Mój ulubiony i dość już stary kubek tydzień temu zbrzydł mi. Winę za to w większości ponosi mój pies, a ja tylko w niewielkim stopniu, bo jestem człowiekiem, a on psem i muszę odpowiedzialność przenieść na kogoś komu będzie i tak wszystko jedno. Kupiłam sobie nowy kubeczek, który jakiś czas temu wypatrzyłam w sklepie. Jest ładniej ozdobiony, szerszy i głębszy, niby sukces murowany. Szybko zalałam ulubioną herbatę z cytryną i ku mojemu zdziwieniu przestała mi smakować. Szok i niedowierzanie nie ustępowały, więc w panice zrobiłam drugą, mocniejszą i też nic. Przy trzeciej dodałam więcej cytryny, potem cukru, mleka, cynamonu, goździków, a za kolejnym razem gdy już sięgałam po butelkę z octem dotarło do mnie, że to ten przeklęty stary kubek ciągle siedzi mi w głowie. Z nowym wszystko jest tak jakby w porządku, nie zrozumcie mnie źle, ma wszystko to co prawdziwy kubek powinien mieć, a nawet więcej, ale to we mnie tkwi problem i nie jestem gotowa pożegnać starego kubeczka.
Kilka dni temu stanęłam przed decyzją o zakupie Fallouta 4 i bogatsza o doświadczenia związane z kuchennymi naczyniami zaczęłam mieć wątpliwości. Czy gra mi się spodoba tak jak poprzednie części, albo może szybko odtrącę ją ze wstrętem. Prawda jak zawsze leży po środku. Gra to szaleństwo skrajności; ta grafika, ta kampania reklamowa, te zapowiedzi i obietnice. Niestety kiedy już się napiłam dotarło do mnie, że ten smak to nie jest to. Dziwne, bo przecież dostałam wszystko co podobało mi się w poprzednich częściach gry z serii Fallout, w lepszej oprawie graficznej i z kilkoma dodatkowymi usprawnieniami. Niby świetny RPG, ale niestety ani to świetne, ani do końca RPG. Cały element rozwoju postaci został sprowadzony do minimum, a to oznacza koniec z tym co kochałam w Fallout, czyli od zera do bohatera. Na dodatek jak dostałam Power Armor po około 40 min gry i wyskoczył na mnie szpon śmierci, pomyślałam że chyba zbytnio wybiegłam do przodu w lokacji i muszę się cofnąć obierając inna drogę, ale niestety tak nie było. Stałam się bogiem w jednej chwili i nie spodobało mi się to. Sytuacje trochę uratowało zwiększenie poziomu trudności, ale na krótko. Ogólnie rzecz ujmując gra jest trochę za szybko za łatwa i nie staje się trudniejsza. Nie ma zabijania szczurów patykiem, ojj nie! Tutaj prawie od razu depczesz je siedząc w mechu!
Scenarzyści byli słabo opłacani, albo po prostu nie wczuli się w klimat, bo fabuła jest mizerna i robiona na szybko. Dialogi są dość okrojone i bez polotu. Bywają momenty w których NPC próbuje powiedzieć coś interesującego, lub zabawnego ale kończy tandetnie, a nasza postać podtrzymuje rozmowę na zasadzie "tak", "nie", "mów dalej", zupełnie jak na randce dwóch niezainteresowanych sobą osób. Po przejściu głównego wątku i wielu misji pobocznych mogę powiedzieć z ręką na sercu i kubkiem w ręku, że nie zapadł mi w pamięci nawet jeden dobry dialog, czy ciekawy NPC. Co do misji pobocznych to są bardzo powtarzalne, bo polegają na oczyszczeniu jakiegoś miejsca z przeciwników i/lub przyniesieniu określonego przedmiotu. Biegłam po kolejne zadania ze skarbem w oczach i wyzwaniem w sercu, a kończyło się na przerzucaniu tego samego obornika, tylko w innym miejscu.
Seria wcześniej prezentowała postapokaliptyczne pustkowie, które w 4 części w niewielkim stopniu jest pustkowiem i mi osobiście brakuje otwartych dzikich przestrzeni. Jest po prostu za dużo wszystkiego (tutaj może troszkę się czepiam, ale cóż), drzew, samochodów, domów do których i tak nie da się wejść, a nawet gdyby się dało to i tak nie ma po co, bo nic dobrego w tej grze nie znalazłam. Większość dobytku który mam to kupiłam, albo zrobiłam. Sprowadza to nas do craftu, który jest ogromny i bardzo rozbudowany. Można na przykład z klucza do zmiany kół w samochodzie (jak Boga kocham nie znam fachowej nazwy tego narzędzia, a taka chyba jest, bo mężczyźni lubią nazywać każdą swoją zabawkę) i kawałka metalu zrobić toporek. Duża cześć gry polega na zbieractwie i obróbce, aż dochodzimy do budowy swojej osady. Brzmi wspaniale, ale jest bardzo niedopracowane i interfejs dodatkowo utrudnia sprawę. Wiem co i jak chcę ustawić, w głowie mam plan, ale później jakoś nie mogę dopasować elementów;/
Reasumując w Fallout 4 jest wiele miejsc, które warto zobaczyć, bo graficznie gra bardzo mi przypadła do gustu i sama walka jest dobrze zrobiona, a zabijanie sprawia przyjemność. Niestety poza tym cała reszta jest niedopracowana, tak po prostu niedopracowana. Dużo ciekawych pomysłów wykonanych w 50%. Mody, może w przyszłości dodatki sporo poprawią i dodadzą, ale fabuły, ciekawych questów, dialogów tego tu nie ma, a i sam rozwój postaci nie błyszczy i nie zachęca do dalszej zabawy.
Czy wrócę do tego wirtualnego świata? raczej nie, no może aby pobawić się chwilę z pieskiem. Czy poleciłabym grę? nie, ale może za jakiś czas, przecież Fallout 3 i NV pokazały pazur kiedy opadły kurtyny i widownia się rozeszła.
Ten nowy kubek ma wszystkie elementy na miejscu i jest bardzo ładny, ja jednak wrócę do poprzedniego. Chociaż zdaję sobie sprawę, że to podświadomość płata mi figle i zapewne nie dostrzegam zalet nowego naczynia, to chcę znowu poczuć smak dobrej herbaty.