Ponieważ poprzedni temat dodałam na szybko i sporo kwestii pominęłąm, postanowiłam zamknąć go i zamieścić jeszcze raz, rozwijając swoją myśl.
Na temat społeczności FFXIV można generalnie usłyszeć dwie rzeczy. Że albo jest to najbardziej dojrzałe i przyjazne community wśród gier MMORPG, albo enklawa weebów i przekonanych o swojej wyjątkowości płatków śniegu, których nie wolno dotykać, bo skulą się jak mimoza.
Jaka jest prawda?
Kiedy zaczynałam swoją przygodę z FFXIV, byłam zdumiona, że tak może funkcjonować community. Można było w dowolnej chwili kogoś zaczepić i poprosić o pomoc, i nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek spotkała się odmową. Zebranie party na dungeony bez użycia Party Findera było pestką, a na samych dungeonach bardziej doświadczeni gracze chętnie pomagali świeżynkom (czyli “sproutom” w grze). Kiedy jedynie ludzie widzieli, że jest się kimś nowym, dawali takiej osoby potki czy pety, a nawet wewnętrzną walutę na milsze i łatwiejszę rozpoczęcie przygody z grą (nigdy nie zapomnę, jak pierwszego dnia gry ktoś ofiarował mi 500 000 gil tylko dlatego, że spodobała mu się moja postać). Lokalny czat był zwykle żywy. Ludzie żartowali, wygłupiali się i urządzali w karczmach publiczne rp. Oczywiście nawet wtedy raz na jakiś zdarzyło mi się spotkać gracza nieuprzejmego czy toksycznego, ale mogłabym policzyć takich na palcach jednej ręki.
To jednak przeszłość. Co się zmieniło?
Po pierwsze, gra zaczęła robić się coraz bardziej popularna, co oczywiście samo w sobie jest ogromnym plusem. Niestety, wraz ze wzrostem populacji wzrosła też ilość toksycznych graczy. Bardzo dużo osób decydowało się na przetestowanie FFXIV, nierzadko przechodząc z innych tytułów. Wtedy też pojawiło się określenie “WoW refugees” i niektórzy to właśnie ludzi z World of Warcraft obwiniali o popsucie się community. Coraz częściej ludzie rushowali dungeony, nie kwapiąc się tłumaczyć nikomu mechanik (nawet nowym osobom, które wyraźnie o to prosiły), nie czekając, aż nowi obejrzą cutscenkę (trwającą, swoją drogą, jakieś 15 sekund) i ostentacyjnie wychodząc, kiedy nowy tank lub healer sobie nie radził (jak miał sobie poradzić, jak nikt nie chciał mu wytłumaczyć mechanik danego bossa?). Generalnie od tamtego momentu casualowi gracze zaczęli bać się chodzić na dungeony i nie ukrywam, że ja sama (pomimo ogarniania swojej roli) również zaczęłam się stresować, ilekroć robiłam jakiś content po raz pierwszy. Czy rzeczywiście winni byli tu gracze Wowa, czy też toksyczni gracze stali się po prostu bardziej widoczni? Ciężko mi powiedzieć, ale faktem jest, że z czasem community stało się zdecydowanie mniej przyjazne.
Po drugie, gra zaczęła przyciągać pewną bardzo określoną grupę ludzi. Kiedy SE wyraziło poparcie dla Marszu Równości w Australii i zdjęło gender-lock z niektórych dostępnych w grze strojów (np. sukni ślubnej), a także zaczęło dodawać bardziej roznegliżowane outfity dla męskich postaci, FFXIV stało się enklawą dla graczy spod szyldu LGBT. Osobiście kompletnie nie interesuje mnie, jak kto ubiera swoją postać (zresztą niektórzy przebierają tak swoich bohaterów dla jaj), ale mierzi mnie, kiedy idzie za tym w parze rozliczanie innych z posiadanych przez nich poglądów i wymaganie wyjątkowego traktowania ze względu na swoją rzekomą odmienność. Wystarczy czasem przejść się do jednego ze startowych miast - Limsy Lominsy - żeby zobaczyć grupki roznegliżowanych postaci imitujący dzięki emotkom np. gejowski seks. Nie jest to raczej coś, co większość graczy chce oglądać, ale zwrócenie takim osobom uwagi, żeby robiły to prywatnie, wiąże się z ogromnym sprzeciwem samych zainteresowanych, którzy twierdzą, że mają przecież prawo “wyrażać siebie”. Na oficjalnym forum ktoś parę miesięcy temu zastanawiał się, czy do gry nie można byłoby wprowadzić rozwiązania, które podmieniałoby modele wskazanych graczy na defaultowe pod względem stroju, co spowodowało oczywiście wysyp negatywnych komentarzy, mimo że gracze argumentowali to immersją. Mogłoby się wydawać, że generalnie gracze są mili i uprzejmi, ale jest to sztuczne - jeżeli jedynie nie wyrażasz jedynych słusznych poglądów (np. w związku z imigrantami czy sexworkingiem), to z huku wylatujesz z FC (odpowiednika gildii) albo znajomych. Osobiście doprowadziłam w grze do rozłamu pewnego FC tylko dlatego, że powiedziałam prywatnie graczowi, że udawanie przy pomocy emotek uprawiania Lalafellem seksu oralnego ze wszystkimi wokół (kompletnie taką zabawą niezainteresowanymi) nie jest w dobrym guście. Ludzie potrafili obrazić się tam na mnie dosłownie o wszystko, np. o to, że moja kobieca postać stała zbyt blisko ich “męża” w grze. Kuriozum zaczęło gonić kuriozum i w pewnym momencie ciężko było już tę karuzelę zatrzymać.
Sprawdza się tutaj również powiedzenie “daj palec, a wezmą ci całą rękę”. Generalnie FFXIV jest grą bardzo przyjazną osobom LGBT. Nawet fabuła jest napisana w taki sposób, żeby gracze mogli sobie na swój sposób interpretować zachowania określonych NPC, ale jest to stworzone ze smakiem i na tyle subtelne, że tylko od nas zależy, czy w danym dialogu zauważymy flirt, czy przyjacielską pogawędkę zmieszaną z podziwem. Niestety niektórym to nie wystarcza i jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać na oficjalnym forum tematy z prośbą o dodanie ewidentnie queerowych NPC lub zaimplementowanie do kreatora postaci preferowanych przez gracza zaimków. Nie muszę chyba pisać o tym, z jakimi reakcjami spotkały się tam osoby, którym nie w smak jest takie marnowanie - w ich opinii - zasobów.
Oczywiście tutaj również obwinianie o spadek jakości osób LGBT byłoby dużym uproszczeniem, bo przecież to nie poglądy na temat orientacji zdobią człowieka. Faktem jest jednak, że czat w grze stał się praktycznie martwy. Ludzie boją się wyrażać opinii, które różnią się - nawet nieznacznie - od tego, co lansują media. Nikt nie chce stracić wieloletniego konta, więc rozmowy toczą się albo prywatnie, albo w party, albo na Discordzie, i coraz częściej łączą się w grupy jedynie w określonych celach, takich jak dostęp do skrzyni gildyjnej czy domku, przy którym można trenować swojego chocobo. Oczywiście na pewno istnieją jeszcze w tej grze fajne społeczności, ale jeśli mam być szczera, nie pamiętam już, od ilu lat gram bez FC. Właśnie dlatego, że “friendship is magic” tylko do pewnego momentu. Do kolejnej dramy, do kolejnego odbicia wirtualnego chłopaka przez koleżankę, do kolejnego rozpadu grupy, do kolejnego “Masz prawo ubierać swoją postać, jak chcesz, ale mi się ten strój nie podoba”.
Nie łudzę się, że przy rosnącej popularności gry stare czasy powrócą. Być może też znajdą się wśród Was osoby, które kompletnie nie zgodzą się z moją opinią ze względu na odmienne doświadczenia (jeśli tak jest, to jesteście szczęściarzami, serio), ale dla mnie FFXIV nie jest już grą, którą odpalam dla aspektu MMO, by integrować się z innymi, ale dla RPG, które równie dobrze mogłoby być singlem. Pytanie brzmi jednak, czy właśnie taki był zamysł twórców…