Borderlands to jedna z moich ulubionych serii gier, a premiera kolejnej odsłony jest już coraz bliżej. Z tej właśnie okazji postanowiłem naskrobać jakiś prosty tekst o tym, co mnie w niej urzekło, jak wyewoluowała przez swoje kolejne odsłony i zachęcić do zagrania tych, którzy jeszcze nie grali (są tu tacy?). Nie znajdziecie tu raczej świeżego spojrzenia na te gry (tym bardziej, że swoją premierę miały już dawno), ale nadal serdecznie zapraszam. ;]
O co w tym w ogóle chodzi? Ano jest sobie rzekomo jakiś kosmiczny skarbiec, który skrywa wielką nagrodę dla tego, kto go znajdzie. I to w sumie do tego sprowadza się cała "fabuła" jedynki. Ale nie o to chodzi w tej grze. Gearbox wpadło na genialny pomysł. Połączyć fps z hack'n'slashem? Jak najbardziej, bo sprawdza się to znakomicie! Dość rąbania wrogów z lotu ptaka, czas im zasadzić porządnego headshota. W połączeniu z wyścigiem po lepszy loot i rozwijaniem drzewka umiejętności naszych postaci daje to masę zabawy. A całość okraszona jest świetną, komiksową grafiką (ten cel-shading wygląda tutaj naprawdę ładnie), humorem i genialną muzyką, bo to dzięki temu tytułowi poznałem Cage The Elephant i The Heavy.
Jednak siła Borderlands nie leży w trybie singleplayer. Prawdziwa gra zaczyna się w trybie kooperacji. No bo co da nam więcej frajdy niż wspólne faszerowanie ołowiem kolejnego bossa? Bieganie po pustkowiach Pandory z grupką znajomych to chyba jeden z lepszych multiplayerów, w jakie miałem przyjemność pograć. I nie zapominajcie, że więcej graczy = silniejsi przeciwnicy = lepszy loot.
Niestety mimo wszystkich zalet pierwsza odsłona cyklu miała kilka wad. Martwy świat, niezbyt zróżnicowane krajobrazy... Ale nie czas na to, tutaj wychwalam tę grę pod niebiosa, wady wytknę innym razem. W każdym razie nie jest to gra idealna. Na szczęście tutaj z pomocą przychodzi nam Borderlands 2.
Bazillions of guns - to wystarczy, żeby opisać kolejną odsłonę. Borderlands 2 to istne cudo! Gra zachowała pomysł pierwszej części, ale poprawiono w niej wszystko. Od zwiększonego poziomu trudności i lepszego AI przeciwników (nie są tylko kawałkiem mięsa, robią skuteczne uniki i potrafią nam dać w kość), przez różnorodne krajobrazy (Pandora to już nie tylko piasek i skały), aż po ulepszone questy i całkiem rozbudowaną linię fabularną, która zawiera nawet kilka twistów. No i oczywiście bronie. Nie różnią się już tylko statystykami, a zastosowaniem i sposobem działania. A te wszystkie cacka zostały oddane w ręce zupełnie nowych bohaterów, a co za tym idzie - nowych umiejętności i mechaniki.
Dwójka mimo mojej początkowej niechęci zaspokoiła moje wszystkie oczekiwania i stała się zdecydowanie najlepszych co-opem, w którego do tej pory grałem. A dodatkową zabawę dostarczyły mi świetnie wykonane DLC, które nie są tutaj kilkoma mapami za chore pieniądze, a faktycznym rozszerzeniem rozgrywki o sporą, ale nadal opcjonalną zawartość.
A jak będzie z Borderlands: The Pre-Sequel? Znów nowe gnaty, nowi bohaterowie, nowi przeciwnicy, kilka dodatkowych mechanik. Ale czy to wystarczy, żeby przebić poprzednie części? Ciężko stwierdzić, bo całość zapowiada się całkiem nieźle, ale z drugiej strony obawiam się, że ekipa Gearbox może to wszystko przedobrzyć i wydoić jeszcze raz tę samą krowę. Bo mimo całej mojej sympatii do Claptrapa (nawet po tym, co chciał nam zrobić nam w dodatku do pierwszej części) i całego absurdu obecnego w serii zwyczajnie nie widzę go w roli wojownika mordującego całe hordy przeciwników.
Co z tego wyjdzie? Zobaczymy, mam nadzieje, że premiera rozwieje moje wątpliwości i zaserwują nam kolejny świetny produkt.
trampek