Jako że teraz mam przymusową przerwę od pisania czegokolwiek dla portalu, postanowiłem machnąć recenzję pewniej pewnie znanej wam gierki... miłego czytania.
Napis na okładce głosi: "Czy odważysz się stanąć samotnie pomiędzy potężnymi siłami ścierającymi się w walce o władzę nad królestwami północy? Czy naprawdę się odważysz?". W tej recenzji postaram się odpowiedzieć na to pytanie - czy naprawdę warto się odważyć?
Rzeczy Nieważne
Od takich rzeczy właśnie zaczniemy - do rzeczy na które nie powinniśmy zwracać większej uwagi, jako prawdziwi, hardkorowi gracze. Od grafiki.
Może ten wstęp z hardkorowymi graczami był trochę przesadzony, no ale cóż - na grafikę zwracam uwagę pod jednym tylko kątem - czy nie kuje mnie w oczy. Muszę przyznać, że w Wiedźminie było wręcz przeciwnie, grafika jest bardzo ładna, mimo potrzeby grania na gorszych ustawieniach, by mój komputer wytrzymał ten test wieku. Na szczęście Wiedźmin drugi jest nie tylko ładny, ale też nieźle zoptymalizowany, co pozwoliło mi się cieszyć całkiem ciekawymi widokami mimo okazyjnych kątów bądź rozmytych tekstur. Na tym skończmy Rzeczy Nieważne - jeżeli masz mocny, albo nawet średni komputer, Wiedźmin 2 będzie na nim wyglądał rewelacyjnie. A teraz czym prędzej przejdźmy do gry samej w sobie.
Czas pogardy i *****
Jako iż nowy Wiedźmin należy do dumnego gatunku RPG (czytaj: wiedz, że Bioware się nim interesuje), skupmy się na fabule. Tutaj krótkie przypomnienie, dla tych którzy nie znają jeszcze mojego zdania o pierwszej części - fabuła ssała. Mocno. Tutaj jednak, w Wiedźminie 2, jest na szczęście o niebo lepiej.
Zacznijmy może od klimatu. Od początku widać, że twórcy starali się go zagęścić i umrocznić, w stosunku do pierwszej części przygód Geralta. Pytanie jednak nasuwa się takie - dlaczego musieli to robić głównie za pomocą nadmiernej ilości przekleństw i głupich żarcików? Natykamy się i na jedne i na drugie co krok - czasami jakaś postać postanowi rzucić porównaniem rodem z Sapkowskiego i wychodzi jej to marnie, innym razem podczas walki na pięści słyszymy ciągłe jedne i te same "panny lekkich obyczajów" zapętlone co kilka sekund. Nie zrozumcie mnie źle - przekleństwa to ważna część mrocznego świata, problemem jest jednak ich umiejętne wykorzystanie. Dodatkowo, mrok nie powinien wypływać wyłącznie z dialogów, ale z sytuacji na które się napotykamy, na jawną niesprawiedliwość której nie możemy się przeciwstawić. Podsumowując - pomysł zdecydowanie na plus, wykonanie zdecydowanie na minus.
O wiele pozytywniej nastraja jednak główna fabuła, w której (wreszcie!) zostały wykorzystane witalne części świata krainy Nigdy-Nigdy. Opowieść ma wiele większy rozmach niż jej odpowiedniczka z pierwszej części, pojawiają się naprawdę trudne wybory, a gracz zagraniczny ma wreszcie szanse na szersze poznanie świata Wiedźmina. Zostają też wykorzystane pomysły następców Sapka - wspomniane zostają Vrany z komiksów Polcha i Parowskiego i kilka innych domysłów fanów... nie chcę jednak zdradzać zbyt wiele, by nie zepsuć przyjemności potencjalnym graczom. Można by więc powiedzieć - (prawie) geniusz fabularny. Można by. Gdyby nie jeden szkopuł.
Gerard?
Nasz główny bohater, Geraltem zwany. Nie mogę uniknąć użycia tego sformułowania - ciota z niego. Nieziemska.
Od początku do końca nie mamy szansy zostać neutralnymi. Tzn. mamy, problem w tym że twórcy takiej możliwości nam nie dali. A guzik "olej wszystko i zrób to na własną rękę" byłyby jak najbardziej adekwatny i pasujący do realiów. Ale nie. Od początku Geralt pakuje się z chęcią w kabałę wojenną, biorąc czynny udział w bitwie o zamek La Valettów, mordując żołnierzy wroga w misji bycia chłopcem na posyłki Foltesta. Bitwa ta zresztą przynosi mu bardzo nieprzyjemne konsekwencje (no kto by pomyślał), na których opiera się dalsza fabuła całej gry. Odpowiadając więc na pytanie z początku - NIE. Nie warto się odważać, bo Geralt to nie wybawca narodów, nie chłopiec na posyłki, ale Wiedźmin, samotny wilk. Gdybyśmy choćby dostali opcję neutralności... ale nawet wtedy Geralt nie zachowuje się jak Geralt, pieprzy coś nawet o smokach jako o pięknych i szlachetnych stworzeniach, można by powiedzieć, że nie jest sobą. Gerald?
Dobrze, Geralt jednak nie rozwala sam całej fabuły, mimo iż uderza w nią konkretnie. Jednakże, do końca Prologu myślałem sobie: "Łał, to gra naprawdę może być gorsza od pierwszego Wiedźmina". Na szczęście, później jakoś wszystko się wyprostowało i pozostawiło mnie z pozytywnym wrażeniem.
Taniec z flakami
No, to po tym wylewie frustracji czas przejść do mechaniki gry. Plotka głosi, że drugi Wiedźmin jest grą bardzo trudną i wymagającą umiejętności. Czy naprawdę tak jest?
Nie będę trzymał tego pytania do końca segmentu - jest. Walka została naprawdę dobrze zrealizowana, wymaga zaangażowania i prawdziwych umiejętności. Można to zauważyć przechodząc prolog po raz drugi - podczas gry najpierw pojedynek przy baliście był dla nowicjusza niesamowitym wyzwaniem, dla wprawionego gracza nie stanowi już takiego problemu. Musimy korzystać z całego repertuaru znaków i pomagać sobie pułapkami, bombami i nożami do rzucania, pamiętając o ciągłym trzymaniu wrogów na dystans. Moim jedynym zastrzeżeniem była ich żywotność - gdyby była o połowę mniejsza, walka byłaby bardziej realistyczna i widowiskowa. Trzeba też zwrócić uwagę na bugi - system wybierania przeciwników mocno kuleje i często wrzuca nas prosto w grupę wrogów. Nie wiadomo jednak, czy nieziemska celność łuczników była zamierzona. Na szczęście pojawiają się tylko kilka razy, więc nie jest to takim problemem.
Geralta możemy rozwijać w trzech kierunkach, nie licząc drzewka "treningowego" z najbardziej podstawowymi umiejętnościami. Do wyboru jest machanie mieczem, walka znakami bądź znajomość alchemii. Problemem jest jednak to, że drzewko alchemii jest bezużyteczne, bądź słabo "reklamowane" - eliksirów używałem od święta, niezbyt zagłębiałem się w ich tworzenie, więc zupełnie nie czułem potrzeby inwestowania punktów w tym kierunku. Wolałem rozwijać swoje umiejętności w używaniu znaków, otrzymując możliwość lepszego blokowania ciosów Quenem, masowego podpalania wrogów Igni czy używania potężnego Heliotropu.
W wolnym czasie
Dla gracza udostępniono kilka minigierek, niestety mało wciągających. Walka na pięści to kolejne potyczki "QTE na jedno kopyto", polegające na jak najszybszym zareagowaniu na pojawiające się na ekranie ikonki klawiszy ruchu. Kościany poker to znowu ta sama gra, dodano jedyni denerwujący system rzucania, przy którym kostki mogą wypaść poza planszę i zostać stracone na tą partię. Zabawa nie jest zła i można łatwo dorobić się małej fortunki, ale jak to zazwyczaj bywa - nudzi się po chwili.
Nowością jest siłowanie się na pięści. Moim pierwszym skojarzeniem był Tony Hawk (i to ten starszy, w którego grałem małym będąc na pierwszym PS...) - po skali podróżuje pasek, tym cieńszy, im bliżej do jednego z końców. Trik polega na tym, by wskaźnik (którym poruszamy myszą) na tym pasku utrzymać i przenieść go na swoją stronę skali. Byłoby to dość ciekawe, gdyby nie dziwne poruszanie się myszki - cholera jedna wie, czy to był tylko defekt mojej kopii, czy takie było zamierzenie twórców, ale wskaźnik poruszał się bardzo niemrawo i dziwnie reagował na ruchy gryzoniem. Mimo wszystko, pomysł całkiem dobry, gdyby tylko dobrze działał.
Coś się kończy...
Podsumowując - Wiedźmin 2 to gra dobra, z której Polacy mogą być (wreszcie?) dumni. Gdy tylko Redzi skończą balangę i zabiorą się za trzeciego Wiedźmina (przy okazji wywalając albo przynajmniej porządnie rugając klika osób ), mając w pamięci wszystko, co należy poprawić, w końcu może uda im się stworzyć Grę Roku. A ocena na dzisiaj to 7/10. Wystarczy.