Tak jak zapowiadałem parę tygodni temu, obecna lista będzie dotyczyć NAJLEPSZYCH i NAJGORSZYCH gier MMORPG w 2010 roku. Ze względów czysto technicznych, postanowiłem ją podzielić na dwie części. Dzisiaj zajmiemy się listą 10 gier, które – moim, skromnym zdaniem – okazały się największym „FAIL’EM” w ostatnim roku. Uwierzcie mi, była ich cała masa i zadanie okazało się bardzo trudne. Zaczynamy!
Pamiętajcie – nie rozliczamy wszystkich tytułów, tylko tych, których premiera odbyła się na przełomie ostatnich 12 miesięcy (CBT, OBT i Final). Proszę więc nie wypisywać bzdurnych komentarzy typu – „Przecież i tak Tibia lub Metin2 są najgorsze”. Jak wiemy, ile osób tyle gustów i opinii.
PS Do końca roku nie mamy już spektakularnych premier, więc pod uwagę wziąłem wszystkie gry, w które grałem. Łącznie z Divine Souls i Legend of Martial Arts.

#10 Heroes of Three Kingdoms (http://hotk.perfectworld.com/)

Bardzo słabiutka gra. Bez wątpienia jest to najgorszy z dotychczasowym produktów Perfect World Entertainment. Z zapowiadanego orientalnego klimatu z mnóstwem postaci i szczegółów zostały tylko puste słowa. Owszem, otrzymaliśmy kilkanaście klas (następne mają być odblokowywane w najbliższym czasie), jednak to jedyny tak duży „PLUS” Heroes of the Kingdoms. Rozgrywka jest tu tak „drewniana”, że więcej dynamiki można znaleźć w przeglądarkowych gierkach... lub turowym systemie potyczek. Kolejny problem to otwarty świat. O ile w innych tytułach system ten sprawdza się i jest jednym z kluczowych elementów, to w HotK spełnia inną rolę niż powinien. Potworki są tak porozrzucane po mapie, że czekają nas ekstremalnie długie wędrówki, które – uwierzcie – mogą szybko zniechęcić. I nie pomoże nawet system Auto Track (klikasz i bohater podąża w wyznaczone miejsce). Po jakimś czasie dopada nas uczucie „osamotnienia”, a jedynych ludzi spotkamy w miastach lub większych wioskach. Jednak największym przegranym jest tutaj... Quest Grind. Już na pierwszy poziomach czeka nas super monooootooonne mordobicie, a w miarę rozwoju ilość potworków i czas będą się wydłużać. Żeby chociaż zadania były na tyle ciekawe i urozmaicone... 99% przypadków będzie się kończyło zabiciem odpowiedniej liczby mobków lub przyniesieniem jakiegoś bzdurnego przedmiotu. Nic nowego!
Premiera: Lipiec 2010
Wydawca: Perfect World Entertainment
#9 Land of Chaos Online (http://loco.pl.alaplaya.net/)

Gdy po raz pierwszy usłyszałem o LOCO, a raczej Land of Chaos Online pomyślałem – to będzie HIT. Nikt dotąd nie stworzył gry, która była by połączeniem gry strategicznej, drużynowej i zwykłego RPG’a. Niestety, czar prysł wraz z odpaleniem i spędzeniem z LOCO kilkunastu minut. Zamiast – szumnie zapowiadanego – zmysłu taktycznego, rozgrywka opiera się na bezsensownym i jak najszybszym „rushu” na przeciwnika, przy czym umiejętności gracza nie odgrywają tu specjalnej roli. Wystarczy mieć wyższy lvl od rywala... lub lepsze itemki, a zwycięstwo przyjdzie samo. Drażni też zróżnicowana dynamika LOCO. Raz znajdziemy w samym środku „rzeźni”, gdzie będziemy mieli trudność z zobaczeniem własnego bohatera, a drugim razem będziemy nudzić się kilkanaście minut, bo na horyzoncie nie pojawi się żaden przeciwnik. Tym bardziej, że rundy w Land of Chaos Online potrafią trwać nawet... kilkanaście minut. Całości nie pomaga zbyt wygórowana (jak na standardy drużynowe) grafika oraz zbyt częste lagi, które potrafią zaskoczyć w najmniej odpowiednim momencie. Szkoda zmarnowanego potencjału, bo LOCO zapowiadał się bardzo fajnie... a wyszło jak zwykle.
Premiera: Sierpień 2010
Wydawca: Alaplaya
#8 Martial Empires (http://martialempires.gamigo.com/)

Martial Empires to idealny przykład MMORPG, gdzie strona wizualna góruje nad stroną fabularną i jakościową gry. Śmiało mogę powiedzieć, że poza grafiką nie znajdziemy w niej nic interesującego. Już od samego początku jesteśmy zmuszeni troszeczkę „pogrindować” i powykonywać nudne zadania. Ale to wszystko to tylko przedsmak tego, co czeka na nas po osiągnięciu wyższego poziomu. Prawdziwe, nudne i pozbawione jakichkolwiek atrakcji „siedzenie” na potworkach zaczyna się około 20 lvl i nie wynagrodzi tego nawet fajne PvP. Praktycznie przy każdym – równym lvl – zabitym mobie musimy użyć miksturkę lub usiąść i spokojnie poczekać, aż nasze punkty życia same się zregenerują. Może i później w party exp i bicie znacznie łatwiej, ale jak dobrze wiemy – w grach MMORPG liczy się pierwsze wrażenie, a to w Martial Empires nie jest zbyt zachęcające do dalszej zabawy. Jednak to nie „grind” jest głównym przeciwnikiem gry. Jest nim... Gamigo. Tak nieodpowiedzialnego, nieprofesjonalnego studia, zajmującego się dystrybucją gier MMORPG nie widziałem od dawna. Brzydka strona, prawie nieaktywne forum, brak aktualizacji, zero reklam. Jak gra ma pozyskiwać nowych użytkowników, jeśli wydawca ma wszystkich – za przeproszeniem – w „czterech literach”. Jaki Pan, taki kram.
Premiera: Czerwiec 2010
Wydawca: Gamigo
#7 Karos Online (http://www.karosgame.com/)

Najlepsza recenzję, podsumowującą wszystko to, co dzieje się w Karos Online, usłyszałem na jednym z serwisów, gdzie użytkownik porównał gierkę do... zRIPowanej wersji Aion. I ma on 100% rację, bo wszystko jest tu gorsze, wolniejsze i w ogóle nijakie. Jednego mobka tłuczemy tutaj kilkanaście/kilkadziesiąt sekund, więc wyobraźcie sobie, gdy musimy zabić np. 30 takich potworków i to jeszcze solo. Karos niewiele różni się od Martial Empires, bo obydwa tytuły mają jedną, niezaprzeczalną zaletę – oprawę graficzną. Niestety, gdy już „nacieszymy” oczy, pozostanie nam mdła zabawa, w której nie znajdziemy wiele frajdy. Nic więc dziwnego, że od paru miesięcy Karos Online świeci pustkami. Jeśli twórcy szybko coś nie zrobią, to finał będzie równoznaczny z upadkiem gry. A takiej „śmierci” nie życzyłbym nikomu, nawet tak słabej grze jak Karos Online.
Premiera: Styczeń 2010
Wydawca: NHN Corpotation
#6 Kitsu Saga (http://kitsusaga.aeriagames.com/)

Następne dzieło Aeria Games, które już po zaprezentowaniu pierwszego gameplay’a zasługiwało na obecność na tej liście. Obowiązek i poniekąd ciekawość zmusiły mnie jednak do pobrania klienta i wypróbowania Kitsu Saga na własnym komputerze. I mogę już powiedzieć, że były to zmarnowane godziny, które równie dobrze mogłem poświęcić na... patrzenie się w pulpit lub zabawę w Paincie. Świat w tym MMORPG przedstawia się następująco. Mamy pustą, pozbawioną jakichkolwiek szczegółów i życia pustynię, na której co kilkanaście metrów rośnie drzewo, a ziemię zamieszkuje stado zwierzątek, różniących się od siebie jedynie kolorem skóry. A bicie takich osobników jest równie meczące, co patrzenie na to pustkowie. Animacje i ruchy postaci wolę przemilczeć, bo nie chcę twórcom wbijać noża w serce i porównywać ich do Tibii:) Ups... wygadałem. No to macie „przemyconą” reklamę, macie screenshoty? Pamiętajcie – pobieracie na swoją odpowiedzialność.
Premiera: Październik 2010
Wydawca: Aeria Games
#5 Heroes in the Sky (http://his.gamescampus.com/)

Nie przeczę, że pokładałem w tym tytule spore nadzieje, głównie z uwagi na unikalność rozgrywki. Przecież ileż można bić w kółko te same potwory lub wykonywać te same zadania. Przecież nawet największym „wyjadaczom” światka MMORPG przydaje się czasem odpocząć od klimatu fantasy. Tutaj chciałem na własne oczy zobaczyć, czy strzelanie z samolotu jest równie przyjemne co strzelanie z łuku. Teraz już mogę powiedzieć... NIE JEST. Zabawa jest tak wątła i przewidywalna, że już po kilkudziesięciu minutach chciałem jak najszybciej „uwolnić się” od Heroes in the Sky. Raziło mnie wszystko, począwszy od brzydkiego Menu, po nieprzemyślany interfejs użytkownika. Zabawa w powietrzu też nie należy do najlepszych. Przez większość gry miałem dziwne uczucie, że gram w „pegazusowe” kaczki. Jednak to właśnie 13 lat temu grając na swoim komunijnym sprzęcie, miałem więcej frajdy, niż teraz bawiąc się w „Powietrznych Bohaterów”. Niewiele zostało także z wojennego klimatu, który jest tu prawie nieobecny i to wcale nie z uwagi, że większość czasu spędzamy w przestworzach. Po prostu gra jest tak skonstruowana, że oprócz sztucznych NPC ubranych w mundury Aliantów, nie mamy zbyt wiele grozy wojny. Z czystym sumieniem odradzam granie w Heroes in the Sky. Koniec. Kropka.
Premiera: Czerwiec 2010
Wydawca: Gamescampus
#4 Dynasty Warriors Online (http://dynastywarriors.aeriagames.com/)

Grając w konsolowe gry, sygnowane logiem „Dynasty Warriors” na każdym kroku czuło się dynamikę i chociaż maleńką nutkę adrenaliny. Wszystkiego tego zabrakło w MMORPG’owej wersji gry, która prezentuje się jako ubogi krewny swojego poprzednika. Może i akcja prezentuje się przyzwoicie, jednak każdy inny aspekt Dynasty Warriors Online zawodzi. Wszystko zaczyna się od... logowania. Reklamy (które za ch*$# nie można przeskoczyć), źle przemyślany panel, zbyt długie ładowanie. Ledwo wszedłem do gry, a miałem już serdecznie dosyć całej zabawy. Kolejnym, zauważalnym – już na samym początku – minusem jest spartaczony interfejs i nietrafiona czcionka. Akcja opiera się zaś na zbyt-standardowych rozwiązaniach, co sprawia, że przez cała zabawę wystarczy klikać (nie ważne jak) kilka klawiszy, a jestem pewien, że i tak pokonamy przeciwnika. Rozumiem, że konsolowe Dynasty Warriors nie prezentowało super nowoczesnej grafiki, ale Aeria Games nie musiała „tego samego” przenosić do MMORPG. Nawet na najlepszych ustawieniach, widzimy drewniane animacje i oprawę wizualną rodem z 2003 roku. Bez wątpienia największy FAIL, jeśli chodzi o gry akcji.
Premiera: Października 2010
Wydawca: Aeria Games
#3 Dreamland Online (http://do.igg.com/)

Od produktów IGG nigdy nie oczekiwałem zbyt dużej grywalności, ale tym razem amerykańskie studio przeszło samych siebie. Nie ważne w jakim stopniu Dreamland Online będzie przypominało Maple Story lub WonderKing, ale nawet za 1000 lat świetlnych nie dorówna żadnemu z tych tytułów pod względem jakościowym – o grafice nie wspominając. Zapytajcie mnie – Co wywołało u Ciebie największą frustrację? Bez wahania odpowiem – CZCIONKA. Tak zj**$#%#$%^ tekstu nie widziałem od kilku lat. Nie dość, że twórcy zdecydowali się na kursywę, to przy większej ilości słów (fabuła questu, zasady eventu itp.) tekst zlewa się ze sobą, tworząc biało-czarną papkę, z której niczego się nie dowiemy. Wiem, że się czepiam, ale jeśli gra ma być dobra to musi spełniać jakieś tam wymagania, nawet pod względem estetycznym. Jeśli mimo tego, „przełkniecie” stronę kosmetyczną gry, to po kilku godzinach będziecie wykończeni... niekończącym się Quest Grindem. Od 12-15 lvl rozpoczyna się tak intensywne expienie, że jestem pełen podziwu dla osób, którzy dotrwali do końcowej rozgrywki. Zabij 20 Strachów na wróble! Uzbieraj 30 kwiatków! I tak w kółko...
Premiera: Listopad 2010
Wydawca: I Got Games
#2 Lord of the Rings Online (https://www.lotro-europe.com/)

Załóżmy, że twórcy rezygnują z przedrostka – Lord of the Rings. i „książkowych” nazw użytych przez Tolkiena. Otrzymujemy wówczas gierkę o nieznanym tytule, oferującą krainę fantasy, z rasami i prawie standardowymi klasami. Szczerze, nie zwróciłbym na takiego MMORPG’a większej uwagi, a kilkadziesiąt minut spędzonych w samej grze utwierdziło by mnie tylko, że nie znajdziemy tam niczego nowego i innowacyjnego. To właśnie uniwersum „Władcy Pierścieni” jest najlepszych elementem w całej zabawie. Każdy inny mechanizm jest tak „zwykły”, że dziw bierze - Jak LOTRO przez tyle lat utrzymywało się jako gra Pay 2 Play? Cóż... abonamentu nie zwrócisz. Zacznijmy jednak od strony, która - w Lord of the Rings Online – powinna grać pierwszoplanową rolę, czyli FABUŁA. Niestety, poza kilkoma wyjątkami, wątki historyczne nuuuudzą, a chodzenie od jednego NPC do drugiej i wykonywanie zadań typu Zabij lub Przynieś jest żałosne, biorąc pod uwagę tak „piękny” świat jakim jest Śródziemie. Można to było przecież rozwiązać na milion innych sposobów, niestety komuś się widocznie nie chciało. A szkoda.... O ograniczeniach dla darmowych graczy nie będę wspominał, bo przecież i tak to nic nie da.
Premiera: Wrzesień (NA)/ Listopad (EU) 2010
Wydawca: Turbine & Codemasters
#1 Need For Speed World (http://world.needforspeed.com/)

Zaskoczeni? Ja tekże, bo jeszcze kilka miesięcy temu nie przypuszczałbym, że NFS World „wyląduje” na czarnej liście, a co dopiero na pierwszym miejscu. I być może jako całość gra – w porównaniu do konkurentów - prezentuje się w miarę przyzwoicie, to tak zmarnowanej szansy na zrobienie czegoś WIELKIEGO nie podaruję. EA Games mogło zrobić wszystko, użyć wszystkiego... ale nie tego, co widzimy obecnie w grze. Takiej ilości bugów, lagów... i nudy nie widziałem od czasów – no właśnie, nawet nie pamiętam od kiedy. Model jazdy można jeszcze przełknąć, bo auto w miarę szybko reaguje na klawisze... i jedzie przed siebie. Ale i razy można jeździć, skręcać i robić to samo. Nawet ucieczki przed Policją szybko stają się jednostajne i nijakie, co doprowadza do tego, że po przejechaniu kilku wyścigów mamy ochotę zrobić tylko jedno – jak najszybciej wydostać się z tego świata. Zastanawia mnie, dlaczego nie wykorzystano innych trybów wyścigowych, znanych z singlowych części NFS. Całości nie pomaga koszt nowych autek i spore ograniczenia dla graczy F2P. Wystarczy, że wydamy kilkanaście złotych, a kupimy nowe autko (czyt. lepsze od innych), które da nam zwycięstwo prawie w każdej potyczce. I gdzie tu sprawiedliwość? Nigdzie, bo EA ma w d*pie „darmowych” graczy, jak i grywalność swojego produktu. Ważne przecież, żeby do kasy firmy wpadały pieniążki...
Premiera: Wrzesień 2010 (darmowa wersja)
Wydawca: EA Games