Bo nigdy w nią nie graliśmy
Ktoś może powiedzieć, że to banał? Owszem, ale zazwyczaj jest tak, że najbardziej krytycznie wypowiadają się osoby, które NIGDY nie miały styczności z komentowaną grą. Żeby chociaż ich argumenty były czymś podparte, to może uwierzyłbym, że ktoś przynajmniej próbował zapoznać się z grą. Ale gdzie tam, lepiej jest napisać parę k**ew, ch*jów, debili, a wiadomo, że jest się bezkresnym „znafcą” Tibii. To przecież tak, jakbym ja nagle rozpoczął monolog o gotowaniu, a Jarosław Kaczyński... o kobietach. Wszystkie te komentarze można wytrzeć o (sami wiecie gdzie), bo są tylko dowodem na to, że jesteśmy niedojrzałymi i początkującymi graczami. Jak myślicie, dlaczego recenzent przechodzi dany tytuł od początku do końca? Bo chce (i musi) poznać go na wylot. Dopiero wtedy jest upoważniony (!!!) do wystawienia takiej oceny, na jaką rzeczywiście zasługuje dany produkt, oczywiście podpartej wcześniej udokumentowanymi i potwierdzonymi danymi. Tylko w takim wypadku możemy zgrywać bohatera i wykazywać się dużym doświadczenim. Niestety, nasze społeczeństwo nie chce poznać Tibii, a szkoda, bo od warstwą pikseli znajduje się coś więcej, coś co sprawia, że w Tibię nadal gra tysiące osób z całego świata. To jednak w następnym akapicie...
Bo oceniamy grę po „okładce”
Jedno spojrzenie na screenshot... i mamy ochotę wystrzelić się w kosmos. Tibia zalicza się do tego typu gier, które za pierwszym razem odstraszają, a szkoda, bo 90% graczy opiera się właśnie na początkowych minutach spędzonych z tytułem. W sumie im się nie dziwię, bo kto chciałby chodzić „zlepką” pikseli w dwuwymiarowym, pozbawionym szczegółów świecie, gdy na rynku mamy sporo lepszych i – co najważniejsze – ładniejszych MMORPG’ów. Niestety, w tym tkwi problem mentalności graczy, którzy nie mogą zrozumieć (lub uwierzyć), że w tak malutkim kliencie mieści się tyle frajdy i miesięcy miłego grania. Dla nich, wyznacznikiem jest grafika i waga instalki – im widowiskowa i większa, tym lepiej. Wielu ludzi zapomina jednak, że Tibia powstawała w czasach, gdzie nie było pieniędzy i prawdziwych „kombajnów” graficznych, a światek internetu dopiero raczkował. Wtedy, nikomu to nie przeszkadzało, baa, gracze byli nawet wdzięczni Cipsoft, że postawił na funkcjonalność i niskie wymagania. Niestety, od tamtego momentu minęło 10 lat, a postrzeganie Tibii... zmieniło się o 180 stopni. Z najpopularniejszego MMORPG, gra stała się obiektem szyderstw, gdzie byle użytkownik może – raz po raz – wylać wiadro pomyj na grę. Zauważcie też, że kiedy ów osobnik chce zjechać jakiś tytuł, to od razu porównuje go do Tibii. Przykład (z ostatnich komentarzy na forum i stronie głównej):
tibia to gowno a nie gra
trzeba byc debilem, zeby w cos takiego grac
idz dzieciaku lepiej pograj w tibie
Oprawa wizualna w Tibii stała się jakimś tam fenomenem, który wyznacza dolną granicę „obciachu”. Szkoda tylko, że podobnie nie mówimy o przeglądarkowych grach, w których bardzo często, grafika stoi na jeszcze gorszym poziomie niż tutaj. Smutne, ale super prawdziwe...
Bo jest za trudna
Możecie się śmiać, ale to właśnie Tibia posiada najbardziej „trudny”, by nie powiedzieć hardkorowy poziom trudności. A jeśli macie wątpliwości, to podajcie chociaż jeden tytuł, w którym za ewentualną śmierć tracimy tak wiele. Przecież, jeśli wytniemy tutaj zgona, to nie dość, ze stracimy 1/10 naszego doświadczenia, to dodatkowo jesteśmy narażeni na utratę jakiegoś drogocennego przedmiotu, oczywiście wraz z plecakiem. Raz może to być hełm, ale innym razem broń lub tarcza, na którą harowaliśmy kilka, bitych tygodni. Nie wiem, czy bylibyście szczęśliwi, gdyby takie poświęcenie przepadło w kilka sekund. Zamknijmy teraz oczy i pomyślny - co może czuć gracz po śmierci swojego bohatera? Na pewno frustrację, złość też, no i oczywiście bezsilność wobec bieżącej sytuacji. A przecież te uczucia muszą zostać gdzieś okazane, czy to na jakimś forum, czy to w komentarzu, co zakończy się jednak tym, że po raz kolejny reputacja Tibii zostanie mocno zachwiana. Pamiętajmy, tutaj każdy krok... może być naszym ostatnim, a bezpieczni możemy być jedynie w depo lub na serwerach Non PvP, które – ku rozczarowaniu wszystkich – są coraz bardziej popularne. Gracze boją się o swoje dobra materialne, więc większość wybiera takie światy, na których nie istnieje „player killing”. I trudno się dziwić, bo MMORPG’owcy są przyzwyczajeni do zerowych konsekwencji po śmierci, no chyba, ze takimś czymś nazwać powtórną wędrówkę na spota lub utratę ułamka expa. Szkoda, bo to, co było kiedyś kwintesencją zabawy, teraz odchodzi z lamusa. Niemniej, w dalszym ciągu trzeba się nieźle nagimnastykować, by unikać „niebezpieczeństw”, bo na każdym kroku może czekać Tibijczyk, który wstał lewo nogą i chce się na kimś wyżyć.
PS Pod uwagę nie wziąłem posiadania AoL’a, ale to drugorzędny wydatek. Nie każdego na to stać.
Bo boimy się przyznać
Wstyd się przyznać, ale nawet teraz, gdy słyszę, że ktoś z moich dwudziestoparoletnich znajomych popyka w Tibię lub jakiegoś OTS’a, na mojej twarzy – automatycznie - pojawia się ironiczny uśmieszek. Bądźmy szczerzy, granie w tych czasach w taką grę... to obciach, pomimo tego, że nadal darzę produkt Cipsoft ogromnym szacunkiem i sentymentem. Rzadko kto w towarzystwie przyjaciół, którzy są mega elo tendy i grają w nowoczesne, rozbudowane RPG’i przyzna się, że ostatnie tygodnie spędził przy „grze dla dzieci”. Polski obraz Tibii od kilku lat kojarzony jest w „neokidami”, którzy potrafią tylko wyzywać... i rzucać krzesłami w matkę. Nie wiem, czy chcemy być częścią takiego stereotypu, no ale cóż poradzić, gdy gierka za***iście nam się podoba, a przetestowaliśmy większość tytułów na rynku. W takim wypadku, trzeba pobawić się w podwójnego agenta i razem z innymi „hejtować” tytuł, by za parę minut wrócić do zabawy. Przecież koledzy nie mogą się domyślić, że jesteśmy elementem społeczności Tibii, prawda? Jestem jednak pewien, że i wśród naszych userów jest wielu fanów tej gry, co z resztą najlepiej widać po wyświetleniach na stronie głównej. Na pewno zastanawialiście się, dlaczego newsy związane w Tibią i Metinem2 są aż tak popularne? Przecież nie chodzi tylko o chęć „dokopania” tytułom, ale zaspokojenia ciekawości – co tam w „naszych” grach słychać? Możecie zaprzeczać, ale byliśmy, jesteśmy lub będziemy Tibijczykami, czy to się nam podoba czy nie.
PS O botach nie wspomniałem, bo to temat na inny artykuł.