A ja jestem pewnie jedyną osobą w tej części globu, której nowy wiedźmin się prawie w ogóle nie podobał, a zaraz pewnie zostanę zjedzony =x Z najtrzeźwiejszym poglądem na sprawę (nie oglądałem dzieła tvp, nie czytałem żadnej z książek ASa, ani nie grałem w 1. część wiedźmina) dałem radę dojść jedynie do misji z tym mackowatym potworem w wiosce portowej, a i tak musiałem przestawać grać co 30 minut, bo każdorazowe tak długie posiedzenie nużyło mnie do granic możliwości. Nie ma sensu, abym pisał osobną recenzję, ale dla odmiany wypunktuję rzeczy, które mi się nie podobały i uniemożliwiły skończenie gry zarazem:
- "dorosłość" gry - w ogóle nie przemawiają do mnie recenzje, które pod niebiosa wychwalają wiedźmina jako tytuł dorosły i dla dorosłych. Cycki w pierwszej scenie i "k**wy" eksploatowane w co drugim dialogu, to wyznacznik CHĘCI stworzenia takiego tytułu, a nie samego faktu nim bycia. Nie oczekuję oczywiście poprawności językowej i moralnej po bohaterach uniwersum, ale całość mogłaby spokojnie obejść się bez połowy tych nachalnie wciśniętych przekleństw i rynsztokowego humoru.
- skoro o humorze mowa – nie rozumiem fascynacji humorem w tym tytule, a w szczególności dialogami, które po brzegi wypełnione są żartami typu „- co?, - gówno! 1:0”. W całym 1,5-godzinnym (?) fragmencie rozgrywki uśmiech na mojej twarzy wywołały może z dwa dialogi w ogóle. Reszta aspirowała do pokazania geralta jako zimnego, cynicznego i zabawnego sukinsyna, choć tylko niestety aspirowała.
- skoro o cynizmie mowa – poziom prezentowany w tytule ma się absolutnie nijak do chociażby house’a, którego swoją drogą jestem fanem. W żartach i sarkastycznych komentarzach geralta brakowało i glębi, i polotu, do których przyzwyczaił mnie serialowy lekarz, a których brakowało mi w grze – zwyczajnie brakowało mi tego poziomu.
- cut-scenki – wyglądały obrzydliwie źle. O ile sama gra błyszczy pod względem graficznym, o tyle przerywniki filmowe wyglądały okropnie.
scena, w której ten byczek ubija foltesta
Animacja heroicznego biegu geralta przypomniała mi czasy kreowania stickowych gifów z pivota, a te wszystkie wyzoomowane sceny okropnie uwypuklały co poniektóre niedoróbki graficzne. Całość ogólnie przypomniała mi o takim shooterze – Singularity, w którym grafika niekiedy zapierała dech w piersiach, bronie wyglądały świetnie, ale jakby podejść do pierwszej lepszej ściany, to od razu zauważyć można gówniane tekstury i brak przywiązania do szczegółu. Problem w tym, że cut-scenek do „szczegółów” zaliczyć raczej nie można.
- interfejs – niby ładny, piękny i co tylko we względzie estetycznym, ale dla mnie absolutnie niewygodny, niepraktyczny, słaby. Przykład? Okienka wyskakujące podczas pierwszych chwil w grze – tych z podpowiedziami dotyczącymi gry, albo ekran inventory.
- poruszanie się po świecie, konstrukcja świata – to moja czysto subiektywna opinia, ale NIENAWIDZĘ braku możliwości skoku tym bardziej, gdy na granicy każdej, choćby najmniejszej „przepaści” znajduje się niewidzialna ściana. NIE-NA-WI-DZĘ, ugh.
- nuda – taka wszechobecna. Niby są zadania, questy prowadzą bezpośrednio do następnych, ale kurde… w dłuuuugim rozbijaniu się po świecie chociażby gothica widziałem o wiele więcej funu. I nie, to nie jest tak, że akceptuje tylko sandboxy z ogromnym światem i masą popierdółkowatego contentu. W drugim wiedźminie po prostu cały czas miałem poczucie nudy, a całość potęgowały sekwencje tzw. chodzone, czyli idźmy z jednego końca mapy na drugi, to dłuższy czas przejścia gry w recenzji wypadnie lepiej.
Niby narzekam i wytykam co możliwe, może to po babsku, ale szczerze, byłem nastawiony do wiedźmina drugiego pozytywnie, przychylne recenzje branżowych serwisów na całym świecie dodatkowo podbudowały moją o nim opinię, a mimo tego wszystkiego sama gra wydała mi się co najmniej średnia, podczas gry zacząłem dostrzegać praktycznie tylko wady, a ukończenie jej stawało się katorgą. Rozumiem sentyment do postaci itd. ale zachwytów nad mechaniką czy samą rozgrywką zwyczajnie zrozumieć nie mogę… Imho, średniak, a ja zatęskniłem za czasami pierwszych dwóch Gothiców.