jakiemuś Armagedonowi. Dopiero w tym miejscu rozpoczyna się pełnoprawna i typowo fantasy’owo zabawa, gdzie sieczemy i wykonujemy kolejne zadania.
A osób do sieczenia jest cała masa, bo Sphere daje nam... 14 postaci: Assassin, Crusader, Hunter, Archmage, Inquisitor, Barbarian, Druid, Thief, Master of Steel, Armorrer, Blacksmith, Wizard, Bandier oraz Necromancer. Świat gry podzielony jest na pięć, ogromniastych kontynentów (nie powiem wam nazw, bo są po rusku).
W planach było wydanie Sphere 2, ale prace zostały wstrzymane. Szkoda, bo może sequel przedarłby się do czołówki MMO.