Uczciwa praca, lenistwo, zarozumialstwo i kombinowanie

Witam forumowe świry!

Chciałbym przedstawić mój, choć nie do końca może ukształtowany punkt widzenia na to jak ludzie/rówieśnicy pracują.

Jestem młodą osobą i dopiero co zaczynam wślizgiwać się na rynek pracy, jednakże wykonując już kilka prostych prac (młodego nigdzie indziej nie wrzucą)

zauważyłem pewne rzeczy, być może zależne od siebie (może nawet na pewno). Mianowicie ze wszystkich stron słychać jak to ludzie mało zarabiają czy też szef/przełożony jest do d*py.

A ja tym czasem będąc na jakiś robotach letnich, praktykach (jestem uczniem technikum) czy też biorąc teraz udział w projekcie wykonywałem/wykonuje dane mi prace bez żadnych

dodatków od siebie, unikania czy też kombinowania jak tu to skrócić. A przyglądając się moim rówieśnikom którzy: ,,a ide zapalić fajkę" albo ,,ja dzisiaj nie ide bo mam fryzjera na 10",

Po czym jeden był nazywany lesserem kolejni leniami itd. co może wydawać się takimi żartami wzięte pod odpowiedni akcent ale jednak ma to swoje skutki w postaci takiej, że do kolejnych prac

wolą wziąć na przykład mnie niż ich. I nie chciałbym się tutaj stawiać na miejscu osoby, która jest lepsza od innych ale po prostu zapytać się. Czy te wszystkie teksty w postaci szef/praca/pieniądze

są do d*py od takich właśnie osób są w ogóle warte słuchania a potem wysyłania tego w świat. Niby pracują a jednak gdy nikt nie patrzy przeglądają facebook'a myśląc, że tego nie widać. Kiedy się ich poprosi

o zrobienie czegoś nie podchodzącego pod ich zakres obowiązków (choć mogą to zrobić bez żadnego problemu) oburzają się i kłócą, że nie muszą tego robić. Wiadomo wykształcenie jest ważne, ale można usłyszeć o wielu przypadkach, że ktoś rzucił studia i zarabia krocie. Więc śmiem twierdzić, że ludzie po prostu są zbyt leniwi aby cokolwiek osiągnąć, po czym przekazują to dalej pod pretekstem złego świata. I tutaj chciałbym ostatecznie zapytać was o zdanie.

Czy jest to wina polskiego rynku pracy czy ludzi samych w sobie, że dostają takie pieniądze/ są tak traktowani w swoim miejscu zarobkowym?

(PS. Są to tylko moje aktualne przemyślenia, więc don't punish me ale proszę o jakieś konstruktywne wypowiedzi, po prostu przyjemniej się czyta)

Co do szefostwa to akurat jest zależne od osoby, a nie do końca jej statusu. Szef może być skończonym sukinsynem, a może być też osobą, która po prostu wymaga trochę (albo i trochę więcej) wysiłku od swoich pracowników - do czego ma pełne prawo. Problemem jest to, że w bardzo wielu przypadkach nawet ten drugi przykład jest odbierany jako "Szef kutas". Co do kombinowania to zdecydowanie się zgodzę, w swojej pracy już niejednokrotnie byłem świadkiem kombinowania na wszelkie sposoby przez innych pracowników, zazwyczaj kończyło się to wydaleniem z pracy i pretensjami/niezrozumieniem z ich strony, z drugiej strony to właśnie ja nie rozumiem takiego zachowania, wszelkiego rodzaju przekręty, próba opierdzielania się przy każdej możliwej okazji - po co? Zarobisz/odpoczniesz troszkę więcej przez chwilę a stracić możesz dużo więcej myśląc bardziej przyszłościowo, sam do pracy podchodzę może nie tyle z entuzjazmem co ze świadomością, że przyszedłem jednak do pracy, a nie szkoły i powinienem robić co do mnie należy, bez dodawania "zbędnych" rzeczy od siebie.

Szczerze nie wiem jak to jest z tym bardzo popularnym w naszym kraju "W tym kraju nie da się zarabiać normalnie", bo sam pracuję jako student, więc jest to tylko praca dorywcza (Chociaż jak przycisnę normalnie godziny w tygodniu, to mogę spokojnie wyciągnąć tyle/więcej niż osoby, które zarabiają minimalną krajową), ale wydaje mi się, że to też jest uwarunkowane tą właśnie niechęcią do robienia, a jednocześnie chęcią do zarabiania za nic. Nigdy nie spotkałem się z takim stwierdzeniem u osób, które faktycznie coś potrafią i robią, zawsze u osób, które tak naprawdę same nie wiedzą co chcą/potrafią robić, a chcą zarabiać nie wiadomo jakie sumy. Chociaż też fakt faktem, że standardy życia w tym kraju nie są za wysokie (Chociaż niskie też nie są) i stąd tyle przypadków emigracji, nie ma co się dziwić.

Z mojej perspektywy, płacę kilku osobom - zazwyczaj młodym jest jeszcze za dobrze, mają za dużo poduszkę bezpieczeństwa. Wiedzą, że nie muszą się starać, bo i tak rodzice poratują z tej racji 90 % redaktorów specjalnie się nie wysila, mimo, że u mnie pisząc durne newsy o grach ktoś może zarobić więcej siedząc wygodniej w domu niż zapierdalając gdzieś na etat. Problem jest w tym, że wiele osób nawet nie chce poświęcić tej 1 h dziennie, aby zarobić stówkę w wieku 15 lat. Ja za takie 100 PLN do tak małej ilości pracy to wręcz bym salta napierdalał; czasy się zmieniły, ludzie się zmienili. Bywa cięzko, choć nadal się znajdą ambitne jednostki z którymi fajnie się współpracuje i są warte każdych pieniędzy aby im je płacić

Moim zdaniem to wynika z prostego podejścia wielu ludzi - "mi się należy". Jest to najgorsza rzecz, z którą można się spotkać. Ludzie nie chcą pracować na swój sukces, łapać okazji, myślą że wszystko jak za machnięciem magicznej różdżki przyjdzie samo.

No ale nie można wszystkiego zwalać tylko na pracowników, winny też jest aktualny system pracy, gdzie nie można być indywidualistą, gdzie trzeba utożsamiać się z całą bracią firmową. Dla mnie to jest najgorsza możliwa rzecz, kiedy gdzieś gubi się własne ja i stajemy się małym trybikiem, który jedynie wykonuje swoją pracę - dlatego też tak bardzo cenie to co mam. Nie jest idealnie, ale mimo wszystko nie jestem tylko mięskiem. Przewinąłem się już przez kilka miejsc i jest to duży problem. Dołączasz do społeczności i musisz automatycznie zrzec się własnych myśli, masz być firmą i reprezentować ją w każdej godzinie swojego życia. Będąc w pracy i poza nią jesteś częścią czegoś większego. Denerwuje mnie też to lewe spojrzenie na hierarchie, gdzie wyższy MUSI wiedzieć lepiej. Ktoś z niższego stanowiska nie ma prawa zwracać uwagi na coś, co nie działa, bo przecież co on może wiedzieć. Miałem okazje pracować w miejscu, w którym przełożony był całkowitym półgłówkiem, który nic nie wiedział, nic nie robił i faworyzował swoich. Pewnego pięknego dnia złożyłem uargumentowaną skargę gdzieś wyżej, która potwierdzona była przez kilka innych osób, skończyło się to naturalnie moim zwolnieniem - z tym, że jakoś patrząc z perspektywy czasu nie jest mi z tym źle.

Niestety trudno jest być pojedynczą jednostką, jednak warto o to walczyć i się starać. Jak wystarczająco mocno czegoś chcemy i się staramy, to w końcu dojdziemy do pewnego momentu, w którym będziemy mogli z uśmiechem patrzyć na to co było kiedyś, a co mamy teraz.

Ja ze swojego doświadczenia powiem, że w Polsce rynek pracy jest... Brutalny. To dobre określenie. Swego czasu miałam praktyki, a potem pracowałam w pewnej firmie dostarczającej światłowód. Ogólnie ekipa była spoko, szef był jak dobry kolega, naprawdę pod tym względem nie miałam co tam narzekać, czas szybko tam mijał, dużo się też gadało z innymi pracownikami, ogólnie swojsko i fajnie. Niestety zarobki były tak marne, że musiałam zrezygnować. Szef może prywatnie był spoko gościem, ale jeśli chodziło o sprawy biznesowe to tak mocno ciął koszta, że po prostu patrzeć na to nie można było. Same warunki pracy też powiedzmy sobie szczerze były 2/10 - bo jak inaczej określić pracowanie nad dużym projektem na 10 letnim komputerze, który włącza się 20 minut i zacina się na kolejne 5 przy dodaniu każdego nowego obiektu w Netstorku?

Natomiast niedawno miałam do czynienia z zupełnie inną firmę - dużą korporacją, która na dzień dobry posyła nowego pracownika na xxx kursów i nie waży nawet na to, że jest on tylko na okres próbny i może potem zostać zwyczajnie wywalony bo nie spełni oczekiwań. Tam każdy pracownik jest na wagę złota i tak też mu płacą - jeśli nie ma dostatecznej wiedzy to go szkolą, a szkolenia te nie są tanie (nie będę tutaj podawać konkretnych stawek, ale jest to nawet ładne kilkadziesiąt tysięcy). Generalnie to była pierwsza taka firma w Polsce (tak to słowo klucz) z którą się spotkałam by tak inwestowała w pracownika i nie traktowała go jak murzyna od czarnej roboty jak robi to niestety 80% korporacji w Polsce. Bo taka mentalność, bo taki mamy klimat...

I ja potem się nie dziwię, że młodzież jest zdemoralizowana, że wolą wyjść na fajkę byleby jak najmniej się narobić. Bo w końcu jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie - trzeba się szanować. Nie będę ukrywać, że jak ja pracowałam w tamtej pierwszej firmie to do teraz w sumie żałuję tego czasu jaki tam zmarnowałam - bo czas to pieniądz a zarobki były żenująco niskie. No ale ludzie tam pracują, czy to z przyzwyczajenia czy może nie mają tak "wygórowanych" wymagań... Albo po prostu nie mają wyjścia.

Natomiast co do ogólnego stereotypu "za granicą są lepsze zarobki" to też nieprawda. Moja siostra mieszka w Londynie już ładne parę lat i wcale tam nie jest tak cudownie jak to niektórzy młodzi opowiadają w swych barwnych opowieściach. Bardzo drogie są tam mieszkania, lwia część zarobków idzie właśnie na nie. Nie wspomnę o podatkach, które są tam wyjątkowo wysokie (a niektórzy narzekają na Polskie...). Owszem, specjaliści i osoby wykształcone zarabiają tam o wiele wiele więcej niż by zarabiali w Polsce, jednakże życie tam też jest droższe - np. jedzenie w porównaniu do nas jest tam wyjątkowo drogie. Nie ma państwa gdzie zarobki są wysokie, a mieszkanie i utrzymywanie się w nich jest tanie - bo jakby tak było to wszędzie w sklepach wszystko byłoby na karteczki ;) Byłaby tzw. inflacja.

Demoralizacja młodzieży jednakże ostatnio jest bardzo niepokojąca. Akurat z "młodocianymi" mam sporo do czynienia jako, że mój ojciec ma firmę do której takowe osoby przyjmuje na praktyki. Ilu było praktykantów tyle było opowieści i problemów z nimi ;) Ostatnio nawet mamusia jednego z nich zaczęła nam grozić sądem, bo "nie mieliśmy prawa" zwolnić jej kochanego synusia po miesiącu nieobecności w pracy, oczywiście bez L4 i bez w ogóle jakiejkolwiek informacji. Po prostu zrobił sobie wolne i my mieliśmy to uszanować :) Ale to właśnie idealny przykład tego, że często za postawę młodzieży winni są ich rodzice. Generalnie na pewno głównym winnym jest sytuacja gospodarki w naszym państwie - bo jak to u nas wygląda od lat każdy chyba wie. Państwo uczy ludzi cwaniakowania, bo jeśli będą uczciwi to po prostu zostaną puszczeni z torbami, ba, skarbówka może sobie z palca wyssać jakaś nieprawidłowość i dowalić jeszcze dodatkowe kary "bo pieniądze na 500+ skądś brać trzeba". I to jest główny winowajca tego naszego chorego rynku pracy i podejścia do niego. Spójrzmy np. na taką Norwegię - bardzo dużo polaków tam pracuje. Dlaczego? Nie tylko dlatego, że zarobki są tam większe ale tez dlatego, że warunki i sposób traktowania pracownika to niebo a ziemia - bo tam za traktowanie pracownika jak murzyna płaci się wysokie kary, które są respektowane i mało kto ma odwagę się nim przeciwstawić. Państwo wymaga, ale państwo też dużo od siebie daje. Natomiast w Polsce państwo ma takie wymagania jakby to była jakaś Utopia, a od siebie nie daje kompletnie nic.

Dużo zależy od osobowości i wychowania.
W domu jestem leniem, wracam z pracy i praktycznie nic nie robię oprócz słuchania muzyki i grania, natomiast w pracy staram się cały czas zająć sobie czymś ręce. Nie lubię być krytykowany przez pracodawce, a przede wszystkim czas mija mi szybciej, bo nie ukrywajmy, nie pracuje dla przyjemności tylko dla pieniędzy i możliwości. U mnie w firmie muszę przyznać, że jest sporo młodych, którym się nie chce i kombinują tylko jak zrobić by nic nie robić, ale i tak przewyższa ich liczba młodych, którzy rzeczywiście pracują i się starają.
Co do zarobków to rzeczywiście w większości dostajesz gówno wartą wypłatę. Na swój wiek zarabiam bardzo dużo, właściwie więcej niż kiedykolwiek moja mama w jakiekolwiek pracy, a moja jedna wypłata to dwa, czy nawet dwie i pół wypłat moich znajomych. Ludzie się irytują bo pracować za 1600zł to jest parodia, jeśli masz na utrzymanie coś więcej niż tylko siebie. Pomimo młodego wieku bo 21 lat, muszę utrzymać dom, ponieważ moja mama straciła prace i nigdzie nie może jej znaleźć. I przyznam, że gdyby nie stawka jaką mam, po opłatach zostałoby mi może 200zł dla siebie i taka perspektywa męczy ludzi. Praca nie ma tylko służyć do spłacania rachunków, człowiek też ma potrzebę kupienia nowego auta, nowego telefonu, wyjechania na wczasy.
Tzw. "banany" to fakt, ile by im nie dali to mają problem i walą w "c**j", ponieważ ich sytuacje zawsze uratują bogaci rodzice i nigdy wcześniej nie musieli się martwić o pieniądze.

Co do szefostwa to już zależy, pracowałem w kilku firmach i kierownicy potrafili być na prawdę o d*pę rozbić, krytykowali, cały czas narzekali, aż się nie chce pracować i przychodzić, skoro masz już świadomość, że przychodząc do pracy usłyszysz jaki jesteś beznadziejny. Mój obecny kierownik oprócz tego, że jest nademną jest przede wszystkim człowiekiem i rozumie wszystko, nie ma z nim problemu z urlopem, spóźnieniem, czy załatwieniem czegoś innego, zawsze pomoże, zawsze doradzi. Stara się dla nas jak najlepiej, żeby nasza premia była jak największa. Może dlatego, że ma pod sobą tylko 30osób, ale zawsze zapyta co u kogo słychać I PAMIĘTA TO. Często pyta jak moja sytuacja w domu, czy jak mi idzie na studiach, do tego przyznam, że ma do mnie większe ambicje niż ja sam do siebie. W poprzedniej pracy ze względu na kierownika szedłem jak na ścięcia, obecnie nawet lubię kiedy mój szefo ma ze mną zmianę.

Chciałbym dodać tutaj jeszcze, że jest wielka przepaść mentalna między pracownikami w wieku młodym, a w wieku starym. Ci pierwsi pomagają sobie i trzymają się razem, nawiązuje kontakty "kumplowskie", natomiast starsi pracownicy myślą tylko o sobie, są strasznie dwulicowi, a gdyby mogli to wleźliby sobie nawzajem w d*pę. Przy tej drugiej grupie pracowników sprawdza się powiedzenie, że "W pracy ma się tylko znajome mordy, nie kolegów"


Nie oceniajcie młodych na praktykach z tymi, którzy pracują już normalnie - dwie różne mentalności.

Witam forumowe świry!

Chciałbym przedstawić mój, choć nie do końca może ukształtowany punkt widzenia na to jak ludzie/rówieśnicy pracują.

Jestem młodą osobą i dopiero co zaczynam wślizgiwać się na rynek pracy, jednakże wykonując już kilka prostych prac (młodego nigdzie indziej nie wrzucą)

zauważyłem pewne rzeczy, być może zależne od siebie (może nawet na pewno). Mianowicie ze wszystkich stron słychać jak to ludzie mało zarabiają czy też szef/przełożony jest do d*py.

A ja tym czasem będąc na jakiś robotach letnich, praktykach (jestem uczniem technikum) czy też biorąc teraz udział w projekcie wykonywałem/wykonuje dane mi prace bez żadnych

dodatków od siebie, unikania czy też kombinowania jak tu to skrócić. A przyglądając się moim rówieśnikom którzy: ,,a ide zapalić fajkę" albo ,,ja dzisiaj nie ide bo mam fryzjera na 10",

Po czym jeden był nazywany lesserem kolejni leniami itd. co może wydawać się takimi żartami wzięte pod odpowiedni akcent ale jednak ma to swoje skutki w postaci takiej, że do kolejnych prac

wolą wziąć na przykład mnie niż ich. I nie chciałbym się tutaj stawiać na miejscu osoby, która jest lepsza od innych ale po prostu zapytać się. Czy te wszystkie teksty w postaci szef/praca/pieniądze

są do d*py od takich właśnie osób są w ogóle warte słuchania a potem wysyłania tego w świat. Niby pracują a jednak gdy nikt nie patrzy przeglądają facebook'a myśląc, że tego nie widać. Kiedy się ich poprosi

o zrobienie czegoś nie podchodzącego pod ich zakres obowiązków (choć mogą to zrobić bez żadnego problemu) oburzają się i kłócą, że nie muszą tego robić. Wiadomo wykształcenie jest ważne, ale można usłyszeć o wielu przypadkach, że ktoś rzucił studia i zarabia krocie. Więc śmiem twierdzić, że ludzie po prostu są zbyt leniwi aby cokolwiek osiągnąć, po czym przekazują to dalej pod pretekstem złego świata. I tutaj chciałbym ostatecznie zapytać was o zdanie.

Czy jest to wina polskiego rynku pracy czy ludzi samych w sobie, że dostają takie pieniądze/ są tak traktowani w swoim miejscu zarobkowym?

(PS. Są to tylko moje aktualne przemyślenia, więc don't punish me ale proszę o jakieś konstruktywne wypowiedzi, po prostu przyjemniej się czyta)