Jest to First Look, więc proszę was nie silcie się na komentarze typu „ale później jest lepiej” lub „Aion zaczyna się po 40 lvl”. Możliwe, ale pierwsze wrażenie jest tylko jedno i każdy przeżywa swoją przygodę na inny, autorski sposób.
I właśnie takie spojrzenie chcę wam przedstawić poniżej. OPISUJĘ TYLKO SWOJE PRZEŻYCIA, NIC WIĘCEJ. Zapraszam też do komentowania, bo pewnie z wieloma aspektami się nie zgodzicie. Dodam tylko, że osiagnąłem 14 lvl – tak dla jasności.
Przyznaję się, że nigdy, ale to przenigdy nie grałem w Aiona. Ani na dotychczasowej, jesze płatnej wersji, ani na kilkudziesięciu serwerach prywatnych, na których – według statystyk – gra więcej osób, niż na globalu. Nie wiem, czym było to spowodowane: może moim lenistwem, może wagą klienta, która ewidentnie nie zachęcała do pobierania, a może po prostu tym, że Aion niczego szczególnego nie pokazał na screenach, gameplay’ach, ani w swoich systemach, gdzie znów mamy podobne klasy, podobną fabułę i podobny, schematyczny klimat. Jedno jest jednak pewne. Moje pierwsze zetknięcie z produktem NCSoft miało miejsce kilka dni temu…
Dużo nie znaczy efektywnie
Pierwszą „epickość” widzimy już w rozmiarze klienta (prawie 18 GB danych), co nie zdarza się zbyt często. Ale to przecież ex-Pay2Play MMORPG, więc trzeba było gdzieś upchać te dziesiatki milionów dolarów i czasu poświęconego w jednym celu – wydoić od graczy jak najwięcej kasy, a gdy obroty będą spadać, pół-prawa do gry sprzedać innej firmie… i ponownie doić kasę, tylko, że darmowej wersji, za pomocą Item Shop.
Mamy więc sporo czasu na zapoznanie się z postaciami, jakimi przyjdzie nam grać w Aionie. Wygląda to poprawnie… i tylko poprawnie. Po 18 gigabajtach spodziewałbym się czegoś więcej, niż 4 standardowych klas (Warrior, Mage, Shaman oraz Scout), którym nawet subklasy niewiele pomagają. Brakuje mi kilku bohaterów, którzy dodaliby tytułowi pewnej świeżości, urozmaicenia i pikanterii. Chodzi mi np. o Summonera, lub jakiegoś Druida korzystającego z bogatej fauny i flory (kto widział świat Aion, doskonale rozumie o czym mówię). Oczywiście, kapuję, że NCSoft postawił na „realizm” i schematyczność do potęgi, ale takie postacie spotykamy w co drugim MMORPG, żeby nie powiedzieć o nudzie, jaką pod tym względem wieje gra. Niemniej, ja z wyborem nie miałem problemu, jako że zawsze grałem, gram i będę grał tzw. Supporterami, mój choice padł na Priesta, a następnie Clerica, ale o tym potem.
Tutaj chcę się zatrzymać, bo dochodzimy do sytuacji, która mnie zarąbiście wkurza. Chodzi mi o coś takiego...
Na Boga, jakbym znów gral w Perfect World i widział te postacie-mutanty. Albo pomniejszone, albo zdeformowane, albo prawie pozbawione głowy, albo z szyją a’la żyrafa. Ni to zabawne, ni to unikalne, ni to poważne. Cenię NCSoft za kreator tworzenia postaci (jest ogromny i szczegółowy), ale robić z Aion takie ścierwo. Może komuś się to podoba, ale nie mnie, sry.
Gdzie do cholery jest quest-tracking?
Prosta odpowiedź. Nie ma. Aion takiego czegoś nie wprowadził. Nie wystarczy kliknąć w panelu zadań na nazwę NPC/mobka, żeby nasza postać szła do celu. Trzeba się nagłówkować, co skutkuje… zajrzeniem do tekstu i czytaniem misji. Wyrosłem z tego, może dlatego, że gralem w za dużo darmówek. A może dlatego, że ludzie szukają ułatwienia i nie każdemu chce się sięgać „dalej”. Właśnie takie lenistwo dopadło mnie na 3 lvl, kiedy to kompletnie ogupialem. Miałem uzbierać jakieś duperele z Koboldów, ale klikając „Locate” i udając się w wyznaczone miejsce, nie zobaczyłem, nie znalazłem niczego, co pomogłoby mi wykonać zadanie. Dopiero po szczegółej eksploracji kilkudziesięciu metrów kwadratowych znalazłem worki, z których dropiło ów ustrojstwo.
Sytuacja powtórzyła się około 10 poziomu, kiedy miałem odnaleźć i „zagrać” dla Elder’ów. Chodziłem, szukałem, jeszcze raz chodziłem, czytałem i nic. Mówię „ch*j”, idę na neta, bo sobie nie poradzę, a tam pisze jak byk: „Elders pojawiają się w jednej lokacji, co kilka minut”. Fajnie tylko, że w quest o niczym takim nie było mowy. I jak się tutaj nie denerwować, gdy mogłem te minuty poświecić na…
Nogi mnie bolą
… chodzenie. Tyle czasu, ile wynudziłem się w czasie przechadzki z jednej lokacji do drugiej, do jednych mobków i spowrotem do miasta, nie zapomnę na długi czas. Aż mnie palec od wciskania „W” boli. A ich strzałki (obok bohatera), które również mogą służyć za chód, niech sobie wsadzą w d*pę. Żeby chociaż dali nam możliwość klikania myszką na podłoże, albo chociaż kliknięcia na mapę. Nic z tego, będziemy bezmyślnie patrzeć się w monitor i obserwować zgrabny ruch naszej postaci. Na dalszych odległościach istnieja teleporty (a raczej możliwość lotu), ale na bliższe – no way. Będziemy brać questa, iść dwa kilometry za wioskę, bić mobki, wracać do miasta, oddawać questa i znów.
Może bredzę, może nie, ale około 80% czasu gry (a mam 14 lvl) spędziłem na niekończących się wędrówkach. Oczywiście, na wyższych poziomach będzie lepiej, ale po co tak męczyć nowych graczy, którzy mają być przecież ewentualnymi kupcami w Item Shop. Po co ich tak mordować i zniechęcać do gry? Liczy się przecież Pierwsze Wrażenie, które można przeżyć tylko raz, a akurat w tym wypadku Aion wypada bladziutko. Brzmi to banalnie, owszem, ale paradoksalnie od prostych rzeczy zależy nasze „być albo nie być” w dalszej grze. A nie ukrywam, że „chodzenie” walnie przyczyni się do mojej nieobecnosci w czasie premiery.
Czarna polewka
Ale czarę gorczy przelały dwie, inne rzeczy. Jedna to… zbytnie podobieństwo do Lineage 2. Zranię pewnie kilka osób, ale ma być szczerze: nigdy nie lubiłem i nie trawiłem L2. Nie podobało mi się tam nic. I to nic zostało właśnie przeniesione przez NCSoft do Aiona, gdzie na każdym kroku widzimy pewne, choć nie dosłowne nawiązania do legendarnego MMORPG. Gorzej, że wszystko zostalo wymieszane z azjatyckim, charakterystycznym, wręcz nachalnym klimatem, którego mam po dziurki w nosie. Powstała z tego niejadalna papka (przynajmniej dla mnie), która teoretycznie miała być chyba poważna, a wyszła lekko groteskowa: postacie-mutanty, trochę śmieszna: niektóre sceny, i trochę słodka: chociażby pierwszy pet a’la różowy chomik.
Może i Aion jest epicki, ale ja zostanę przy swoich krytykowanych, wyszydzanych, zamkniętych lokacjach i quest-trackingu, w którym czuję swobodę, a przede wszystkim przyjemność z gry. Ale to nie znaczy, że nie życzę wam jak najlepiej. Grajcie i bawcie się do woli… beze mnie.