Raven

jako, że paru osobom się podobało zamieszczam w osobnym temaciee.

Było słoneczne popołudnie, dziadek Barry w raz z jego dwoma wnuczkami, Morrisem i Farrelem wybrali się na spacer do lasu. Robili to dość często, zawsze dochodząc do olbrzymiej polany położonej dokładnie w centrum lasu. Gdy dotarli na miejsce jak zwykle usiedli pod wielkim dębem który rósł na jej skraju, dziadek palił fajkę a dzieci biegały w tą i spowrotem, ganiając siebie. W końcu jeden z nich znudził się - a był to Farrel, który nie lubił robić ciągle tego samego - usiadł obok dziadka i zapytał:

- Dziadku, może opowiesz nam coś ? - mówił. Dziadek wyraźnie orzeźwiony tym pytaniem nabił znowu swoją fajkę po czym wzdychając odpowiedział.

- Nie opowiadałem Wam nigdy historii o pewnym człowieku o imieniu Raven ? - Na dźwięk tego imienia nagle wicher zerwał się wyrywając młodemu Morrisowi z rąk kapelusz, po czym ucichł kompletnie, stało się cicho, jakby głucho...Morris przerażony krzyknął.

- Co to było ?! Dziadku ?

Dziadek dobrze wiedział co to było i dlaczego, jednak puścił to pytanie mimo uszu.

- Nie mówiłeś nam o Nim niczego, dziadku opowiedz Nam, proszę! - krzyknął Farrel bardzo podekscytowany.

- Dobrze więc, opowiem Wam ale musicie mi przyżec, że to pozostanie między Nami, jeśli babcia się dowie... - powiedział dziadek uśmiechając się serdecznie.

- Dobrze ! - krzyknęli obaj, przytakując głowami.

- A więc słuchajcie. - Dziadek nabił fajkę po raz trzeci - co nie często się zdarza i ciągnął.

"Mamy rok 1453. Przeszło 1000 lat od bitwy, która na zawsze zmieniła losy ludzkości. Człowiek imieniem Raven, był to mój drogo oddany przyjaciel, znaliśmy się od małego i mieliśmy te same plany, no może nie te same ale podobne. Raven był bardzo utalentowanym 'sztyleciarzem' potrafił z Nimi robić wszystko, ja natomiast nienawidziłem tego, wolałem duży dwuręczny miecz. Może Wam się to wydać dziwne ale nigdy, NIGDY, nie pokonałem go. Był bardzo zwinny, szybki po prostu był geniuszem w swoim 'fachu'. Ja natomiast byłem średni. Razem uczęszczaliśmy do szkoły Rycerskiej w Westchester, ja uczyłem się władania mieczem i jeździectwa, natomiast on szkolił się w walce sztyletem i łucznictwie. Już po paru pierwszych dniach, starszyzna szkoły zauważyła jego talent jednak dopiero gdy miał lat 17 zaczęto się nim interesować w sposób niezwykły i właśnie wtedy zaczęły się jego kłopoty...

- Dzień dobry młodzieńcze. - powiedziała Lyn, przedstawicielka szkoły Rycerskiej w Westchester.

- Dzień dobry Moja Panii. - powiedział Raven.

- Zapewne zastanawiasz się dlaczego Cię tu wezwałam, otóż odpowiedź jest bardzo prosta. Widzisz tego człowieka który stoi obok portretu Falcona ? - Raven odwrócił się i zobaczył człowieka, który na pierwszy rzut oka przestraszyłby każdego. Miał założony czarną pelerynę z kapturem, dwa sztylety na udach, dziwne buteleczki wypełnione jakimś płynem umocowane paskiem na klatce piersiowej, do tego w sali panował półmrok, a jego blizna przechodząca przez prawe oko dodawała mu jeszcze większego 'uroku'.

- Nie bój się. - powiedział mężczyzna. - Nazywam się Sain. Jestem przedstawicielem Zakonu Cienii, pewnie nigdy o Nim nie słyszałeś ani nikt inny, który nie jest jego członkiem. Zostałem poinformowany, że znakomicie władasz sztyletem, dlatego zacząłem Cię obserwować i mam dla Ciebie propozycję, ale to zaraz...

Nagle Lyn wstała, uniosła ręce do góry, buchnął z nich ogień - w sali zrobiło się bardzo jasno. Przeniosła ręcę na okna, a w tych z głuchym trzaśnięciem zamknęły się kotary. Ruszyła ręką w stronę wielkiego stołu przy którym wcześniej siedziała a ten pchnięty jakąś niewidzialną siłą przeleciał pod samą ścianę. W komnacie było teraz o wiele więcej miejsca.

Raven stał jak wryty, nie wiedział co się dzieje. Odwrócił się w kąt gdzie wcześniej stał Sain, ale teraz już go tam nie było. Sain stał dokładnie przed Raven'em, wyjął dwa sztylety i Raven już wiedział co się dzieje. Miał dwa wyjścia uciekać, albo walczyć. Młodzieniec jednak nie był tchórzem, dobył swoich sztyletów i odparł atak, zakapturzony mężczyzna odskoczył i stanął w miejscu, schował broń, spojrzał na chłopca i powiedział.

- Jeszcze nikt w tak młodym wieku nie odparł tego ataku. Raven to była Twoja pierwsza lekcja.

Po czym wszystko wróciło do normy, stół, okna, pochodnie. Lyn siedziała przy stole uśmiechając się do młodego chłopca. Raven stał jak wryty nie wiedząc co się dzieje. Sain zniknął. "

- Morris, Farrel ! Barry, do jasnej cholery gdzie się podziewacie ?! - krzyczała babcia.

- Ojj, musimy wracać do domu. - powiedział dziadek - no już, już !

- Ale dziadkuu, a opowieść ? Co dalej się stało ! - wykrzykiwali młodzieńcy.

- Wszystko w swoim czasie ! A teraz ruchy bo mnie babcia zabiję ! - powiedział dziadek.

I wszyscy trzej skierowali się w stronę domu.

Wróciwszy do domu zobaczyli już podaną na stole kolację, dziadek uśmiechnął się w duchu - był bardzo głodny, natomiast dzieci czuły niedosyt ponieważ dziadek nie opowiedział im historii do końca. W milczeniu wszyscy zjedli kolację i poszli spać. Noc była bardzo niespokojna, wiał wiatr, padał deszcz. Galęzie drzew obijały się z łoskotem o szyby okien. Dziadek nie spał dobrze tej nocy, zastanawiał się czy opowiadanie tej historii dzieciom to był dobry pomysł. Może powinien zaczekać jeszcze ? Niestety teraz było już za późno, zacząłem opowiadać, muszę skończyć - pomyślał dziadek i odwróciwszy się na drugi bok zasnął.

Ranek przyszedł szybko, babcia zrobiła wszystkim śniadanie po czym wyszła z domu. Zjadłwszy śniadanie dziadek zaczął opowiadać dalej...

"Raven dalej stał na środku sali bacznie obserwując uśmiechającą się do Niego Lyn. A była to kobieta bardzo piękna, jednak liczne walki odbiły piętno na jej pomarszczonej twarzy. Miała bardzo długie włosy, spięte w kok, zawsze nosiła na szyi naszyjnik w kształcie księżyca przeciętego mieczem. Był on bardzo piękny, podobno był magiczny, ale Raven nigdy w takie rzeczy nie wierzył, przynajmniej do teraz...

- Moja Panii... - zaczął Raven.

- Wiem o co chcesz zapytać. - odpowiedziała szybko Lyn - Niestety odpowiedź na to pytanie poznasz dopiero wtedy gdy dołączysz do Zakonu Cienii, oczywiście jeśli chcesz. Zakon Cienii jest to prastare stowarzyszenie łotrzyków. W porównaniu do innych złodzieji i łotrów, Oni są po Naszej stronie.

- Stronie ? - przerwał Raven.

- Tak, bo widzisz nie wszystko jest tak oczywiste jak czarne i białe. Ty znasz jedynie Westchester, a świat jest ogromny, pełen tajemnic i niebezpieczeństw i jeśli do Nich dołączysz poznasz je, pokochasz albo znienawidzisz. To akurat nie ma znaczenia, ale dołączenie do Zakonu jest wielką szansą na gruntowne polepszenie Twoich umiejętności...

- Wiesz ile lat ma ta szkoła ? - zapytała po chwili milczenia Lyn.

- Nie wiem... - ze wstydem odpowiedział Raven.

Lyn uśmiechnęła się chcąc dodać mu otuchy i mówiła dalej...

- Ta szkoła liczy sobie lat 240 i przez te wszystkie lata Sain nigdy nie pojawił się w tej szkole, nigdy nie zainteresował się żadnym uczniem, aż do teraz...

Raven zmieszał się, chciał coś odpowiedzieć ale zrezygnował gdy nagle drzwi do komnaty otworzyły się z hukiem i stanął w nich wysoki mężczyzna. Był ranny w nogę, kulał. Miał ciemne włosy, podrapaną twarz i bardzo zużyty i obszarpany skórzany pancerz. Wyglądał tak jakby zaraz miał się przewrócić, mimo to szedł dalej, oddychał bardzo nerwowo i nierówno. Wreszcie dopadł do Pani Lyn schylił się i szepnął jej coś do ucha. Raven zauważył, że pogodna twarz Lyn zmieniła się. Stała się posępna, smutna, może nawet przerażona. Lyn odpowiedziała mężczyźnie pare słów, ten kiwnął głową i wyleciał z komnaty. Lyn wstała.

- Raven, moje drogie dziecko, wracaj do swojej komnaty. Wyśpij się dziś dobrze, jutro pojawi się Sain i będzie chciał wiedzieć czy chcesz dołączyć do Zakonu. - powiedziała Lyn.

- Tak pani... - odburknął Raven, po czym wyszedł z komnaty.

Pokój Raven'a znajdował się po drugiej stronie zamku, więc młodzieniec zawsze miał niezły kawałek Nim trafił znowu na swoje łóżko. Korytarz prowadzący z sali Lyn do jego komnaty był bardzo długi, ciemny i idąc w głąb ciągle się zwężał. Kiedyś Lyn opowiadała, że podczas oblężenia gdy żołnierze nieprzyjaciela wdarli się do zamku, biegnąc jeden za drugim, ramie w ramię tym właśnie korytarzem znaleźli się w pułapce bez wyjścia gdy z obu stron naparły na Nich wojska Lyn.

Raven za każdym razem gdy szedł tym korytarzem przypominał sobię tą historię. Panii była dla Niego jak matka, której nigdy nie miał. W wieku 5 lat został sierotą, nikt mu nigdy nie powiedział jak zginęli jego rodzice i nie dlatego, że nie chcieli, po prostu nikt z Nich nie wiedział jak to się stało. Po paru tygodniach Raven po prostu zrezygnował z pytań na temat śmierci jego rodziców, przyjął to do siebie, ale próbował o tym zapomnieć. Chłopak ten od małego był bardzo ciekawski, inteligentny i bardzo sprytny. Ponadto był rudy, więc sąsiedzi traktowali go jako 'małe zło', oczywiście nie wszyscy byli tak nastawieni w stosunku do chłopaka. Pani Maddow, bliska przyjaciółka rodziców młodzieńca zaopiekowała się Nim do czasu gdy skończył lat 12 i został wysłany do Westchester do szkoły rycerskiej[...]

Na końcu korytarza znajdowały się dwie komnaty. Jedna była komnatą Ravena a druga...hmm no właśnie, ta druga była pilnie strzeżona 24 godziny na dobę, przez 3 strażników, Młodzieniec często z Nimi rozmawiał i Oni też bardzo polubili chłopaka, niestety nigdy nie dowiedział się co było w środku komnaty. Raven zamienił parę słów ze strażnikami i udał się do swojej komnaty. Był to raczej mały pokoik, oparty o prawą ścianę stał stojak na ubrania i pancerz, obok niego nazbyt duże łożko - niezdarnie pościelane - na lewo od stojaka stało niskie krzesełko przy stoliku. Światło za dnia dawały dwa wielkie okna rosmieszczone równolegle po prawej i po lewej stronie od drzwi, natomiast w nocy, Raven zapalał dwie lub trzy pochodnie by rozjaśnić trochę pokój. Chłopak po wejściu od razu rzucił się na łóżko i zasnął...

Obudził go dźwięk krzesiwa. Wstał rozejrzał się i zobaczył, że na małym krzesełku siedział Sain, paląc fajkę. Raven oniemiał, ale Sain uśmiechnął się do Niego szczerze i zaczął...

- Przepraszam, że Cię budzę tak wcześnie.

- Nic nie szkodzi... - odpowiedział chłopak, ciągle jeszcze lekko otumaniony.

- Więc, muszę znać odpowiedzieć. - ciągnął Sain.

- Ale jaką odpowiedź ? - zapytał chłopak.

- Czy chcesz wstąpić w szeregi Zakonu Cienia ?

Raven na te słowa zmieszał się bardzo, milczał przez dłuższą chwilę po czym wyszeptał...

- Ja, ja..."

- O kurczę zobaczcie, jak już jest późno... - powiedział dziadek patrząc na słońce.

- Babcia zaraz wróci a obiad jeszcze nie gotowy, szybko obierajcie kartofle, o rany, rany babcia mnie zabiję...

- Ale DZIADKU! - Wykrzyknęli na raz młodzieńcy.

- Później ! - odkrzyknął dziadek.

Morris i Farrel popatrzyli na siebie, ale wiedzieli, że jeśli nie zrobią tego o co dziadek prosi to nie skończy tej historii. Więc zakasali rękawy i wzięli się za obieranie kartofli, gorączkowo rozprawiając o dalszym ciągu historii...

jakby coś... specjalnie dałem w 2 postach.

Bardzo fajnie się czytało.Dopatrzyłem się tylko jednego błędu,nie postawiłeś przecinka przed "a",ale tak to wszystko dobrze.A i mam jeszcze takie pytanie,czy imię Raven nie jest żeńskie?

@DOWN

A już wiem rodzice pewnie chcieli mieć dziewczynkę,ale urodził się chłopczyk :D

A i mam jeszcze takie pytanie,czy imię Raven nie jest żeńskie?

niestety nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, zrozumiecie z dalszym ciągiem. (może) : D

up: nie trafione, ale więcej nie zdradzę.

To szybko pisz kolejną część bo nie będę mógł zasnąć po nocach.

czy imię Raven nie jest żeńskie?

Raven to z ang. kruk. Wątpię, żeby w tym uniwersum funkcjonowały angielskie nazwy, więc pewnie będzie to miało inne znaczenie w fabule.

Co do opowiadania... Nie wiem kiedy je pisałeś, ale trąci trochę naiwnością i pompatycznością. Ponadto z tego co już zdążyłam wydedukować ogólny zarys powiela schemat "od zera do bohatera".

Jednakże pomimo kilku błędów i trochę brudnej oraz chaotycznej kompozycji, w miarę przyjemnie się to czytało. Zastosowanie motywu opowieści w powieści, czyli bajania, wyszło tekstowi zdecydowanie na dobre. Uatrakcyjniło go, chociaż urwanie w drugim fragmencie jest zbędne, ponieważ wyobrażenie dalszych losów bohatera narzuca się samo. Zabrakło mi jakiegoś dojrzałego wątku. Nie wiem - może wątku miłosnego z Lyną?

Ogólnie odniosłam wrażenie, że "już gdzieś to czytałam" - podobne schematy pojawiały się już w wielu książkach fantasy.

Również czekam na kolejne fragmenty :)

Fajne naprawde fajne.Ech jak ja takim ludziom zazdroszcze (rysownikom komiksów i pisarzom.

Co do imion angielskich zauwarzyłem iż niektóre z nich są obojniakie (noszą je zarówno kobiety jak i mężczyźni).

warn_ico.png
Nie piszemy posta pod postem. Masz juz za to dwa warny i teraz wpada kolejny. Jesli chcesz cos dopisac, to masz opcje edytuj, ktorej powinienes w takich wypadkach uzywac. - Dzz'

Red jeżeli zapomniałeś coś dodać w poprzednim poście,a jeszcze nikt nie napisał posta to lepiej zedytuj post,a nie warny dostajesz:P

@EDIT

Ehh moderator mnie wyprzedził.

@EDIT2

Hah,wreszcie mam autograf moderatora :D

mod_ico.png
Bo jestem szybszy niz tiktika szybkolapy! - Dzz'

Dzięki Nieszczęsna : ) no wątek miłosny się pojawi oczywiście nie mówię, że akurat z Lyn, urywek miałbyć takim 'cliffhangerem' zobaczymy czy mi wyszedł, to zależy jak przyjmiecie następną część.

jeszcze nie raz zaskoczycie się na prawdę. : )

następna część pewnie jutro pod wieczór. : )

Jest troche naiwnie i oklepanie. Naiwnie, bo: Zakon Cieni, bo stroj Saina (ten kaptur i ogolnie mrok), bo Raven jest genialny, bo ma takie a nie inne imie, itp.

Oklepane, bo to wszystko juz bylo, takiego typu historie czytalem juz kilka razy, a ta najbardziej przypomina mi poczatek Zwiadowcow i bym sie nie zdziwil, gdybys to czytal, bo wszystko jest bardzo podobne.

Do tego kilka powtorzen i innych bledzikow (za duzo wielokropkow!)...Ale to nie zmienia faktu, ze doczytalem do konca, wiec mozna powiedziec, ze jakos zle sie tego nie czytalo. Wrecz przeciwnie- nie nudzilem sie, wiec jest OK : ).

Jest troche naiwnie i oklepanie. Naiwnie, bo: Zakon Cieni, bo stroj Saina (ten kaptur i ogolnie mrok), bo Raven jest genialny, bo ma takie a nie inne imie, itp.Oklepane, bo to wszystko juz bylo, takiego typu historie czytalem juz kilka razy, a ta najbardziej przypomina mi poczatek Zwiadowcow i bym sie nie zdziwil, gdybys to czytal, bo wszystko jest bardzo podobne. Do tego kilka powtorzen i innych bledzikow (za duzo wielokropkow!)...Ale to nie zmienia faktu, ze doczytalem do konca, wiec mozna powiedziec, ze jakos zle sie tego nie czytalo. Wrecz przeciwnie- nie nudzilem sie, wiec jest OK : ).

niee czytałem, okej ograniczę wielokropki.

tak czy siak każda historia to jest wizja innej osoby, ale no zobaczymy czy się wciągniesz później : p

a co do imienia 'Raven' mam zeszyt z narysowanym człowiekiem i podpisanym Raven jakoś stąd mi się to ubzdurało, jak nie wierzycie, zamieszczę zdjęcie : D

"- Ja, ja... jak się tu dostałeś ? - wyszeptał Raven.

- Oknem. - powiedział Sain, jednocześnie wskazując okno po prawej stronie komnaty, które teraz było otwarte.

- Ale przecież tu jest bardzo wysoko, do tego straż ciągle patroluje dookoła murów. - powiedział chłopiec.

- My łotry, mamy swoje sposoby na ominięcie patrolujących strażników i tego właśnie i Ty będziesz się uczył. Ponadto musimy już iść. - powiedział Sain.

- Ale skąd wiesz, że się przyłącze ?

- Lyn opowiadała mi sporo o Tobie, wiem, że nie przegapiłbyś takiej okazji.

- Dobrze więc, ale czy musimy iść właśnie teraz ?

- Tak. - powiedział Sain, po czym skoczył szybko do chłopca złapał go w pół i wyskoczył przez okno. "

- Ale jak to przez okno ?! - krzyknął Farrel.

- Zamknij się ! - odpowiedział Morris jednocześnie uderzając pięścią brata.

- Auu...

Dziadka bardzo rozbawiła ta scena niemniej jednak kontynuował...

"Raven szedł teraz obok Saina, maszerowali gościńcem biegnącym środkiem lasu. Młodzieniec do końca już się rozbudził, mimo tego, że wyskoczył w pół nago, dostał czarną pelerynę i ćwikowy pancerz od Saina, który zaskakująco bardzo dobrze na Nim leżał. Chłopak zatrzymał się nagle i spojrzał za siebie na swoją szkołę.

- Nie martw się, spotkasz ją jeszcze. - powiedział Sain uśmiechając się do Niego.

Raven pocieszony tymi słowami ruszył dalej za swoim towarzyszem. Droga była długa i raczej nudna, oprócz paru wiewiórek chłopiec nie zobaczył nic godnego poświęcenia uwagi. Las był ogromny, drzewa rosły bardzo blisko siebie, więc nawet na gościńcu ledwo widać było księżyc. Rav ciągle zastanawiał się czy dobrze postąpił, tak lekkomyślnie zostawiając za sobą wszystko co do tej pory znał i kochał. Wszystko to co go teraz otaczało było nieznane, chłopak czuł lekkie podniecenie na myśl o tym, ponadto wyobrażał sobie niezbadane dotąd góry i doliny, które przyjdzie mu odwiedzić. Rozmyślał nad tym jak będzie wyglądał jego przyszły trening, jak długo będzie trwał i najważniejsze czy da radę go ukończyć.Nagle urwał bo Sain się zatrzymał.

- Odpoczniemy tutaj chwilę, niedaleko jest mały strumyk stamtąd weźmiemy wodę. - powiedział Sain, jednocześnie wyciągając z kieszeni krzesiwo i rzucając młodemu.

- Masz, rozpal ogień, ja zaraz wrócę. - po tych słowach oddalił się i całkowicie zniknął z pola widzenia.

Rav, zszedł z gościńca, zebrał trochę suchego drewna - a tego akurat nie brakowało - i rozpalił ogień. Był bardzo głodny. Siedział i wpatrywał się w ogień [...]

Sain szedł samotnie lasem, gdy nagle usłyszał trzask łamanej gałęzi, zanim zdążył zareagować miał już nóż przy szyi a czyjaś ręka oplotła go w pasie silnym uściskiem.

- A więc, śledziłaś mnie. - powiedział Sain.

- Mówisz tak jakbyś o tym nie wiedział. - powiedziała kobieta, uśmiechając się jednocześnie.

- Czego się dowiedziałaś Erk ? - zapytał.

Erk puściła go i schowała nóż do pochwy. Sain odwrócił się i spojrzał na kobietę. Była ona bardzo młoda, albo przynajmniej tak wyglądała. Miała brązowe jak kasztan włosy opadające na ramiona. Bardzo mały nos i piękne zielone oczy. Sprawiała wrażenie osoby bardzo spokojnej, lecz jej twarz była wykrzywiona dziwnym grymasem. Była ubrana na czarno, przez co nie było jej dobrze widać, miała natomiast bardzo dziwne buty, krój elficki, bardzo rzadko spotykane. Mówi się, że elfy potrafiły się przemieszczać bezszelestnie, najwidoczniej buty Erk nie sprawiały się tak dobrze jak elfom...

- Nie jest dobrze, Legault był w zamku. - odpowiedziała.

- co wziął ?

- Naszyjnik.

- Zauważyła to ? - zapytał wyraźnie zaniepokojony Sain.

- Nie, podłożył jej podróbkę, ale prawdopodobnie prędzej czy później się zorientuję. - odpowiedziała.

- Miejmy nadzieję, że będzie to trwało jak najdłużej, na razie nie może się dowiedzieć, że jej naszyjnik zniknął. Masz może coś do jedzenia ? Podejrzewam, że młody jest głodny.

Erk wyciągneła woreczke z którego wyjęła chleb, dwa jabłka i mała buteleczkę z wodą.

- Dziękuje, możesz już iść. - odpowiedział.

- Nie zapominasz o czymś ? - zapytała Erk wyraźnie urażona.

Sain pocałował ją, Erk ucieszona, uśmiechnęła się do Niego, oddaliła się, po czym zniknęła. Mężczyzna wrócił do Rav'a, chłopiec wyraźnie był ucieszony jego widokiem, jeszcze bardziej się ucieszył gdy zobaczył jedzenie.

- A teraz prześpij się, czeka nas jeszcze długa droga. - powiedział [...]

- Masz to ? - zapytał zachrypionym głosem zamaskowany mężczyzna.

- Mam. - odpowiedział Legault.

- Daj mi to ! - krzyknął mężczyzna.

Legault odpiął woreczek, który wisiał mu na pasku i podał go mężczyźnie.

- TAAK! - krzyknął mężczyzna. - Jesteśmy już bardzo blisko... a teraz odejdź. - powiedział.

- A zapłata ? - warknął łotrzyk.

- Powiedziałem ODEJDŹ! - wrzeszczał zdenerwowany mężczyzna, po czym machnął ręką a Legault pchnięty niewidzialną siłą uderzył o najbliższą ścianę, zsuwając się z Niej, padł na kolana. Po chwili podniósł się i nie czekając ani sekundy dłużej na gniew mężczyzny odpowiedział.

- Tak panie... - po czym wyszedł z komnaty. "

- Woooooow ! Na prawdę tak było dziadku ? - Zapytał Morris, dziadek uśmiechnął się i odpowiedział.

- To tylko historia mój wnusiu, po za tym wydaję mi się, że teraz Ty powinieneś dostać w głowę od Farrel'a bo tym razem Ty przerwałeś historię. - parsknął śmiechem dziadek, nim się spostrzegł Farrel rzucił się na brata, obaj tarzali się na ziemii, śmiejąc się, rzucając wyzwiskami i żartami. Dziadek patrzył na sytuację i uśmiechnął się w duchu, po czym zasnął na krześle...

Nieeeeeeeeeeeeeeeee!!!Dlaczego dziadek zasnął.A co do opowiadania bardzo mile się czytało tak jak pierwszą część.I mam jeszcze pytanie.Czy tam gdzie napisałeś "podniece" to czy nie chodziło Ci o "podniecenie"?

taak, poprawione.

Czytam twoja historie i bardzo mnie wciągnęła, zawsze podobały mi się takie historie o łotrach,rycerzach,wojach itp. itd.

PS. W środku masz jeden błąd napisałeś "zanim zdążyłem zareagować", a powinno być chyba "zanim zdążył zareagować"

dzięki, poprawione.

Fabularnie zdecydowanie lepiej, ale kompozycja dalej kuje w oczy. Wyraźniej akcentuj momenty, w których akcja przenosi się w inne miejsce. Nie graficznie, tylko słownie. Przydałoby się też trochę więcej opisów - Odniosłam wrażenie, że chcesz za wszelką cenę pchnąć opowieść dalej, nie patrząc specjalnie na formę, czy treść. Raz piszesz zbyt ogólnikowo, a raz rozpisujesz się na cały akapit.

Było słoneczne popołudnie, dziadek Barry w raz z jego dwoma wnuczkami, Morrisem i Farrelem wybrali się na spacer do lasu.

DLACZEGO WSZYSTKO CO ZŁE TO W LESIE :( LEAVE FOREST ALONE.

Dobrze, że przy okazji bohaterowie nie obudzili się tracąc pamięć. Może to dość pochopna ocena, ale tekst z "wybrali się do lasu" przypomina mi te masy identycznie zaprojektowanych przygód...

hmm opisowo, bardziej akcentować zmianę akcji. łapię !

Kozak: mejbi, jak dla Ciebie mogę napisać lepszy wstęp ale i tak nic nie będzie dla Ciebie wystarczająco dobre ; )

haaters gonna hate !

Te elfy mogles sobie juz odpuscic...: P