Moje opowiadanie

Witam serdecznie :) W związku z tym, że dzisiaj w pracy nie miałem za dużo do roboty, a dzień ciągnął się niemiłosiernie - postanowiłem napisać opowiadanie :) Myślę, że napisałem jakąś 1/4 opowiadania i chciałbym Wam to przedstawić i poznać Waszą opinię :) Jeżeli Wam się spodoba będę miał motywację do skończenia mego dzieła :)

Roboczy tytuł - Złoty Strzał. Życzę miłego czytania :)

Złoty Strzał

Rok 2150

Budynek Instytutu Ochrony Ziemi znajdował się nad malowniczą wyspą pośrodku sztucznego jeziora. Chociaż działał dopiero pół wieku, zwerbował do współpracy najwybitniejszych naukowców. Była to jedyna tego typu struktura w całej Unii Euro-Azjatyckiej. Oczywiście amerykanie posiadali swoje kompleksy, ale nie mogły się one równać z naszą polską placówką. Kate, jak co dzień mijała kolejne barierki ochronne. Zatrzymała się w połowie kładki powietrznej, aby podziwiać wspaniały widok rozpościerający się poniżej. Słońce delikatnie muskało jej policzki. Długie, brązowe włosy opadające na ramiona były rozwiewane przez ciepłe powiewy wiatru. To co zawsze przykuwało uwagę innych, to jej oczy o kolorze głębi oceanu. Uśmiechnęła się smutno do siebie, wzięła głęboki oddech, jakby chciała wchłonąć cały ten krajobraz i ruszyła w kierunku Instytutu. Śpieszyła się. Wiedziała, że to wszystko może wkrótce przestać istnieć. Weszła do środka. Mijała kolejne pokoje, rzucając od niechcenia okiem na ludzi, którzy w nich pracowali. Wszystkie ściany budynku były wykonane z przezroczystego włókna kryształowego, które sama z resztą wynalazła. Gdy weszła do swojego biura, czekał już tam na nią jej asystent.

- Dzień dobry pani doktor – przywitał się jednocześnie wstając z krzesła.

- Dzień dobry Martin – machnęła mu ręką. – Powiedz mi Martin, ile razy mówiłam Ci, żebyś mówił mi po imieniu?

- Ach tak Kate, wybacz.

- Masz dla mnie raporty?

- Tak.

- I jak? – zapytała wyraźnie zaniepokojona.

Martin zagryzł wargi.

- Nie jest dobrze – wręczył jej raporty.

Zaczęła wertować kartki.

-Hmm. Molekuły szaleją… Pierwiastki mutują albo znikają… No i ta czarna materia. Niebawem dotrze do naszej galaktyki. Ile mamy czasu?

- Rok, może mniej. To zależy jak antymateria zachowa się bo zetknięciu z Drogą Mleczną. Różnie może być – rozłożył bezradnie ręce.

- Niedobrze. Skontaktuj mnie z doktorem Skórzewskim. Będzie też trzeba zawiadomić Radę Najwyższą.

- Załatwione – zanotował polecenia w notesie. – Czy mamy jakieś szanse? –przełknął nerwowo ślinę.

-Nie sądzę – pokręciła głową. – Planety nie uratujemy, to pewne. Siebie chyba też nie. Antymateria pochłonie całą galaktykę. Można by spróbować uciekać, ale nie mamy tak szybkich statków. Antymateria i tak nas dogoni. Poza tym nie mamy takiej floty żeby załadować kilkanaście miliardów ludzi, do tego zapasy i cały sprzęt potrzebny do przetrwania. To chyba koniec – wyraźnie dało się wyczuć smutek w jej głosie.

- To co my tu jeszcze robimy ? Trzeba uciekać, cieszyć się czasem, który nam został.

- Właśnie dlatego zostaniemy tutaj!

- Jak to? –spojrzał pytająco.

- Nie uratujemy siebie i tego czasu, ale wciąż możemy uratować przeszłość.

Nastała chwila milczenia. Martin wyraźnie zbaraniał i patrzył na Kate czekając na wyjaśnienia.

- Na razie nie mogę Ci nic więcej powiedzieć. Zajdź mi doktora Skórzewskiego.

- Robi się.

***

Kate siedziała w swoim biurze nerwowo przeprowadzając kolejne symulacje w swoim komputerze.

- k**wa! – przeklęła jednocześnie uderzając myszką o blat biurka. – Jest już za późno. Tutaj nic już nie zdziałamy.

Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.

- Proszę – zaprosiła gościa.

W drzwiach pojawił się starszy mężczyzna w białym kitlu. Od razu rzuciły się w oczy czerwone buty oraz bujna broda, która kontrastowała z łysiną na głowie. Widać, że mężczyzna miał już swoje lata, ale błysk w oku i nienaganna sylwetka pozwalały na odjęcie mu kilkunastu lat.

- Doktorze Skórzewski, zapraszam. Proszę usiąść – wskazała krzesło.

- Dziękuję – usiadł. Domyślam się, że nie jest dobrze?

- Niestety, proszę spojrzeć na to – obróciła monitor w jego stronę.

Skórzewski przyglądał się symulacji. Była na niej zaznaczona niebieskim kolorem Droga Mleczne, a w jej środku czerwony punkt – Słońce. Z drugiej strony zbliżała się zielona plama, która symbolizowała antymaterię. Kiedy oba znaczniki zaczęły się stykać, kolor zielony zaczął wsysać kolor niebieski. Kiedy czerwony punkcik zniknął wewnątrz zielonego Armagedonu nastąpił ogromny wybuch antymaterii. Na ekranie nie było już nic Skórzewski pokręcił głową.

- A więc to koniec? – zapytał.

- Dla nas tak – potwierdziła.

- Przynajmniej będzie nam dane zobaczyć tak niezwykłe zjawisko – uśmiechnął się smutno.

- Doktorze, wciąż możemy uratować przeszłość.

- W jaki sposób? – zdziwił się.

- Pamięta Pan swoją teorię o udziale materii i antymaterii w tworzeniu czasu?

- Wolałbym o tym nie pamiętać – Skórzewski spuścił oczy.

- Rozumiem. Kiedy pan to ogłaszał to wszyscy pana wyśmieli. Nikt nie chciał spojrzeć na to racjonalnie, ponieważ negowało by to nasze obecne założenia. Ba! To by negowało pewne prawa fizyki.

- Wolę zostawić ten temat już za sobą.

- Doktorze! Przecież miał pan rację.

Skórzewski spojrzał zdziwiony i podekscytowany.

- Jak to?

- Myślę, że w zaistniałej sytuacji mogę panu powiedzieć – usiadła wygodnie na krześle. To co panu powiem jest objęte największą klauzulą poufności. Jestem członkiem tajnej grupy opłacanej przez kilka mocarstw naszego świata. Posiadamy swoje placówki na całym świecie. Badamy najrozmaitsze teorie, których nikt inny się nie podejmuje. Nie odrzucamy niczego. Nasi płatnicy są bardzo zainteresowani wynikami naszych badań. W szczególności, że większość tych szalonych teorii pozwala stworzyć ciekawe wynalazki, z których wojsko z przyjemnością korzysta. Badania nad bronią pozwalają nam również na rozwijanie we własnym zakresie badań bardziej cywilnych. Kiedy pan ogłaszał swoją teorię, pracowaliśmy aktualnie nad bronią opartą na niedużych dawkach antymaterii.

- A to ciekawe – Skórzewski zaczął gładzić brodę z podekscytowania.

- Rzeczywiście. Proszę sobie wyobrazić broń, która jednym strzałem potrafi pochłonąć dany budynek. Można ją również ustawić na unicestwienie konkretnego materiału, na przykład ludzi. Wtedy taki pocisk zniszczy materię ludzką odpowiadającą masie antymaterii.

- Straszna i skuteczna broń – potwierdził.

- Wszystko opiera się na zasadzie ujemnych ładunków – materii i antymaterii. Konkretna cząstka antymaterii niszczy konkretną cząstkę materii.

- Rozumiem, ale co to ma wspólnego z moją teorią?

- Ach tak. Przy okazji pracy z antymaterią postanowiłam rzucić okiem na pana badania. Moje obliczenia potwierdziły pańską teorię. Przed wielkim wybuchem czas istniał, ale stał w miejscu. W tym czasie istniała równowaga między materią i antymaterią. Jednak w pewnym momencie równowaga została zachwiana. Powstało więcej antymaterii, która zaczęła pochłaniać materię…

- I wtedy nastąpił Wielki Wybuch – przerwał jej doktor.

- Zgadza się. Musiał powstać jakiś pierwiastek z ogromnym ładunkiem energii. Ten ładunek został wchłonięty przez antymaterie i powstała ogromna energia, która uwalniając się pchnęła czas w określonym kierunku.

- Wszystko rozumiem, tylko dalej nie wiem w jaki sposób ma nam to pomóc – doktor patrzył na nią zdezorientowany.

- Przy odpowiednio dużym ładunku energetycznym nastąpią anomalie czasowe. Jest szansa, że czas się cofnie albo przynajmniej otworzy się jakieś przejście do przeszłości.

Skórzewski rozdziawił się, a oczy niemal wyskoczyły mu z oczodołów. Kate odpowiedziała uśmiechem na ten widok.

***

Posiedzenie Rady odbywało się w Chińskiej Federacji Demokratycznej. Kiedy Kate dotarła na miejsce prezydenci wszystkich krajów Unii Euro-Azjatyckiej debatowali zagorzale. Popatrzyła na nich wszystkich. Siedzieli w wielkiej auli, która była otoczona szklaną kopułą. W każdym półokrągłym siedzisku siedziało około 10 polityków. W samym centrum znajdowało się podwyższenie, w którym umieszczono hologramy. Wśród hologramów widziała postacie prezydenta USA, lorda Kondominium Afrykańskiego, czy też przewodniczącego Związku Pacyficznego. W auli było strasznie głośno. Posiedzenie przybrało formę chaotycznego przekrzykiwania i wykrzykiwania swoich racji.

- Żal mi tych ludzi – pomyślała rozglądając się po auli. – Totalny chaos. To powinna być elita. Przywódcy i politycy, którzy dbają o swoje kraje i ludzi którym rządzą. Tymczasem myślą tylko o ratowaniu swojego dupska – drążyła temat w głowie.

Stanęła przy drzwiach wejściowych i czekała. Po chwili główny Przewodniczący zauważył ją.

- Uwaga Uwaga! – jego głos zabrzmiał z głośników i odbił się echem po auli. – Przybyła pani Kate Racichowska z polskiego Instytutu Ochrony Ziemi. Proszę wszystkich o spokój!

Musiał powtórzyć ten komunikat kilka razy zanim osiągnął pożądany efekt. Kiedy wszyscy ucichli Kate weszła na główną mównicę. Przygotowywała swój sprzęt, a wszyscy patrzyli na nią w milczeniu.

- Witam Państwa. Przepraszam za spóźnienie. Samolot miał pewne problemy i miałam nieprzewidziane międzylądowanie.

Na Sali znów pojawiły się krzyki.

- Cisza! Proszę o uwagę! – z głośników znów uderzył głos Przewodniczącego. Tym razem podziałał od razu.

- Z tego co wiem, moje badania zostały już państwu przedstawione – zebrani przytaknęli skinieniami głowy. – Dlatego nie będę jeszcze raz tego powtarzała tylko przedstawię państwu nasz sposób na poradzenie sobie z tym problemem.

Na auli wyrósł las uniesionych rąk i ponownie dało się słyszeć krzyki.

-Spokój! – krzyknął Przewodniczący. - Proszę jedynie głowy państw o zadawanie pytań.

Część rąk opadło. Kate rozejrzała się by wybrać kogoś do pytania. Wskazała ręką na prezydenta USA.

-Dziękuję – powiedział prezydent. – Proszę nam powiedzieć, czy mamy jakieś szanse na ratunek? Jakiekolwiek? Może jakiś statek kosmiczny, może baza podwodna, bunkier głęboko w ziemi, cokolwiek – zaczął żywo gestykulować.

Panie prezydencie, ta planeta tego nie przetrwa. Antymateria docierając do naszej galaktyki zetknie się z ogromną ilością materii, którą zacznie zasysać. Cała Droga Mleczna zostanie rozerwana na strzępy. Statek kosmiczny miałby sens, ale nie uda się. Za mało czasu. Kiedy nasze słońce zostanie pochłonięte przez antymaterię nastąpi ogromna eksplozja, która zniszczy wszystko na swojej drodze. Nie damy rady od tego uciec.

W tym momencie prezydent USA skinął głową w stronę urzędników i amerykanie zaczęli pośpiesznie opuszczać aulę. Za ich przykładem poszło jeszcze kilka państw. Kate wypatrzyła kolejnego pytającego – ambasadora Imperium Indyjskiego. Starszy mężczyzna wstał i wypiął dumnie pierś.

-Pani doktor, rozumiem że nasz los jest już przypieczętowany – zapytał.

- Zgadza się, z tym nic nie możemy zrobić.

- Jednak ma pani pomysł na ratowanie przeszłości? – zmarszczył brwi w wyrazie niezrozumienia. – Jak chce pani tego dokonać?

- Znają państwo wyniki moich badań – stuknęła parę razy w komputer i ze ścian auli wysunęły się projektory holograficzne. – Proszę popatrzeć – wskazała gestem na projektory, na których pojawiła się symulacja. -Istnieje szanse, że kiedy antymateria wessie nasze słońce, wytwory się anomalia czasowa, która umożliwi nam kontakt z przeszłością. Coś na zasadzie tunelu czasoprzestrzennego.

- Rozumiem, że nie możemy uciec przez ten tunel – popatrzył na nią bez nadziei.

- Nie ma szans. Przyciąganie wewnątrz tunelu będzie mniejsze niż na zewnątrz. Ta siła by rozerwała człowieka na strzępy. Poza tym przeciążenia wewnątrz takiego tunelu by nas zmiażdżyły.

- To jak chce pani z tego skorzystać?

- Wyślemy kapsułę z informacjami. Gdybyśmy sami wiedzieli wcześniej o tej antymaterii to byśmy byli w stanie coś zdziałać, chociażby uciec na inną planetę.

- Czy to coś da? Do kogo to wyślemy? – zapytał ktoś inny.

- Nie wiemy. Wszystkie nasze obliczenia są właściwie tylko teoretyczne. Nie możemy podać dokładnego miejsca i daty. Po prostu poślemy wiadomość w przeszłość. Liczymy na szczęście. Zakładając, że kapsuła wyląduje po XVIII wieku, to jest szansa. Oczywiście ważne jest też kto to znajdzie.

- Jakie informacje chce pani przesłać? – zapytała kolejna osoba

- Będą to wszelkie informacje, które umożliwią szybszy rozwój technologiczny. Schematy pojazdów kosmicznych, informacje o paliwie wodorowo-tlenkowym, najnowsze odkrycia nauki. Oczywiście nie wiemy jakie skutki wywoła taka ingerencja w czas. Tak czy siak chyba warto zaryzykować.

Ambasador pokręcił głową. Wyraźnie liczył na coś więcej.

-Dobrze – powiedział po chwili. – Jeżeli możemy zrobić chociaż tyle, to Imperium Indyjskie dołoży wszelkich starań w ten projekt.

- Dziękuję ambasadorze – Kate ukłoniła się. – Czy ktoś jeszcze zechce pomóc w ratowaniu przeszłości?

Wszyscy pozostali na Sali podnieśli ręce.

***

Bardzo dobre! Całość przeczytałem z wielką przyjemnością. Fabuła jest intrygująca i wydaje się być rozbudowana. Po przeczytaniu czuję niedosyt, czekam na następne części.

Dziękuję za komentarz :) Mam już właściwie koncept na całe zakończenie :) Pozostało wypełnić środek :) Będę pisał :)

Najlepiej jak najwięcej :) Opowiadanie świetne, czekam na dalszą część.

Dziękuję bardzo :) Kolejne części są już pisane :) Niebawem wyczekujcie update'u :)

Powinieneś napisać książkę.

Świetny jesteś ! ;)

Masz talent :D

Dobre dobre :D

Kocham<3

Wydaj to jako książkę, a jako pierwszy zamówię ją z twoim podpisem :)

Bardzo oryginalny pomysł. Ale powinieneś zmienić tytuł. Chyba, że będzie jakiś przełomowy zwrot akcji, który będzie miał coś wspólnego z roboczym tytułem.

Zebrało się trochę komentarzy :) Dziękuję za pozytywne opinie :)

Co do książki - celowo wybrałem jako formę opowiadanie. Wiem, że jestem cienki bolek i nie chcę porywać się z motyką na słońce :) Jeżeli napiszę kilka opowiadań to wtedy pomyślę o jakimś zbiorze :) Co do tytułu to ma on w pewnym sensie związek z finałową akcją :) To wciąż tytuł roboczy :)

A teraz żeby nie przedłużać - kolejna porcja opowieści :) Miłego czytania i komentowania :)

PS. Zamieszczam opowiadanie w 2 formach :) Poniżej możecie je przeczytać na forum. Drugą opcją jest PDF(moim zdaniem lepiej się czyta), który możecie pobrać stąd ----> http://hotfile.com/dl/138311614/ff39259/Zloty_Strzal_cz2.pdf.html

PS2. jestem świadomy pewnych błędów i powtórzeń - przesyłam Wam na dobrą sprawę surowy tekst, za co przepraszam

4 miesiące później

Kate siedziała na welurowej sofie w swoim domu na peryferiach miasta. Jako wybitny naukowiec posiadała sporawą rezerwę finansową, która pozwalała jej żyć w luksusie. Nie obnosiła się z tym. Mieszkanie miała urządzone na wzór domów z XXI wieku. Były to dla niej czasy niezwykle odległe. Czasy, o których mogła jedynie czytać w encyklopedii. Było w nich jednak coś, co ją fascynowało. Sama nie potrafiła tego konkretnie sprecyzować.

Promienie słońca wpadły przez okno wprost na jej twarz, co wyrwało ją z głębokiej zadumy. Podeszła do okna. Spojrzała na piękny zielony ogród, wypełniony drzewami i krzewami. Liczne odmiany kwiatów tworzyły wielokolorowy dywan pokrywający niemal cały ogród. Łza spłynęła jej po policzku. Szybko ją wytarła i podeszła do komputera.

- Nie mogę sobie pozwolić na chwilę słabości – powiedziała sama do siebie. – Jest jeszcze tyle do zrobienia.

Usiadła przy biurku i zaczęła przeglądać informację. W przeciągu tych 4 miesięcy od wystąpienia w Radzie dużo się działo. Okazało się, że amerykanie postanowili jednak spróbować ucieczki. Uzbroili swoje okręty kosmiczne w najnowsze napędy cząsteczkowe i ruszyli. Tereny na których leżały Stany Zjednoczone zostały totalnie spustoszone. Amerykanie postarali się, aby nikt nie czerpał korzyści z ich ziemi. Władze światowe ciągle nie ujawniły informacji o nadciągającej apokalipsie. Nagła emigracja amerykanów wywołała pewien niepokój w opinii publicznej. Przygotowano specjalny materiał, w którym to rzekomo przedstawiono, że amerykanie wyruszyli kolonizować odległe światy. Były pewne podejrzenia, ale w końcu ludzie kupili to.

W sprawie kapsuły również poczyniono postępy. Sam projekt kapsuły był już niemal gotowy. Czekano na ostateczne elementy, które miały być wytworzone w fabrykach Imperium Indyjskiego. Jego wkład znacznie przyczynił się do postępu projektu. Indowie - jak sami siebie nazywali – nie szczędzili funduszy na realizację przedsięwzięcia. Zbiórka niezbędnych technologii i informacji również przebiegała zgodnie z planem.

Kate myślała nad losem jaki czeka ludzkość. Co jeśli kapsuła wpadnie w nieodpowiednie ręce. Taka technologia może przyczynić się do jakiejś straszliwej wojny. A może kapsuła wyląduje w złym czasie, kiedy ludzkość nie będzie w stanie zrobić użytku z uzyskanych informacji. Wątpliwościom nie było końca, ale wiedziała, że to ich jedyna szansa. Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek holofonu. Wykonała ręką gest i tuż przed nią pojawił się hologram nieznanej jej osoby.

- Witam – przywitała się. – W czy mogę pomóc?

- Dzień dobry pani doktor – mężczyzna ukłonił się. – Dzwonię by przekazać pilne wezwanie od ambasadora Imperium Indyjskiego.

- Czy coś się stało?

- W najbliższych dniach ambasador ma zamiar powiedzieć światu o nadciągającej antymaterii. Chyba nie muszę pani mówić jakie skutki to wywoła.

- Powszechną anarchię, wandalizm i tym podobne?

- Zgadza się. Ambasador pragnie mieć wszystkie kluczowe jednostki blisko siebie. Tak, żeby mógł im zapewnić bezpieczeństwo.

- Oczywiście, rozumiem.

- Świetnie – mężczyzna uśmiechnął się. – Za 2 dni przyślemy po panią transport. Proszę zebrać niezbędne rzeczy. Wszystko inne zapewni pani Imperium Indyjskie.

- Dobrze, niezwłocznie rozpocznę pakowanie.

- W takim razie to wszystko. Do widzenia – mężczyzna ukłonił się, a jego postać zniknęła z hologramu.

Kate zakręciła się na fotelu magnetycznym.

- No to czeka mnie wyprowadzka – powiedziała i zakasała rękawy.

***

Kate zapinała torbę kiedy usłyszała charakterystyczny dźwięk silników pulsacyjnych. Kątem oka widziała jak przed domem ląduje średniej wielkości pulsolot. Rozejrzała się po mieszkaniu. Właściwie nie dało się stwierdzić, że ktoś opuszcza ten lokal. Wszystko stało na swoim miejscu. Kate jednak wiedziała, że to prawdopodobnie ostatni raz kiedy widzi swój dom. Sprawdzając czy zabrała wszystko dotykała mebli, jakby żegnając się z nimi sentymentalnie. Usłyszała pukanie do drzwi.

- A więc to już – pomyślała.

Podeszła do drzwi i otworzyła je. Na zewnątrz stało 2 mężczyzn ubranych w mundury wojskowe. Na piersi mieli naszyte godło Imperium Indyjskiego. Na jej widok zasalutowali. Odpowiedziała im skinieniem głowy.

- Doktor Racichowska, zapraszamy na pokład – odezwał się jeden z wojskowych i uprzejmym gestem wskazał pulsolot.

- Dobrze, wezmę tylko swoje rzeczy.

- Pomogę – odezwał się drugi wchodząc jednocześnie do domu.

Żołnierz zabrał torbę i ruszył w stronę pojazdu. Drugi mężczyzna stał przy drzwiach i czekał. Kate ostatni raz rozejrzała się po domu. Zrobiło jej się smutno. Teraz dobitnie uderzyła ją świadomość, że już tu nie wróci. Westchnęła głośno. Zamknęła oczy, obróciła się i ruszyła w stronę wyjścia. Żołnierz poszedł za nią. Nie zakluczyła nawet drzwi, to i tak nie miało już znaczenia.

Podeszli do transportera. Przez przezroczyste elementy kokpitu widziała jak piloci rozmawiali ze sobą i sprawdzali odczyty na wyświetlaczach. Weszła po specjalnej kładce i rozejrzała się po wnętrzu. Nie spodziewała się, że w środku zastanie taki luksus. Wszystko było utrzymane w błękitnej kolorystyce. Fotele, pokryte najwyraźniej wełno-skórą, stały poustawiane parami w kilku rzędach. Każdy z nich posiadał wbudowaną lampkę, stolik z wyświetlaczem krystalicznym i innymi udogodnieniami. Niemal wszystkie miejsca były zajęte. Zebrani ludzie rozmawiali, jednak nie udało jej się wychwycić żadnego słowa po polsku. Podeszła do pierwszego wolnego miejsca, kiedy zobaczyła, że z tylniego rzędu ktoś do niej macha. Był to doktor Skórzewski. Podeszła do niego.

- Witam doktorze – ucieszyła się na widok znajomej twarzy.

- Witam witam – doktor ukłonił się w fotelu. Zechce mi pani dotrzymać towarzystwa w trakcie podróży? – wskazał wolne miejsce obok niego.

- Oczywiście – usiadła.

Do pomieszczenia wszedł członek obsługi, rozejrzał się po czym dał znak do kogoś za nim. Chwilę później maszyna zaczęła nabierać mocy i wkrótce zaczęli wzbijać się w powietrze. Kate patrzyła przez okno jak oddalają się od powierzchni ziemi. Starała się jak najdłużej patrzeć na swój dom, zapamiętać jak najwięcej.

- Smutny widok, prawda? – zagadał do niej Skórzewski.

- Smutny, smutny – odpowiedziała nie odwracając wzroku.

Wkrótce byli na tyle wysoko, że nie widziała już swojej posiadłości, a maszyna rozpoczęła lot w płaszczyźnie poziomej.

- No i stało się – odwróciła się od okna. – To ile zajmie nam podróż?

- Jakieś 3 godziny. Będziemy jeszcze mieli postoje po drodze by zabrać innych ludzi.

- Jesteśmy jedynymi polakami?

- Tutaj tak, ale ogólnie nie. Z tego co wiem, to jest ostatni transport.

- Rozumiem. Teraz to dopiero się zacznie. Jak ogłoszą koniec świata…

- Rzeczywiście. I tak długo z tym zwlekali. Ludzie powinni wiedzieć. Chociaż z drugiej strony… – zamyślił się.

- I tak nic z tym nie można zrobić, a tak mieli jeszcze trochę czasu błogiej nieświadomości.

Skórzewski westchnął.

- Co za ironia – powiedział.

- Co ma pan na myśli?

- Przez ostatnie lata ludzkość zmagała się z tyloma przeciwnościami losu. Mieliśmy kilka epidemii groźnych wirusów, wojna kontynentalna czy ten niefortunny wybuch ładunku pulsacyjnego, który omal nie wypalił nam atmosfery. Było tyle przypadków w historii, że staliśmy na krawędzi zagłady, ale zawsze można było coś zrobić, żeby temu zapobiec. Teraz, kiedy osiągnęliśmy wysoki poziom spokoju, stabilizacji i dobrobytu, nic nie możemy zrobić. – Skórzewski posmutniał.

- To prawda doktorze, ale wciąż możemy uratować przeszłość. Nie poddam się! – uderzyła ręką w fotel. – Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby chociaż spróbować. Może się uda, może nie, ale nie mam zamiaru siedzieć i bezczynnie czekać.

Doktor aż zobaczył błysk w jej oku. Uśmiechnął się.

- Poza tym doktorze, może i siebie w jakimś sensie uratujemy

Popatrzył na nią zaskoczony.

- Co masz na myśli – zapytał.

- Jeżeli teoria o ciągłości czasowej jest prawdziwa, to możliwe, że jak nasza misja się powiedzie i w przeszłości ludzie zrobią coś co powstrzyma antymaterię, to w naszych czasach ona się w ogóle nie pojawi.

- Alternatywne wszechświaty równoległe, pętla czasowa… – myślał na głos. – To wszystko jest bardzo skomplikowane i czysto teoretyczne.

- A czy to co mamy zamiar zrobić również takie nie jest?

Doktor zaśmiał się cicho.

- Masz rację. Zobaczymy – zaczął gładzić brodę. – Nie wiemy też jakie konsekwencje będzie miała taka ingerencja przepływ czasu.

- Gorzej już chyba być nie może, a zawsze jest jakaś nadzieja. - Chyba masz rację. Nie poddamy się bez walki.

***

Łagodny wstrząs obudził ją. Otworzyła oczy i zobaczyła, że pulsolot stoi już na lądowisku. Pasażerowie zaczęli wstawać i szykować się do wyjścia. Doktor Skórzewski popatrzył na nią z góry.

- Pobudka! – powiedział wesoło. – Jesteśmy na miejscu.

Przeciągnęła się i również wstała. Ludzie powoli opuszczali transporter. Padał deszcz. Przy wyjściu z maszyny stali żołnierze i rozdawali każdemu parasolki. W końcu otrzymała swoją i ruszyła razem z doktorem Skórzewskim wyznaczoną trasą. Widok był niesamowity. Znajdowali się na rządowym lądowisku ambasadora imperium. Był to właściwie jedynie malutki kawałek całego kompleksu. Pałac rządowy w Indiach zajmuje powierzchnię około 100km kwadratowych. Jest to ogromna przestrzeń, która właściwie w całości należy do ambasadora. Cały teren dookoła lotniska był pokryty pasmami zieleni. Nawet stąd widziała ludzi, którzy mimo brzydkiej pogody starannie pielęgnowali rośliny.

Zawsze zachwycała się architekturą Indów. Każdy ich budynek miał być pełen przepychu i miał świadczyć o ich potędze i bogactwie. Było to rzeczywiście widać. W miejscu w którym się znajdowała widać było ogromne budynki, których szczyty znikały gdzieś w chmurach. Każdy był specjalnie zdobiony i wysadzany drogocennymi kamieniami. Kate zwróciła uwagę na finezyjne łączenia budynków. Niektóre konstrukcje łączyły się z innymi za pomocą specjalnych powietrznych tuneli. Te z kolei łączyły się z innymi, co tworzyło swoistą sieć połączeń.

- Aż trudno pomyśleć, że kilkaset lat temu ta nacja była taka słaba – pomyślała Kate.- Wiesz, że w starożytności Imperium Indyjskie wcale nie było imperium? – odezwała się do Skórzewskiego.

- Hmm? - Skórzewski wyrwał się z zamyślenia. Najwidoczniej również podziwiał architekturę.

- No w XX wieku Indie nie posiadały nawet autonomii. Poza tym był to biedny kraj.

- Fascynujące. Fortuna kołem się toczy.

Wszyscy doszli w końcu do końca trasy. Tam przywitała ich niska kobieta o wyraźnej indyjskiej urodzie. Miała na sobie strój generalski, a na piersi wisiało pełno odznaczeń. Powiedziała coś do swoich podwładnych i podzielono pasażerów według narodowości. Do każdej grupki podchodził osobny opiekun. Po chwili podeszła do nich młoda kobieta.

- Witam, nazywam się Ahara – ukłoniła się nisko. Będę państwa opiekunką – mówiła łamaną polszczyzną.

Jej akcent wywołał uśmiech na ich twarzach.

- Wkrótce przyjedzie transport i zabierzemy państwa do kwater gościnnych. Musicie tylko najpierw wypełnić protokoły i przejść procedurę rewizyjną. – wskazała niewielki budynek do którego już ustawiała się kolejka. - Nie powinno to zająć długo.

- Ehhh, no tak. Procedury – zaklęła w myślach Kate.

Skórzewski najwyraźniej wyczuł o czym pomyślała i poklepał ją po plecach.

***

Niezły towar , oj niezły...xD

Nawet nawet ta druga część :)

Moim zdaniem pierwsza część była bardziej ekscytująca, ale i tak czekam na dalsze części :)

Rzeczywiście, spokojniejszy fragment :) Zobaczymy co będzie dalej ;)

Ale podoba mi się dawkowanie emocji. Pierwszy fragment był dość emocjonujący, za to drugi trochę melancholijny, lecz mimo to trzyma w napięciu i aż chce się czytać dalej :)

Nie mogę wszystkiego od razu wyłożyć na ławę :) Myślę, że w następnej części będzie trochę więcej akcji :)

Walnij jakiegoś złego gostka, który chce udaremnić plan :D

Zobaczymy zobaczymy :) Raczej tutaj ciężko mi będzie wstawić taką postać :) Kto miałby chcieć udaremnić plan ? :P To koniec ludzkości, jak to się nie uda - wszyscy umrą :P Nie wiem, kto miałby chcieć udaremnić ostatnią nadzieję ludzkości :)

Może jakaś sekta ? Illuminaci czy coś, głośno myśle.

No ładnie :)

Dzięki Xsao :)

Hmmm, no zobaczę zobaczę, chociaż raczej za wiele nie obiecuję :P