Hej,
Nie wiem ilu z was odczucia podobne do moich, ale może uda nam się o wspólnie ustalić
Najpierw coś o mnie, co by udało się nam znaleźć części wspólne, gdyż być może kluczową rolę odgrywa tu sytuacja danej osoby:
- lat 35 (15 lat stażu w mmo)
- żonaty i dzieciaty
- pracujący w biurze (np.własnie teraz )
- hobby 100+ (wędkarstwo, detektory metali, numizmatyka, modelarstwo, czytanie fantasy/fantastyki, teorie kosmiczne, majsterkowanie, inżynieria oprogramowani, papierowe RPG, stołowe bitewniaki figurkowe, papierowe karcianki, gry online (to rozwinę poniżej), to tylko moje główne zainteresowania...)
- gry lubię przede wszystkim online multiplayery
To co przez lata przyciągnęło i zatrzymało mnie na dłużej (mniej więcej chronologicznie), w niektóre grałem w tym samym czasie na raz, do niektórych wracałem po przerwach:
- Ultima Online - 2 lata
- L2 - 3 lata
- Warhammer Online - 1 rok
- Aion - 6-8 miesięcy
- Urban Rivals - 1 rok
- Eredan TCG - 6 miesięcy
- LoL - 2 lata
- WOT - 2 lata z przerwami
- WarThunder - 6 miesięcy
Gry które mimo że mnie przyciągnęły, nie potrafiły mnie zatrzymać na dłużej niż 1-2 miesiące:
- TESO
- EVE
- Archeage
- WoW
- World of Warships
- Shakes i Fidget
- Hero Zero
- Plemiona
- Titanfall
- Hearthstone
W co nadal grywam z doskoku:
- WOT
- Spellstone
Carebearem nie jestem, lubię pvp, również open, arenki, bg itp, ale lubię je wtedy kiedy mam na nie ochotę, a nie kiedy gra je na mnie wymusza (vide wojny w AA, przez które odechciało mi się grać)
Otóż:
Od dobrych 3-4 lat nie potrafię znaleźć gry, która przyciągnie i zatrzyma przy sobie dłużej niż przysłowiowy miesiąc. BS, Black Desert i Overwatch totalnie nie przypadły mi do gustu i wytrzymałem w nich może 2 dni. Ogólnie sprawdziłem niemal KAŻDĄ większą produkcję ostatnich kilku lat.
Nie wiem, czy to kwestia wymagań rosnących wraz ze stażem w mmo, czy może samego wieku i sytuacji rodzinnej, ale nawet bardzo fajnie wyglądające na pierwszy rzut oka gry, po prostu zniechęcają mnie do siebie, i to raczej prędzej niż później. FPSY jak Titanfall, to osobna bajka, bo w nie zwyczajnie ssę i obiecałem sobie nie grać w nie, żeby się nie irytować na mój brak skilla LoL był spoko, ale za bardzo podnosił mi ciśnienie, no i po narodzinach dziecka nie bardzo mogłem grać w cokolwiek, czego nie dało się spauzować. Próbowałem do niego wrócić, jak moje dziecię już podrosło i miałem już spokojne wieczory, ale zamiast upragnionego relaksu, dostawałem wyzwiska, rage quity i nerwy. Jasno widać, że to był punkt zwrotny dla moich wymagań co do gier. Zmieniła się jeszcze jedna rzecz - mój czas na rozrywkę online. Próbowałem wracać do L2, jak chyba każdy fan tej gry, ale rychło okazało się, że wielomiesięczny grind, przy zasobach czasu rzędy 2h i to nie codziennie, delikatnie mówiąc mija się z celem. Tak odpadł mi kolejny gatunek gier z listy. Na dłuższy czas na ratunek przyszedł mi WOT, długo myślałem że tej gry nie quitne bo nic mnie od niej nie odstręczało, grindowało się tiery przy okazji zwykłej gry, nie było p2w, mecz trwał 1-15 minut, a afki 1-2 osób przy 15 osobowym teamie nie miały takie znaczenia jak w takim LoLu - no idealna gra dla relaksu. I tu spotkało mnie odczucie które trzyma mnie do tej chwili - nagle z dnia na dzień straciłem chęć do gry (po ok 3-4k bitew). Jednego dnia gram w najlepsze, a następnego wyłączam grę po 1 meczu, bo nie mam chęci na więcej... Może zadecydowała zbyt duża powtarzalność? Nie wiem. Od dłuższego czasu wszystkie gry są dla mnie wtórne, monotonne. Do WoTa wracam kiedy jest event x3-x5, ale to na max 2-4 dni i tyle. Czuję się jak ten nadęty burak, który już wszystko widział i wszystko jest dla niego banalne Ogólnie jestem na takim etapie życia, że moim wieczornym hobby stały się luźne zlecenia zarobkowe przy kompie, ale wykonuję je bez ciśnienia, w ilości i czasie dla mnie dogodnym.
Reasumując:
Brakuje mi gry, do której mógłbym wracać w wolnym czasie, dla relaksu, dla chłopięcej frajdy, bez stresowania się i inwektyw pod adresem mojej matki. Takiej, w której grając mało i tylko wtedy kiedy mi to odpowiada, nie czułbym że zostaję daleko w tyle za grupą i do której nie muszę się odrywać od pracy co 3 minuty (vide HeroZero, SF). Takiej, która nie byłaby do bólu powtarzalna i właściwie każda kolejna rozgrywka powiela poprzednią (WOT). Brakuje i nie zapowiada się, aby cokolwiek mogło tą lukę zapełnić, w świetle tych, bądź co bądź kosmicznych wymagań, które z tego czy innego powodu, eliminują chyba wszystkie dostępne gry.
Stąd też moja tytułowa teza:
Jestem za stary na te klocki i nie ma już gier dla osób z moimi wymaganiami, czy może mam nieprawidłowe nastawienie, której psuje mi całą zabawę?
Ciekaw jestem waszych odczuć...