Sequele są zazwyczaj NOWYMI kontynuacjami dobrze znanych nam schematów. War of the Immortals jest inne. A ta inność objawia się tym, że jest to raczej rozbudowany dodatek Battle of the Immortals, aniżeli odrębnie funkcjonujący MMORPG. No bo jak inaczej nazwać grę, która oprócz kosmetycznego liftingu, zmiany nazewnictwa obszarów i wprowadzeniu trzech nowych postaci wciąż jest identycznym tytułem co BOI. Ale broń Boże, ja się wcale nie obrażam, bo tak jak poprzedni produkt Perfect World Entertainment, tak i ten gra i grało mi się znakomicie.
Szkoda tylko, że azjatyccy koledzy PWE nie poszili krok dalej i nie storzyli BOI w prawdziwym 3D i bez tej skomplikowanej otoczki. Ale po kolei.
Event grind
MMORPG’i dzielą się na dwa typy: na grindowników… i grindowników questów. War of the Immortals nie jest ani tym, ani tym. Owszem, potworki możemy bić, to samo z misjami, ale wielkich kokosów (doświadczenia) tutaj nie znajdziecie. Wszystko kręci się wokół kliknięcia klawisza „I” i regularnego wykonywania kolejnych eventów. Im więcej zielonych napisów „Done”, tym lepiej. To właśnie z nich czerpiemy główne źródło utrzymania naszych postaci. Niektóre z nich są dostępne wyłącznie w określonych dniach tygodniach, inne w konkretnych godzinach, więc najlepiej pasuje siedzieć cały dzień na komputerze… lub stworzyć sobie grafik grania w WOI i tak dysponować dostępnym czasem. Tutaj jednak pojawia się pierwszy problem, już nie tylko War of the Immortals, ale większości tytułów.
M.O.N.O.T.O.N.I.A
Grafik grafikiem, czas czasem, ale już po kilku dniach odczujecie na własnej skórze, że tak naprawdę robicie jedno i to samo. W kółko. Przedstawię to na swoim przykładzie, który od półtora tygodnia sprawdza się idealnie:
- 1. Dzień zaczynamy od znalezienia party i wędrówki na Dragon Blood.
- 2. Daily Quiz.
- 3. Magic Academy.
- 4. Parę rundek na eventowych instancjach.
- 5. Dragon Slayer.
- 6. Hallu.
- 7. Pozostałe questy.
- 8. Quiz.
- 9. Clan Gathering
- 10. Bossy.
I codziennym Quiz’em o godzinie 20:00, minutką na Gathering i potyczką z klanowym bossem kończymy swój dzień w War of the Immortals. Może i „na papierze” wygląda to ciekawie, jeśli jednak mielibyście to robić dzień w dzień w takiej, lub lekko odwróconej kolejności, to możliwość złapania lekkiego zajoba - gwarantowana. Żadnego elementu zaskoczenia, żadnego zwrotu akcji. Granie w WOI porównałbym do nudnej pracy – nie chce mi się, ale muszę, bo inaczej nie dostanę pensji (czyt. nie wyfarmię SG, a inni odskączą ode mnie poziomami).
Looking For Party
Był plus, był minus, to teraz czas na kolejnego „+”. I chykażdy już chyba wie, gdzie poleci pochwała. Oczywiście do systemu Party, bez którego zabawa w War of the Immortals byłaby niemożliwa. Owszem, przez pierwsze 45 lvl inni członkowie są nam w ogóle niepotrzebni, ale później, po osiągnięciu min. 55 lvl bez dobrze zgranej grupki osób… nawet nie wychodź z miasta. Każdy event, każda instancja wymaga przynajmniej 4-osobowej grupy, co jeszcze bardziej integruje i zbliża do siebie użytkowników. Bez skojarzeń.
Apel do solo-playerów: znajdźcie sobie innego MMORPG.
To widać, to słychać, to czuć
Gdy odłożymy wszystkie troski, żale na bok i z boku przyjrzymy się na War of the Immortals, to dopiero wtedy uświadomimy sobie, że ten MMORPG naprawdę żyje. Już nawet nie mówię o zajętych spotach, nie mówię o tłoczących się graczach przy teleportach, od których mój komputer zaczyna szybciej chodzić (i grzać też). Chodzi mi… a z resztą łapcie kilka przykładów, które przygotowałem specjalnie z myślą o tej recenzji.
Na Realm 1, liczba ogłoszeń na czacie w ciągu jednej minuty wynosi 61. Daje to 1 „spam” na 1 sekundę.
Na Vending (Merchanty) stoi w Atlantis średnio od 200 do 400 sprzedających.
A nie wspomnę o tym, co dzieje się w czasie codziennego Quiz’u, gdzie wszyscy piszą sobie na czacie odpowiedzi. A gdy ktoś poda błędną… sypie się przepiękna wiązanka „f*cków”, o „Twojej Matce” też się coś znajdzie:) Nie jest to może zbyt ładne zachowanie, ale przynajmniej czujemy, że jesteśmy tylko malutką, bezbronną jednostką pośród dziesiątek tysięcy mrówek, którzy dzień w dzień, godzina w godzinę walczą o coraz to lepszy byt.
Clan System inny niż wszystkie
Dopiero w War of the Immortals poczułem, co to znaczy należeć do Clanu. Kiedy w innych MMORPG’ach możemy pośrednio brać udział w życiu zespołu, to tutaj jesteśmy wręcz zmuszani do robienia i wtrącania się w sprawy społeczności. Jeśli nie robimy akurat questów gildiowych (polegających głównie na transporcie lub zbieraniu rzeczy), to odwiedzamy własny Clan Domain, będący czymś na podobieństwo… farmy. Mamy tutaj bibliotekę, farmę, kościół (ehhh) i inne, (nie)ważne miejsca. Ale hola, hola. Najpierw trzeba to zbudować. Jak? Oferując drewna, pieniądze i narzędzia na stworzenie czegoś takiego. Nie muszę chyba mówić, że im więcej członków, funduszy, to tym lepsza farma.
Trochę pracy potrzeba, ale uwierzcie, opłaca się, bo Clan Domain daje nam w zamian sporo kasy, expa, a nawet klanowych umiejętności.
Zen’owy dylemat
Jeśli zapytałbym 100 osób o to, dlaczego nie grają w produkty Perfect World Entertainment, 99 osób bez wahania odpowie: „bo mają zrypany Item Shop”. Owszem, normalnym sklepikiem growym bym tego nie nazwał, ale na Boga – w War of the Immortals naprawdę można przeżyć bez wydawania realnych pieniędzy… o ile jesteś za***iście bogaty i masz jeszcze zajebistsze szczęście. Bo tylko tak możesz zapwnić swojej postaci wszelką wygodę i perspektywy na przyszłość.
100 Zen kosztuje obecnie około 250k, ale co z tego, jak do powiększenia Stash lub kupienia kilkudziesięciu Fortify Crystal potrzebujemy przynajmniej z 1000 takich punkcików. Takie zakupy to już wydatek rzędu paru milionów. Pytanie tylko, skąd wziąć taką kasę? Można chodzić na bossy i trzymać kciuki, że dropnie nam jajeczko, które sprzedamy za 6-10kk. Można zbierać kasiorę, nie wydawać ani grosza i spokojnie kisić, aż cena Zen się ustatkuje. Ale tak się po prostu nie da. War of the Immortals jest tak złotożerny, że każda głupotka wymaga wydania Golda: od włożenia Gemu do przedmiotu, po ulepszenie skilla, które kosztuje… lepiej nie pytajcie. I bądź co bądź musimy rozwijać swoją postać, bo bez tego nie zabijemy żadnego mobka, a z party będą nas po prostu wywalać.
I tak kółeczko się zamyka, a puenta brzmi tak: tylko nieliczni mogą poszczycić się niewydawaniem złotówek na ZEN, tylko nieliczni mogą przeżyć bez zaglądania do Marketplace, wszyscy inni, nie mający tyle szczęścia co ci pierwsi muszą wreszcie sięgnąć do kieszeni i wydać te kilkadziesiąt złotych. Bo bez tego, szkoda nawet zaczynać granie w WOI…
Skomplikowaność
Szczerze. Grałem wcześniej w Battle of the Immortals, więc miałem niejako ułatwione zadanie. Ale co mają powiedzieć ci gracze, którzy nie mieli wcześniej do czynienia z serią „of the Immortals” i pierwszy raz odpalili tego MMORPG. Z początku, owszem jest łatwo, głównie przez to, że jesteśmy prowadzen przez PWE za rączkę, a do wykonania kolejnego zadania potrzebne jest kliknięcie LPM. Później jednak, ilość systemów, ulepszeń, upgrade’ów może przyprawić o zawrót głowy, który skończy się kilkoma godzinami na Google, by ogarnąć je wszystkie. To nie jest Knight Online, gdzie szliśmy do NPC, kupowaliśmy jeden, dwa scrolle i lecieliśmy swoim przedmiotem na kolejny +.
Nie, nie. Trzeba mieć specjalne kamyczki, a do tego następne stardusty by odblokować bonusy, a do tego najlepiej Starworda, który da nam większy atak, ale do tego trzeba kupić Wand, który daje tylko kilkanaście procent szansy. Ale hola, hola, najpierw odblokujmy miejsca w przedmiocie, więc idźcie do innego NPC, który wskaże kolejne itemki do zdobycia. Oklej, kliknijmy więc „T” i wycraftujmy je. Ale trzeba składniki. Dobra, ale najpierw ulepszmy swoje Soule na Soul6. Do tego trzeba nam specjalne esencje, która rozbiajmy na części pierwsze w zakładce „Deconstruct” i klikamy Infuse…
Zrozumieliście coś z tego? Mam nadzieję, że tak, bo właśnie coś takiego znajdziemy w War of the Immortals. W każdym dniu będziemy odkrywać coś nowego, a poźniej pukać się w głowę, dlaczego nie wpadliśmy na to wcześniej, a jeszcze później żałując i rozpamiętujac utracone złoto lub punkty doświadczenia. Tak właśnie ja robiłem i tak właśnie robili chyba wszyscy Newbie:)
Fakty po Faktach
War of the Immortals nie można ocenić jako pełnoprawnego MMORPG. Powiecie, że plotę bzdury, ale każdy kto grał w poprzednią część – Battle of the Immortals, wie doskonale, że niewiele rzeczy zostało zmienionych, a te które rzeczywiście są nowe, można raczej traktować względem urozmaicenia BOI. Brakuje jeszcze możliwości transferu postaci z jednej gry do drugiej, a naprawdę nie zobaczylibyśmy większej różnicy. No, ale to przecież Perfect World Entertainment, który musi doić z użytkowników kolejne pieniądze. I co z tego, że jeden „cycek” nie różni się od drugiego „cycka”. Ważne, że przynosi dochody.
Ale naprawdę muszę mówić, że to świetny tytuł MMO?
4/6 lub 5/6 (w zależności z jakiej perspektywy patrzymy: normalnego MMORPG czy ulepszonego Battle of the Immortals)