Wskazówki dotyczące pisarstwa

Witam szanownych forumowiczów.

Mam nadzieję, że wybrałem poprawny dział, a jak nie to mnie poprawcie. W każdym razie nie wierzę, że na forum nie ma osób, które się nie znają na pisaniu. Opowiadania, powieści etc. Więc zwracam się do Was z małą prośbą... Lubię bardzo pisać, ale sam twierdzę, że nie bardzo mi to wychodzi. Jestem strasznie wrażliwy na krytykę, toteż swoich tekstów nie daję do publicznej oceny, ale w każdym razie potrafilibyście podzielić się jakimiś radami, bądź wskazówkami dotyczącymi pisarstwa? Co robić? Czego unikać? Jak wciągnąć czytelnika i jak sprawić, by Wasz świat ożył?

Z góry będę bardzo wdzięczny :)

Nie ciągnij dialogów w nieskończoność jeśli nie są one szczególnie ważne dla fabuły.

Sprawdź co ci lepiej idzie, i wymyśl historię w której będziesz mógł zmieścić więcej takich elementów, nie ważne czy będą to walki, opisy krajobrazów, czy zagadki.

Gatunków i światów jest wiele, do tego można wszystko mieszać do woli, historia która jest romansem może być kryminałem, a opowieść fantasy może zabierać elementy SCI-FI.

Ćwicz i otwórz się na krytykę, nie musisz cały czas pisać wyłącznie opowiadań, dobrze uczy się również przez gry. Mógłbyś spróbować sesji play by forum aby podrasować zdolności, np. na lastinn.info

Tyle ode mnie, jakimś specem nie jestem, ale ile pisałem, tyle jestem w stanie ci powiedzieć.

Zaczynaj od krotkich opowiadan, bo jak bedziesz chcial z marszu napisac cos wiekszego, to nie dasz rady. Zatrzymasz sie gdzies w polowie, a twoja praca nie zostanie skonczona.

Rob takie mini plany swoich prac. Abys od poczatku wiedzial jak ma sie wszystko zaczynac i jak konczyc. Musisz to wiedziec, bo podejscie typu: "mam poczatek, a potem cos sie wymysli", jest zle.

Czytaj swoje teksty. Jak skonczysz, to ze dwa razy i potem, juz po dluzsyzm czasie, abys troszke "zapomnial swoje dzielo" (ze 2-3 tygodnie). Oczywiscie w trakcie tych "czytan" sprawdzaj i poprawiaj bledy.

Duzo czytaj.

Dzz poruszył najważniejszą kwestię - czytanie. Czytaj jak najwięcej, i nie chodzi mi tutaj tylko o książki, ale wszelkiego rodzaju publicystykę, recenzje, artykuły. Unikaj monotonności, powtarzania słów. Sam staram się każdego newsa (przynajmniej początek) pisać w taki sposób, by użytkownik nie poczuł się jak w Dniu Świstaka.

Jestem jednak zwolennikiem oceniania kogoś po umieszczonej pracy. Tak więc, jeśli byś mógł, to zafunduj nam chociaż próbkę swoich możliwości. A od krytyki - bądź co bądź - nie uciekniesz, bo jest to podstawa do dalszego pisania. Sam mam to wszystko w d*pie... bo jakbym nie miał, to swoją "karierę" zakończył bym po tygodniu:)

Dobrze manewruj słowami, wzbogać tekst o słowa które przyciągną czytelnika. Takie 2 mini-rady. Sam tez pisze :)

Cóż... Postanowiłem jednak dać dwa opowiadania, które napisałem jakiś czas temu. One miały mieć dalsze części, ale ja zawsze robię na brudno coś, a potem sprawdzam, czy jestem wstanie ciągnąć to dalej... Jeśli tak - piszę. Jeśli nie - rezygnuję i czekam na dalsze inspiracje. Mam nadzieję, że po tych dwóch tekstach już będziecie wszystko o mnie wiedzieć. Tzn. Sposób w jaki piszę, czym się kieruję itd. Bardzo byłbym wdzięczny za rady, co mógłbym zmienić, co poprawić, by moje wypociny czytało się z przyjemnością.

1.

Ogień płonął w kominku, a żarzące się iskierki kontynuowały, już wcześniej rozpoczęty, przepiękny taniec, rozpraszając wszelkie negatywne myśli, smutki i troski. Ciemność wypełniała całe pomieszczenie, toteż płomień zdawał się być jedynym źródłem światła na świecie. Grudniowa nastała noc, więc krajobraz na zewnątrz nie wyróżniał się praktycznie niczym, prócz śnieżnego dywaniku, chociaż bardziej przypominał on puszystą i cieplutką kołderkę, którą okrywamy się zawsze przed snem. Cudownie jest choć na moment udać się do krainy marzeń, gdzie nasze pragnienia stają się rzeczywistością. W owym miejscu znajdowali się wszyscy, którzy postanowili jednak zakończyć swój dzień oraz ci, których już nie ma, lecz pamięć o nich na zawsze pozostanie w naszych sercach. Nazywamy ich przodkami. Osoby nam bliskie zawsze spoglądają na nas z góry, obserwując wszystkie czyny i występki , których się dopuściliśmy. Chcą dla nas jak najlepiej – byśmy osiągnęli w życiu więcej niż oni, a przede wszystkim sobie tego życia nie zmarnowali. Przy kominku, na fotelu siedział siwy mężczyzna w dość podeszłym wieku. Spoglądał zamyślony w tańczące ogniki, a sprawiał wrażenie człowieka życiowo doświadczonego. Posiadał malutką bródkę, którą uwielbiał delikatnie szarpać, gdy trwał w takowym nastroju. Zmarszczki na jego czole uwidoczniły się jeszcze bardziej, kiedy to usłyszał jak ktoś wchodzi do pokoju. Na ustach kamienna, pokerowa twarz – kompletny brak jakichkolwiek emocji. Spokój duchowy jest o wiele silniejszy niż cielesna furia…

- Dziadku! – krzyknęła trójka małych rozrabiaków, która wyraźnie zatęskniła za tym nudny starcem, opowiadającym niestworzone historie. Dwoje było płci męskiej oraz jedna dziewczyna o rudych włosach. Ustawili się w niewielkim szeregu szeroko, chichocząc pod swymi zadartymi noskami.

- Kogo moje niedowidzące oczy widzą! Ren, Kora i Rythe – moje kochane wnuczki. Jesteście już strasznie duże… Pewnego dnia weźmiecie zapewne ślub, zamieszkacie we własnym domu i założycie rodzinę – ciągnął dziadek, pociągając za swą kozią bródkę. Wtem spojrzał na owe maluchy, które były najwyraźniej zainteresowane jego jakże mądrymi słowami.

- Ja się nigdy nie ożenię! – odparła Kora, krzyżując swe ręce z dość obrażoną miną.

- W twoim wieku mówiłam dokładnie to samo, kochanie… - zabrzmiał ni stąd, ni zowąd nieznany, a przynajmniej na razie kobiecy głos zza drzwi wejściowych. Pojawiła się tam staruszka, którą jednak rozpoznali – to była ich babcia. Zawitała do ocieplonego już pomieszczenia, gdy w między czasie ogień zmniejszył się dwukrotnie. Mimo to, światła wciąż nie brakowało i każdy siebie bardzo dobrze widział.

- Babciu, ale Ty nie rozumiesz… - odpowiedziała nieco zawiedziona dziewczynka, kręcąc sobie loczka na palcu.

- Rozumiem lepiej, niż Ci się zdaje, skarbeńku. Też kiedyś byłam młodą dziewczyną… nieco zagubioną. Bałam się przyszłości i tego, co się stanie. Lecz z czasem przełamałam strach i razem z dziadkiem stworzyliśmy kochającą się rodzinę – oznajmiła babcia, uśmiechając się delikatnie. Mówiła dosyć wolno, bowiem podeszły wiek jednak robi swoje – to już nie te lata.

- Ale… Od razu wzięliście ślub? – zapytała Kora, przekręcając główkę z zainteresowaniem. Chłopcy milczeli, przysłuchując się tej jakże ciekawej wymiany zdań. Staruszka zaśmiała się cicho.

- Oczywiście, że nie, kochanie. Wtedy nawet nic nie wskazywało na to, że mielibyśmy być razem… Nawet szło to w drugą stronę. Jednak to długa opowieść… Opowieść o przyjaźni, miłości, nienawiści, smutku, odwadze, przygodzie oraz poświęceniu – powiedziała babcia, wzdychając głęboko po swej wypowiedzi.

- Dziadku, opowiedz nam, jak to było, prosimy! – odrzekła Kora z lamentem.

- Bardzo prosimy – dodał Rythe, przerywając swe milczenie.

- No właśnie – zasygnalizował Ren.

Cała trójka błagała staruszka, by zdradził im swą bogatą przeszłość. Spojrzał dziadunio na swą ukochaną, a ta uśmiechnęła się do niego, jak za dawnych laty. Przymknął delikatnie swe niewielkie oczęta i rzekł:

- Dobrze więc. Usiądźcie wygodnie, gdyż będzie to bardzo długa historia. Nazywam ją „bajką”, choć wszystko, o czym Wam opowiem – zdarzyło się naprawdę. Cała opowieść… Zaczyna się… Gdy…

2.

Wiatr delikatnie rozwiał jego włosy na całkiem przypadkowe strony, tworząc pewien chaotyczny nieład, lecz był on ładny na swój własny sposób. Zmrużył lekko swe oczęta, spoglądając gdzieś w dal bez konkretnego celu. Czuł w życiu ogromną samotność, toteż wiele razy cierpiał z tego powodu. Najgorszy wydawał się fakt, iż nie mógł nic z tym zrobić, bowiem odkąd się urodził, nękał go wieczny pech. Fatum wiszące nad jego głową, którego nie da się tak po prostu pozbyć. Wziął głęboki oddech, słysząc dudniące bębny samej Matki Natury. Wszechobecny spokój przytłaczał go swym ogromem, a panująca cisza grała niesamowitą melodię, będąca prawdziwą rozkoszą dla jego ucha. Odwrócił się powoli i ujrzał swojego ojca, przyglądającego się mu z pewnym uśmiechem, choć wyrażał jednak dezaprobatę, biorąc pod uwagę fakt, że to kolejny słoneczny dzień w Nevarii.

- Coś Cię dręczy, Jared? Wyglądasz tak od dobrego tygodnia, a przecież pogodę mamy dziś niezwykle ładną – zasygnalizował, zwracając się do syna. Podszedł do niego zwinnie i wysłuchał odpowiedzi:

- Nie, tato. Przynajmniej tak myślę – odpowiedział na te niecodzienne stwierdzenie ze strony jego papy. Starość, nie radość jak to powiadają, a on liczył już sobie z lat czterdzieści.

- W Twoich oczach widzę pustkę. Zupełnie jakby Ci czegoś brakowało – przeciągnął ostatnie słowo, chcąc je mocniej zaakcentować, choć chłopak chyba nie zadał sobie trudu z odczytaniem tego znaku.

- Racja, czuję pustkę. Brakuje mi wielu rzeczy, jednak najbardziej… - odwrócił głowę - …brakuje mi życia – kończąc temat, zeskoczył ze wzniesienia, na którym stał i udał się do swego miejsca zamieszkania. Było to całkiem przyjemne miejsce z dala od gwaru i hałasu. Przypominało to bardziej gospodarstwo, niżeli zwykły dom. Od zachodniej strony rozciągało się pole pełne złocistego w pełni Słońca zboża, a z drugiej zaś strony rósł przepiękny owocowy sad. Jared uwielbiał przebywać w nim ze znajomymi, gdy było lato. Rozmawiali wtedy o dziewczynach, opowiadali sobie plotki oraz usłyszane historie – mniej, bądź bardziej prawdziwe, zajadając się dojrzałymi, soczystymi jabłkami. Wszyscy prócz Jareda chwalili się swoimi „podbojami” na sferze miłości. On nie miał takiego szczęścia, przez co przeklinał Boga i to w jaki sposób go potraktował. Większość z nich już wyjechała, dlatego też pozostawały miłe wspomnienia, zawsze kojarzone z owym sadem. Dziadek mu opowiadał, że gdy nabywał ziemię do założenia całego teraźniejszego gospodarstwa, powiedziano mu o pewnej legendzie. Ponoć gdzieś niedaleko ukryty został ogromny skarb, który pozostawiły elfy przed emigracją za morze. Najprawdopodobniej to zwykła bajeczka, przez którą majątek ziemski był droższy. Specjalistów od handlu mamy niestety wielu. Walutą w Nevarii były Arony, choć ich wartość była stosunkowo niska w porównaniu do czasów, gdy kraina ta zwała się tylko Varią. W pobliżu znajdował się las. Dość wielki, biorąc pod uwagę tą część Nevarii. Widniał tam także szeroki gościniec. Czasem przejeżdżała tędy kareta lub wóz handlowy, ale ogólnie okolica znana była z ciszy i spokoju. Pięć kilometrów dalej można było ujrzeć ogromne miasto – Miltengard z gigantycznym oraz majestatycznym zamkiem po środku. Na jednej z grubszych wież widniał herb – dwa skrzyżowane, srebrne węże z otwartymi pyskami – oficjalny znak owego miasta. Dzielnica mieszczańska miała zaraz przy wejściu wielkie targowisko. Znalazłoby się tam wszystko, czego człowiekowi najbardziej w aktualnym momencie potrzeba. Od wyrafinowanej broni, po tajemnicze i magiczne eliksiry, kończąc na zwykłych przedmiotach codziennego użytku. Nevaria dzieliła się na cztery hrabstwa, a nazwa każdego pochodzi od ich aktualnej stolicy. Na południu znajdował się Miltengard, na wschodzie Raelu, na zachodzie Attyria, na północy zaś Mantia. Całą Nevarią rządził tzw. „Arcyhrabia”. Nikt nie znał jego imienia i nazwiska, co było dziwne, prawdę mówiąc, jednakże to polityka. Jared rzadko mieszał się do polityki, zwłaszcza iż przysparzała ona samych problemów. Zaszedł w końcu do domu, bez żadnych przeszkód. Drzwi niewielkiej chaty rozwarły się na prawo i lewo, a chłopak wszedł do środka. Po pomieszczeniu unosił się cudowny zapach pieczonej dziczyzny. Zawitał więc do największej izby i nie mylił się – na stole leżała ogromna kupa mięcha, wręcz błagająca, by ją natychmiast zjedzono. Aromat wypełniał jego nozdrza, sprawiając że nie mógł się powstrzymać. Wziął jeden mały kęs i zatopił w nim swoje twarde niczym kryształ zęby. Potrawa miała szczególny smak, znakomicie zaspokajający jego podniebienie. Wtem usłyszał dobrze mu znany, dziewczęcy głosik.

- Braciszku! Braciszku! – zawołała od niego jakby zaraz miał na zawsze zniknąć. Jared przekręcił głowę nieco w bok i podszedł do niej.

- O co chodzi, Stephenie? – zapytał ciepłym głosem, spoglądając na nią. Ta zdawała się bać nieco tego pytania, bowiem kręciła nerwowo nóżką i bawiła się kosmykiem swych włosów. Przymknął lekko oczy i wydał z siebie coś w rodzaju „Hm?”

- Braciszku… Mama obiecała mi, że kupi mi lalkę. Ale to było bardzo dawno temu, a chciałabym się w końcu pobawić… - odrzekła niepewnie, po czym szybko dodała:

- Kupiłbyś mi lalkę, braciszku? – zapytała, czerwieniąc się. Zakryła się również rączkami, spuszczając drobną główkę. Jared uśmiechnął się delikatnie i pogładził ją po ramieniu.

- Oczywiście, Steph. Kupię Ci lalkę i nie bój się. Dla mojej kochanej siostrzyczki wszystko – wyszczerzył się szeroko, a Stephenie rzuciła mu się w ramiona ze łzami w oczach.

- Dziękuję, braciszku…

- Lepiej „Jared”, dobrze? – Na jego pytanie kiwnęła tylko główką, puściła go i poszła do swego pokoiku, szczerze uśmiechnięta. Ciepło mu się na sercu zrobiło, widząc jak jego siostra czuła tą radość z jego decyzji. Wziął jeszcze jeden kawałek dziczyzny, szybko go pochłonął, a następnie wyszedł na zewnątrz, kierując się w stronę gościńca. Gdy doszedł, począł podążać w stronę Miltengardu. Trochę drogi co prawda było, jednakże Jareda cechowała nieprzeciętna forma fizyczna, toteż nie miał problemu z dojściem do miasta.

- Imię i nazwisko – rozległ się dość gruby głos, pochodzący od strażnika bramy. Siwizna wręcz opanowała jego czerep. Miał na sobie ciężką zbroję oraz żelazny miecz w pochwie – wyglądał dość groźnie. Chłopca zdziwiło to, gdyż jeszcze niedawno wstęp do miasta nie wymagał jakiejś kontroli, czy czegoś w tym rodzaju.

- Jared Windheart – odparł, nieco zaniepokojony, choć całkiem pewny siebie.

- Glejt Masz? – zapytał chłodno, na co ten zastygł w bezruchu, wydając z siebie krótki dźwięk zastanowienia.

- Jaki glejt?

- Rozkaz Arcyhrabiego. Odkąd skrytobójcy zamordowali biskupa Miltengardu, każdy kto pragnie wejść do miasta musi mieć glejt – odpowiedział wyczerpująco, lecz salwa pytań jeszcze się nie zakończyła.

- Skrytobójców?

- Zakon Wilczego Kła. Charakterystyczne kły na szatach, bardzo niebezpieczni. Nie chcemy kolejnego morderstwa. Nie ma glejtu – nie ma wejścia – rzekł strażnik, wzruszając ramionami. Jared się odrobinę zirytował, jednak starał się zachować zimną krew i pełne opanowanie. Pilnujący bramy nie wyglądał na osobę psychicznie zrównoważoną, więc chłopak posiadał pewną przewagę. Na razie postanowił pytać dalej:

- Więc… Skąd mogę wziąć ten glejt?

- No ten, yy… Z miasta. – Jared chwycił się za głowę, mlaszcząc z dezaprobatą. Nigdy nie słyszał bardziej kompromitującej Miltengard sytuacji. W końcu to wszystko się nie trzymało kupy… Choć może polityka miała większe wpływy, niż dotychczas sądził. Ostatkiem nadziei, zapytał ponownie:

- Na pewno nie ma innego sposobu, by wejść do miasta?

- Nie. Glejt pokażesz – wpuszczę. Glejtu nie ma – nie wpuszczę. Glejt wydaje hrabia Miltengardu – odparł, tym samym doprowadzając Jareda do stanu maksymalnego zrezygnowania.

Całkiem miło się czyta, troszkę zbyt długie opisy po kwestii, niedopowiedzenia (szedł, szedł i nagle głos, nie wiadomo skąd itp.), ale wszystko można szybko i łatwo poprawić.

Ogólnie mówiąc... jest to najlepsze opowiadanie (a raczej jego fragment) ze wszystkich dotąd zaprezentowanych przez naszych użytkowników.

By nie zakładać kolejnego tematu, gdyż byłby iście związany z tym, wrzucam to tutaj. Któreśtam opowiadanie, bodajże poszło do gazetki gimnazjalnej. Czasem praca w niej jest naprawdę nużąca. ._.

- Proszę wstać, sąd idzie – cała sala zgromadzonych z hukiem podniosła się ze swych siedzeń, kiedy to na salę wszedł Archanioł Maurycy – nowy władca porządku, ładu i sprawiedliwości wszelakiej. Ława przysięgłych składała się z niższej rangi aniołów, będących jednakże pod Świętą Przysięgą. Ci, co ją złamali, zwani byli upadłymi i to właśnie oni zamieszkują wypełnione siarczystym oparem, odległe czeluście piekła. Wokół zapanowała niepewna atmosfera wraz z kumulującą się niepewnością. Kazali mi podejść do barierki, więc żem to uczynił.

- Wierzysz w Boga?

- Tak, wysoki sądzie – odparłem, jednocześnie zauważając, iż Archanioł wodzi wzrokiem moją osobą. Zastanawiałem się, cóż on pragnie z mych oczu wyczytać. Czy nie prawdą jest, że dzieci zawsze kłamią, bo są tak nauczone? Czyja jest więc wina, jeżeli młody człowiek przez wzgląd na wydarzenia z przeszłości i mentalne retrospekcje mówi nieprawdę? Boi się. Przerażają go konsekwencje faktu, bowiem zazwyczaj sytuacja stawiała go w nieprostym dylemacie. Cierpieć, bądź sprawić, by cierpieli inni z winy, którą my sami ponosimy. Przeraziła mnie sceneria otoczenia. Nie, to nie wyglądało na przeciętny sąd. Ściany tak ciemne, jakoby w ogóle ich nie było. Sklepienie wyłożone puchatymi obłoczkami, lecz pozbawionymi światła słonecznego. Dominowała iście stonowana kolorystyka tego zjawiska. Podłoga, a właściwie grunt to w większości ziemia lub płaska skała. Zupełnie jak na Ziemi. W ławkach nie siedzieli ludzi, choć wyglądali tak samo. Donośne echo ciągłych szeptów z ich strony wywoływał u mnie jeszcze większy stres. Zwłaszcza, że byłem pewien jednego faktu – to ja zostałem głównym tematem dyskusji.

Sędzia przestał mi się tak bacznie przyglądać, po czym zabrał głos:

- Kim ty jesteś, człowieku? – zapytał ospale, tworząc pauzę między każdym wyrazem. Pozornie wydawało się, iż ma dość tej pracy.

- Chłopcem – odpowiedziałem. – Zrodzonym z nieślubnego łoża, bez sakramentu chrztu.

Na twarzy Archanioła Maurycego pojawił się znaczący grymas, któremu towarzyszyło charakterystyczne mlaśnięcie z dezaprobatą. Poprawił okulary, zmarszczył nieco czoło, a następnie kontynuował:

- Teraz jesteś tutaj – rzekł, gestykulując dłonią. – Jak utraciłeś życie?

- Zmarłem zaraz przy poczęciu – wycedziłem, potarłszy dłonią o policzek. W tej jednej chwili starałem się odpędzić wszelkie złe myśli i negatywne emocje. Nastała niezręczna chwila milczenia, przerywana czasem rozmowami i szeptami na temat rozprawy. Zamknąłem na moment oczy, aby się w jakikolwiek sposób pozbierać do kupy. Nie odczuwałem strachu oraz niepokoju tylko pewnego rodzaju irytację, która narastała we mnie wraz z każdym wypowiedzianym słowem. Uniosłem lewą rękę naprzeciw swej twarzy i spojrzałem nań w zamyśleniu. Nurtowało mnie pytanie… Kim się wtedy stałem? Czym się stałem? Nie miałem na tyle siły mentalnej, by sprostać własnym, wewnętrznie snutym filozofiom.

- Ciężki przypadek, zaprawdę. W takim wypadku udasz się do czyśćca.

Teraz tylko jedno mi przyszło na myśl: „I odpuść nam nasze winy”

- Wysoki sądzie, poczuwam się do odpowiedzialności za ludzkie występki.

- Doprawdy…? – zapytał, uśmiechając się tajemniczo i zmrużywszy oczy, szepnął coś do nieznanego mi serafina. Ten zaś odleciał gdzieś, ginąc w cieniu.

- Jesteś tego pewny, Chłopcze? – ponowił pytanie, jednakże teraz nabrał całkiem poważnego wyrazu twarzy. Wziął młotek w swą dłoń i czekał na odpowiedź.

- Tak.

- W takim razie – trzasnął młoteczkiem w kawałek deski. – W imię Najwyższego Ojca, Świętego Ducha i Syna Bożego, skazuję Cię na tułaczkę. Wyrzeknij się swego mienia, gdyż nadaję ci nowy. Zwany będziesz od dziś wędrowcem. Odpowiesz za wszystkie ludzkie grzechy, a twa dusza będzie potępiona w Limbie.

- Na wieki wieków – odparłem.

- Amen – odezwała się reszta sali rozpraw. Zabrano mnie do miejsca, którego nie sposób sobie przypomnieć. Pamiętam jednak, że zaraz po mnie, proszono człowieka stu czterdziesto cztero tysięcznego pierwszego. Tu nie ma uczuć. Mym zadaniem jest żyć w lamencie i nie dać się pożreć smutkowi. Limbo to siedlisko koszmarów, których nawet największemu chojrakowi się nie śniło. Tak zaczęła się moja wędrówka po zagładzie. Nowe życie.

Takie religijne trochę oO...

fajnie :)

całość ogólnie bardzo fajna tylko, że końcówka trochę jest taka sobie no bo komu chciało by się odpokutować wszystkiego grzechy świata (trochę tego jest)

warn_ico.png
Warn za DP. - crracked

W tej chwili nie mam czasu tego czytać, wybacz, za to podzielę się ważną techniką. To stosowanie tak zwanego serum prawdy. Piszesz tekst. Nie ruszasz go przez miesiąc, a potem do niego wracasz. Widzisz wszystkie błędy, widzisz wszystkie rzeczy, które można zrobić lepiej. Generalnie, czym więcej czasu przerwy i podejść, tym lepiej.

Ja też to zrobiłem, przeczytałem moją wypowiedź po 30 sekundach od napisania i już coś zmieniłem :)

Łopatologicznie można jeszcze dodać: dużo pisz, aby wykreować swój styl.

Chcę więcej! , ponieważ bardzo fajnie piszesz z sensem oraz z "morałem".

Przyznaję, że bardzo przyjemnie się te opowiadania czyta. A co do Twojego pytania, to kiedyś na lekcji polskiego moja nauczycielka powiedziała, że autorzy książek stosują takie coś, że zaczynają jakiś ciekawy wątek, ale go tak od razu nie kończą, dopiero w dalszej części książki. Ma to na celu wzbudzenie ciekawości i zachęcenie czytelnika do dalszego czytania i ukończenia książki. Nie wiem czy Ci to dostatecznie jasno wytłumaczyłem, ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi :).

Bum!

całość ogólnie bardzo fajna tylko, że końcówka trochę jest taka sobie no bo komu chciało by się odpokutować wszystkiego grzechy świata (trochę tego jest)

Cóż, jest to wyjaśnione w dalszych fragmentach, które trzymam w zeszycie. ;)

W tej chwili nie mam czasu tego czytać, wybacz, za to podzielę się ważną techniką. To stosowanie tak zwanego serum prawdy. Piszesz tekst. Nie ruszasz go przez miesiąc, a potem do niego wracasz. Widzisz wszystkie błędy, widzisz wszystkie rzeczy, które można zrobić lepiej. Generalnie, czym więcej czasu przerwy i podejść, tym lepiej.Ja też to zrobiłem, przeczytałem moją wypowiedź po 30 sekundach od napisania i już coś zmieniłem Łopatologicznie można jeszcze dodać: dużo pisz, aby wykreować swój styl.

Właśnie zauważyłem, że całkiem inaczej patrzę na tekst, który napisałem bodajże tydzień temu, miesiąc temu niż w momencie jego pisania. Faktycznie, działa to. Błędy często popełniam z pośpiechu lub tzw. "Czarnej dziury". Co mam na myśli: Mam obmyśloną fabułę, wszystko okej, tylko pomiędzy jednym wydarzeniem, a drugim jest za duża przerwa i muszę coś wcisnąć, co zazwyczaj pisane jest na siłę.

Chcę więcej! , ponieważ bardzo fajnie piszesz z sensem oraz z "morałem".

A dziękuję. :lol:

Przyznaję, że bardzo przyjemnie się te opowiadania czyta. A co do Twojego pytania, to kiedyś na lekcji polskiego moja nauczycielka powiedziała, że autorzy książek stosują takie coś, że zaczynają jakiś ciekawy wątek, ale go tak od razu nie kończą, dopiero w dalszej części książki. Ma to na celu wzbudzenie ciekawości i zachęcenie czytelnika do dalszego czytania i ukończenia książki. Nie wiem czy Ci to dostatecznie jasno wytłumaczyłem, ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi .

Coś w tym jest, jednakże czasem wena daje tak po uszach, że pragnie się pisać, pisać i nie przestawać, a potem ma się ochotę naraz wrzucić dany tekst. :P

Mam krótki tekst o zabarwieniu filozoficznym.

Paradise

Otworzył gwałtownie ślepka, wodząc nimi nerwowo po suficie. Nagromadzone emocje ucichły po upływie kilku sekund, a świat stał się bardziej prozaiczny niż zwykle. „To tylko sen” – pomyślał. Czas powrotu do rutyny jest jedną z najmniej przyjemnych rzeczy, jeśli chodzi o „alternatywne rzeczywistości”, jakimi są nasze sny. Chociaż chodzi tutaj o coś więcej… Ludzkie małe, idealne miejsca. Filmy, gry, książki prezentują nowy tok rozumowania, czasem nieświadomie wpajany w ludzkie umysły. Inna rzeczywistość, od której społeczeństwo nie ma ochoty się odwracać. Paradoksalnie, gdyby pozostać przy wspomnianych „światach”, to właśnie one stały by się tą nudną, szarą, realistyczną rzeczywistością.

Wstał ze swego łoża i przeciągnął się ospale, zmuszając każdą kosteczkę jego ciała do charakterystycznego dźwiękowo przestawienia się. Nastał weekend, toteż pora beztroski i wypoczynku. Między innymi dlatego mu się specjalnie nie śpieszyło nigdzie. Wszedłszy do kuchni, wstawił wodę na gaz w celu zaparzenia sobie jego ulubionej herbaty ziołowej. Usiadł na wewnętrznej stronie parapetu i spojrzał za okno. Widok dosyć codzienny – zaśnieżone bloki, obłożone zatrzymującym ciepło styropianem, mokre ulice pełne śladów po oponach samochodowych, a także spacerujący ludzie, wykonujący swoje codziennie obowiązki.

- Jakież to schematyczne… - wysapał, ziewając z przynudzeniem w głosie. W pewnej chwili przypomniała mu się niezwykle ważna sprawa. Śnił tej nocy, choć nie był to sen byle jaki, zwłaszcza, iż wydawał mu się na tyle realny, by prawie pomylić go z rzeczywistością. Dlatego też przebudzenie wydawało się aż tak bolesne na jego psychice. Wziął kartkę i długopis – zaczął pisać:

Jasne światło mieniło się w krainie, do której żem się dostał. Cóż za potworny pisk przerywa błogą ciszę? Wzrok przyzwyczaił mi się do środowiska, dzięki czemu udało mi się dostrzec dziewczęcą postać, klęczącą przy karmazynowym jeziorze. Podszedłem powoli, emanując wręcz gigantycznym zaciekawieniem. Dwa kroki i przecież żem mógł ją od razu poznać. Nie zdradzę jej mienia, choć wygląd opiszę. Rumiana, niebieskooka, złotowłosa… Moment, właściwie to nie. Nie wiem, jakie miała włosy. Wtedy nie wiedziałem. Można rzec, że podoba mi się, lecz sama o tym nie ma pojęcia. Brzmi jak amerykański serial komediowy, wiem. Zauważyłem, że jezioro przepełnione jest krwią… Czerwona posoka wypełniała ogromny otwór bez dna. Osobliwe zjawisko, lecz moje sny zawsze mają w sobie coś nietypowego. Jednego razu występują takie drobne jeziorka, innym razem niekończący się tunel pełen cierpienia, które unosi się w powietrzu.

- Więc przyszedłeś – zauważyła błękitnooka, poprawiając sobie kosmyk włosów. Chłopak zarumienił się lekko, próbując nie dać tego po sobie poznać. Szum jeziora lekko zagłuszył jej słowa; bawiła się palcem, jeżdżąc nim po brzegu.

- To tylko sen, prawda?

- Nie mów „tylko sen”, skoro tak wiele to dla ciebie znaczy.

- Skoro tak, nazwę to „aż snem”, jak chcesz – odrzekłem wzruszając obojętnie ramionami. Ta zaś wstała powoli i pogładziła mnie palcem po policzku, patrząc jakby żałującym wzrokiem.

- Mówienie nieprawdy przed samym sobą jest szczytem wewnętrznego zagubienia. Jeśli to sen, to ja nie istnieję… Albo postradałeś zmysły i oddałeś się szaleństwu – powiedziała, kierując wzrok w stronę jeziora. – To marzenie.

- Więc będę szczery wobec siebie, hm? Jestem w tobie zakochany, ale skoro nie istniejesz… To nie ma więc znaczenia, czyż nie? – uśmiechnąłem się po swej cynicznej wypowiedzi.

- Ma znaczenie, bowiem przyznałeś to samemu sobie. Czujesz więź do tej, którą widzisz przed sobą. Choć nie zastanowiłeś się, czy ci to jest potrzebne.

- Co więc mam uczynić?

- Skoro sam siebie pytasz, to sam sobie dasz odpowiedź. Życie bywa niewiadomą. Nawet jeśli nie możesz żyć tak, jak pragniesz.

- To znaczy… Że dziś nie, ale jutro już może tak…? – zapytałem, po czym nastała chwila znaczącej ciszy. Dziewczyna położyła dłoń na moim drżącym ramieniu.

- Przyszłość jest twoja, lecz nie ludzie, gdyż oni swoją również posiadają. Jednak masz kowadło, więc możesz z niego korzystać. Pamiętaj.

Odłożył pisadło i westchnął głęboko z ulgą. Z całą pewnością pisanie tego typu tekstów nie jest dlań rzeczą przyjemną. W jednej chwili pobladł śmiertelnie.

- Cholera! Herbata!

Morał jest bardzo dający do myślenia, zwłaszcza jeśli ludzkie życie opiera się na wartościach duchowych. Na tym przykładzie widać, iż rzeczy nieważne, małoznaczące często przyćmiewają nasz umysł. Nie widzimy wtedy tego, co naprawdę ma wpływ na jutro. Nie dostrzegamy źródeł najpoważniejszych trosk, jednakże do nich samych żywimy głębokie urazy.

Tym razem herbatę dało się uratować. Popijając napój, chłopak doszedł do wniosku, że sen, a właściwie marzenie senne jest niewielkim rajem w życiu każdego człowieka. Gdzie nie istnieją poważne zmartwienia. Nie ma potrzeby, by skupiać swą uwagę na nich. Szczęście bywa ulotne i chwilowe. Lecz gdy jesteśmy z osobą, z którą czujemy nierozerwalną więź, może ono trwać stale, bez przerwy. Tym właśnie jest raj. Tym pragniemy żyć. Twórca zanotowanego wcześniej „opowiadania” już wiedział jaki nadać mu tytuł.

Witam szanownych forumowiczów.

Mam nadzieję, że wybrałem poprawny dział, a jak nie to mnie poprawcie. W każdym razie nie wierzę, że na forum nie ma osób, które się nie znają na pisaniu. Opowiadania, powieści etc. Więc zwracam się do Was z małą prośbą... Lubię bardzo pisać, ale sam twierdzę, że nie bardzo mi to wychodzi. Jestem strasznie wrażliwy na krytykę, toteż swoich tekstów nie daję do publicznej oceny, ale w każdym razie potrafilibyście podzielić się jakimiś radami, bądź wskazówkami dotyczącymi pisarstwa? Co robić? Czego unikać? Jak wciągnąć czytelnika i jak sprawić, by Wasz świat ożył?

Z góry będę bardzo wdzięczny :)