Prolog

Zerwan od zawsze była tajemniczą osobą. Nie zdradzała za dużo o swojej przeszłości, rodzinie, planach czy nadziejach. Kiedy rozmowa schodziła na tematykę osobistą wykręcała się od konkretnych odpowiedzi ogólnikami, milczeniem bądź szybką zmianą tematu. Jednak taka tajemniczość była cechą charakterystyczną dla dużej ilości "bohaterów" Tyrii. Zajęci swoimi planami oraz ideami woleli pracować osobno, ewentualnie w małych grupach. Rzecz jasna stowarzyszenia wszelkiej maści (m.in. LmA) zrzeszały takowych poszukiwaczy przygód, aczkolwiek większość wolała dalej pozostać niezależna.
Jej częste zniknięcia, bez słowa wyjaśnienia, również nie wzbudzały wielkiego zainteresowania. Jak wiadomo każdy kieruje swoim losem, a obecne czasy nie pozwalały na siedzenie w jednym miejscu, nudząc się i zbijając bąki. Mało kogo było na to stać. Rudowłosa oczywiście nie mogła sobie pozwolić na taką bezproduktywność, więc również ona nie została ominięta przez konieczność podróżowania za chlebem.
Ostatnimi czasy mimo to coś się zmieniło. Zerwan stała się bardziej apatyczna, całe dnie przesiadywała w ogromnej bibliotece gildii. Nie rozmawiała z nikim, jadała osobno, w budynku przemykała niczym cień pomiędzy swoją celą, a wcześniej wspomnianym pomieszczeniem. Nikt nie pytał z czego to wynikało, a nawet jeśli próbował ją zaczepić, mógł być pewny iż odpowiedzi nie otrzyma.
Tym dziwniejsze dla wszystkich było, gdy pewnego dnia mesmerka z radosną miną dołączyła do posiłku z innymi. Zapytana co jest powodem jej nastroju nie odpowiedziała. Szeroko uśmiechnięta dokończyła obiad, po czym stwierdziła że chciała się pożegnać, gdyż ma do zrobienia bardzo ważną rzecz. Wtedy też widziano ją w siedzibie po raz ostatni.
Ten ostatni posiłek wypadł dokładnie na dzień przed atakiem na Lwie Wrota.
Pojmany

Ostatnie dni były dla wszystkich zlepkiem szoku, strachu, niedowierzania oraz wielu negatywnych uczuć. Armia Scarlet zaatakowała jedno z najliczniejszych miast Tyrii bez uprzedzenia, szybko je miażdżąc. Tysiące żołnierzy, setki okrętów. Chaos, śmierć. Desperacka walka o przetrwanie. Mimo, że przez początkowe zaskoczenie Wrota zostały niemal stracone w obecnej sytuacji toczyła się tam od paru dni regularna wojna. Dziesiątki wojowników którzy pospieszyli z pomocą ze wszystkich zakątków kontynentu, pod dowództwem komandorów oraz lwiej straży zaczęło powoli odbijać miasto. Krytyczna sytuacja powoli się stabilizowała, a wszystkie rasy zrozumiały co się stało.
LmA również nie próżnowało stając do walki z KS'ami, pomagając skrittom i walcząc o Lwie. Właśnie przy okazji werbowania piratów do sojuszu przeciwko Słońcom Zerwan znowu się zjawiła. Mimo udanej misji, nie wróciła ze wszystkimi do siedziby gildii.
Asury, ludzie, popielce, sylvari oraz nornowie. Łączyło ich parę rzeczy. Po pierwsze siedzieli tutaj razem nie bez powodu. Każdy z nich świętował małe zwycięstwa których wspólnie dokonali. Po drugie, każdy z nich był dumnym członkiem Aiwe. Ich nastrój mógłby się wydawać nie na miejscu, zważywszy na dalej mocno napiętą sytuację we Wrotach. Ale właśnie taka chwila oderwania od rzeczywistości była potrzebna każdemu z nich. Stres ostatnimi czasy wykańczał już każdego, więc nawet najbardziej zapaleni obrońcy z radością zrobili sobie taką krótką przerwę.
Wtedy właśnie skrzydło drzwi otworzyło się, a macki zimna posmyrały każdego po kostkach. Większość odwróciła wzrok ciekawa kogo niesie w ich progi. Był to członek Zakonu Szeptów, co było widać po ubiorze. Na sali można było usłyszeć pojedyncze westchnienia. Pojawienie się takiej osoby wróżyło koniec chwilowej sielanki.
- Witajcie. - Odezwał się przybysz, kłaniając się nieznacznie zgromadzonym. - Wybaczcie mi tak niezapowiedzianą wizytę, ale mam pewną informację, która może was... Zaciekawić. - Przez sekundę zawiesił głos przy ostatnim słowie. Nie widząc żywszej reakcji podjął dalej. - Otóż lwim udało złapać się jednego z poruczników Scarlet. Żywego. Póki co niewiele o nim wiadomo, jednakże posiada on ciekawe informacje. Byłem przy jego przesłuchaniu, ale to co mówił, poza dokładnie jedną rzeczą, raczej będzie mało ciekawe. - Dokończył zdanie, ponownie zerkając na wszystkich.
- No mówże! - Odrzekł ktoś zirytowany tym przeciąganiem.
- Dobrze. Mówiąc bardzo skrótowo, zasugerował że wśród was ciągle ukrywa się porucznik Scarlet. Nasz zakon nazwał ślepym, gdyż nie widzimy jak sami zatrudniamy do roboty ludzi będących tak wysoko w jej armii. A waszą gildię wymienił tutaj pełną nazwą. Dlatego polecono mi się do was skierować. Nie nam oceniać na ile w tym prawdy, a ile blefu, aczkolwiek jeśli istnieje ryzyko, iż faktycznie taka osoba u was jest, przełożeni uznali że będzie lepiej, jeśli o tym będziecie wiedzieć. - Powiedział szybko.
Dopiero teraz wzbudził prawdziwą uwagę. Korzystając z tego kontynuował.
- Więzień znajduje się u Vigili. Zgodzili się oni żeby członkowie waszego stowarzyszenia przesłuchali porucznika ponownie. Jednak datę wyznaczyli na ostatni dzień tygodnia, czyli jutro, w godzinach wieczornych. Wtedy też wasza delegacja powinna znajdować się w tym miejscu. - Rozłożył mapę na stole, po czym wskazał punkt palcem.
- Dokładnie ten szary punkt, między białym namiotem i napisem. Zresztą na pewno połapiecie się gdzie. Ja już muszę uciekać. - Nim ktokolwiek zdążył zadać więcej pytań, Szept obrócił się na pięcie wychodząc.
Przesłuchanie
Panorama widziana z murów twierdzy Vigili była przerażająca. Setki uchodźców z dobytkiem życia na plecach, bądź (chociaż to nieliczni) na zwierzętach pociągowych szła w niekończących się kolumnach. Główne trakty były pełne istot każdej rasy. Jedni szukali schronienia w górach, inni szukali bezpieczeństwa w prowincjach naokoło stolicy ludzi. Strażnicy z trudem kontrolowali ich przepływ. Mimo ciężkiej atmosfery, cały stres wychodził, więc co krok można było się natknąć na kolejne awantury, przepychanki czy nawet bójki. Między uciekinierami byli również złodzieje, wietrzący świetną okazję do interesu, porywacze, psychopaci oraz wszelkiego rodzaju łatajstwo, które we wrotach było od zawsze, lecz schowane głęboko w mieście.
W umówionym miejscu zjawiło się kilka osób. Część była tam z ciekawości, część została tam oddelegowana "z góry", część po prostu była. Przywitał ich oficer oddelegowany na chwilę z frontu. Przedstawił się jak Moren*, z razu przepraszając za swoją krótką obecność. LmA rozumiało to, z frontu nie powinni znikać żołnierze kiedy byli najbardziej potrzebni, tym bardziej z powodu takiej bzdury. Szarym miejscem okazała się być niewielka wieżyczka, z paleniskiem pośrodku. Była tam dwójka vigili, słuchająca oraz oglądająca tylko przesłuchanie, strażnik oraz sam więzień.
Czerwonoskóry sylvari, mimo bycia skutym, utrzymywał dumną postawę. Jego poświata również była krwistoczerwona, twarz zdawała się być już niczym hełm. Na pierwszy rzut oka wyglądał na istotę zrodzoną dla walki i tylko nią żyjącą. Nazywał się Luxor. Z samego początku ciężko było z niego wyciągnąć cokolwiek. Ślepo zapatrzony w Scarlet zdawał się być głuchy na pytania gildiowiczów. Odpowiadał wymijająco, część słów po prostu wyśmiewał. W końcu (albo z powodu obietnicy Raviella, albo z powodu jakiegoś własnego humoru) zgodził się pomóc Aiwe.
Zdrajcą okazała się być ruda kobieta, używająca pseudonimu Spel. Z opisu Luxora wyłonił się obraz sadystki, zakrywającej swe oczy. Służyło pod nią dwudziestu pięciu wojowników, wspieranych przez piątkę magów. Charakterystyczny miał być Kodan, który w ataku na Wrota stracił obie nogi. Kolejną rzucającą się rzeczą ma być ponoć czarny, upośledzony Quaggan, uwielbiający rymować. Uzbrojeni w taką wiedzę śmiałkowie, którzy podjęli się tego zadania ruszyli w północno-zachodni punkt graniczny prowincji.
Beetletun
Punkty graniczne były oblężone przez uciekających. Teoretycznie każdy powinien być sprawdzany, jednakże przy takim natłoku istot, strażnicy nie byli w stanie tego robić. Kapitan garnizonu, który ku zdziwieniu uczestników, był asurą znalazł chwilę dla gildiowiczów. Kiedy usłyszał opis grupy, zamyślił się, aczkolwiek już po chwili jego mina zmieniła się. Potwierdził, iż przechodzili przez jego odcinek granicy, ale nie był w stanie sobie przypomnieć czy ktoś ich sprawdził. Bardzo możliwe, że przeszli bez sprawdzania. Poradził on również, aby Aiwe zaczęło swoje poszukiwania od hrabstwa Beetletun, gdzie zatrzymywała się większość uciekających w celach uzupełnienia zapasów. Poza tym małe hrabstewko zamieniło się obecnie w średniej wielkości miasto, w większości postawione ze wszystkiego co było pod ręką. Wyglądało niczym Canthowe slusmy.
Quaggan
W końcu wszyscy zainteresowani sprawą się zebrali. Wśród nich były cztery asury, norn, człowiek oraz sylvari. Zgodnie z radą kapitana poszukiwania zaczęły się w hrabstwie. Podejrzane były głównie trzy domy, bo według kolejnych zebranych informacji oddział było stać na wypożyczenie jednego w murach miasteczka. Właściwie do sprawdzenia były tak naprawdę dwa mieszkania, gdyż jedno z trzech zostało zajęte jako tymczasowy lokal lwiej straży. Bez Wrót mieli oni mało swojego miejsca, więc właściciel zgodził się bez gadania na odstąpienie im czterech kątów. Ekipa ruszyła więc do południowo-wschodniej części. Domek okazał się być zamknięty, a ze środka dochodziły odgłosy płaczu. Kiedy już dostali się do środka, odkryli tam dwie rzeczy. Lamentującego quaggana oraz martwego kodana. Ten drugi najpewniej popełnił samobójstwo, jednak ze słów quaggana szło wywnioskować, że został w jakiś sposób zmuszony do samobójstwa przez Spel, którą ten pierwszy nazywał ciągle "matką". Ciągle rymujący quagganin nie wyjawił czy ma w ogóle jakieś imię, lecz nalegał, aby członkowie LmA wzięli go na poszukiwania matki. W ten sposób usłyszeli pierwszą zagadkę.
Wodospad Cereboth
Drużyna szybko domyśliła się o jakie miejsce chodzi. Po dniu drogi dotarli w to miejsce. W samym rogu prowincji, tuż koło zamku seferytów znajdował się kompleks jaskiń w których od dawna panowały głównie szlamy, bazyliszki i trolle. Jednak przed samym wejściem dało się wyczuć przeogromną, chaotyczną moc. Dla magów była wyczuwalna już na wejściu, jednak im bliżej źródła się znajdowali, tym mocniej wkradała się w ciała każdego z uczestników. U samego źródła moc była tak duża, że dało się ją wręcz kroić w powietrzu, a jej niespokojne wichry szarpały ubraniami, pelerynami, jak też włosami gildiowiczy.
A w samym centrum stała ona. Taka jaką ją pamiętali, taka jak opisał ją koszmar. Uniosła się nad ziemią, miała szeroko rozłożone ramiona, a jej zasłonięte oczy zdawały się spoglądać gdzieś ku górze. Ataki nie przyniosły za dużo efektów. Kiedy każdy poczuł jak moc staje się stabilniejsza, mesmerka po prostu... Zniknęła. Za to obudzony quaggan stwierdził, że wie gdzie szukać matki. Tym sposobem Aiwe dostali kolejną zagadkę.
Thaumanowa
Również ta zagadka została rozgryziona niemalże natychmiast. Dzięki ilości nagromadzonej mocy, Loki bez problemu przeteleportował w tamtą okolicę całą ekipę. Biegiem pobiegli do reaktora, gdzie zastali widok zmasakrowanych ciał asury zajmujących się badaniami oraz stworów, które najwyraźniej przeszkadzały mesmerce. W najwyższym punkcie tej chłodnej strefy znowu czekała ona. W tej samej pozycji, zdawała się nawet nie spoglądać na członków ekspedycji. Bezpośredni atak Palvena zakończył się jego zmiażdżoną dłonią, a dalekie ataki ogniem Azy oraz Arveina, spowodowały tylko śmiech. Kiedy rudowłosa już miała na nich skakać, z dwoma mieczami w rękach, energia znowu się ustabilizowała, a ona zniknęła po raz drugi. Zadecydowano (mimo protestów quagganina, który znowu nie mógł zobaczyć matki, gdyż został schowany do plecaka), iż każdy najpierw dokładniej opatrzy swoje rany w siedzibie i dopiero tam zadecyduje się co dalej. Ku niezadowoleniu czarnego, związano go, po czym zamknięto w areszcie.
Kolejna zagadka
Quaggan od czasu zamknięcia przestał jeść i pić. Ciągle powtarzał to samo pod nosem. Praktycznie nie spał. Po tygodniu wyglądał jak cień samego siebie. Kiedy usłyszał, że poszukiwania zostaną wznowione na dniach od razu się rozpogodził. Dał się dotknąć, zjadł, napił się, po czym poszedł spać. Kiedy się obudził znowu zaczął powtarzać:
Ostatnie zdanie zawsze kończył szczęśliwym rechotem.
Platforma z kryształami
Z jego słów szybko ustalono o jaką platformę chodzi. Nie inaczej, następna wskazówka czekała na platformie XKV. Tam właśnie skierowali się wszyscy zainteresowani tematem. Z racji tego, że historia kołem się toczy i tam czekała na nich Zerwan. Znowu uniesiona nad ziemią zdawała się być nieobecna. Dopiero gdy ludzki wojownik, Ravillo, podszedł do niej wykazała większą aktywność niźli mówienie i zaatakowała, odrzucając go w tył. Wtedy też reszta postanowiła nie być dłużna, przez co zaczęła się trzecia już potyczka. Dzięki pomysłowi Zacka doszło do przełomu. Okazało się, iż kobietę można zranić, czego asura dowiódł wyrywając jej kolczyki elektromagnesem. To spowodowało furię mesmerki. Mniej więcej w tym samym momencie któryś z członków Aiwe odkrył, że niszczenie kryształów na platformie również powoduje jej wściekłość oraz zaburzenia w mocy szalejącej dookoła. W tym momencie zaniechano walki na rzecz niszczenia pozostałych kryształów. Po zniszczeniu ostatniego moc uspokoiła się, a rudowłosa po raz trzeci zniknęła. Wtedy też na platformę wkroczył quaggan, zasmucony faktem, iż znowu nie ujrzał swojej matki. Z chorowitą wręcz tęsknotą wymalowaną na pyszczku, wyrecytował ostatnią już zagadkę. Rozwiązaniem okazało się miasto obok siedziby Vigili, znane z najazdów centaurów.
Płomień duchów
Kiedy dotarli do miasta, chaotyczna energia zdawała się wciskać w umysły wszystkich. Domy były pozamykane, tak samo jak karczmy. Ludzie czuli, że dzieje się coś złego. Aiwe ruszyło od razu na szczyt wzgórza, górującego nad miastem. Na szczycie tym znajdowała się wieża, z rozpalonym na górze płomieniem. Od lat miejsce to było cmentarzem, gdzie duchy były wyjątkowo dobrze widoczne. Zawsze dało się tam dostrzec blade poświaty nieżyjących wojowników. Tym razem było tam cicho i pusto. Dosłownie nie dało się tam dostrzec ani żywego, ani martwego ducha. Na samym środku, zaraz pod wieżą unosiła się jedynie Zerwan, z pogardą gratulująca dotarcia do tego punktu. Wtedy też quaggan mógł w końcu zobaczyć swoją matkę. Jednak jego reakcja zadziwiła wszystkich. Na widok mesmerki ryboludź wydarł się głośno, uciekając gdzieś w dół. Jedynie dzieki szybkiej reakcji Arveina udało się go złapać, nim spadł na sam dół. Tylko sylvari mógł wypytać czarnego co się dzieje, bo reszta została zaatakowana czwarty raz. W wyniku potyczki został ranny tylko lukson, gdyż eteryczny miecz rudowłosej przebił jego ramię. Co więcej Gnomex prawie pożegnała się z życiem, kiedy nie mogła się ruszyć a za jej plecami pojawiła się Zerwan z dwoma mieczami w dłoniach. Gdyby nie nagłe ustabilizowanie mocy i moc która rzuciła kobietą w tył, asurka pewnie pożegnałaby się z życiem w bolesny sposób. Rudowłosa przez odrzut uderzyła potylicą w kamienny murek, tym samym tracąc przytomność.
Martwy quaggan, więcej zagadek
Arvein słowo do słowa wyciągnął z quaggan, że poszukiwania przezeń kobieta jest przede wszystkim starsza, nieco siwa i jak ujął to czarny, dostojniejsza. Nagle jednak coś zmieniło się w jego postawie, zdawał się nie być sobą. Evvi, który wybadał jego umysł od razu pojął, iż najzwyczajniej w świecie quaggan posłużył jakiemuś mesmerowi za komunikator.
Ze spokojem w głosie ryboludź oświadczył, że Aiwe wykonało dla niego kawał dobrej roboty, stabilizując cztery punkty mocy, w których moc była zbyt chaotyczna by nadawała się normalnie do użytku. Dzięki walce ustabilizowali punkty. Z rozmowy również członkowie gildii mogli dowiedzieć się o stosunku tajemniczej osoby do Zerwan. Była to nikt inny jak jej matka.
Wspólnie zadecydowano o przeniesieniu mesmerki do siedziby gildii, w celu przesłuchania jej. Łatwo też było dostrzec zmianę w jej zachowaniu po ocknięciu się. Cała agresja, arogancja oraz pewność siebie zdały się wyparować, a dziewczyna znowu stała się cicha, jak też trochę zagubiona w towarzystwie innych istot. Z jej zeznań udało się ustalić, że nie pamięta wiele, a na matkę (z wzajemnością) poluje od dawna. Powiedziała również, iż jest w stanie określić punkt kumulujący moc z czterech miejsc, jednak nie była go pewna w stu procentach. Jedynymi osobami z którymi podzieliła się swoimi przypuszczeniami była Gnomex oraz Evvi.
Finał?
Parę dni później Zerwan zniknęła kolejny raz. Po otwarciu drzwi do jej pokoju znaleziono jedynie krótką notkę, skreśloną nie najpiękniejszym pismem.
To moja wina, zakończę to. Przepraszam Was.
Notka w żaden sposób nie podpisana, jednak nie było wątpliwości kto ja napisał. W ten sam dzień w siedzibie zjawiła się członkini zakonu szeptów. Suchym tonem oznajmiła, że sprawa wedle zakonu stała się już poważna na tyle, aby się ujawniła. W skrócie opowiedziała o swojej znajomości tematu (która była duża, gdyż przyglądała się ona działaniom Aiwe od początku, czyli przesłuchania) i poprosiła o niezwlekanie ani dnia dłużej. Pozwoliła sobie na ustalenie terminu na następny wieczór, po czym zwyczajnie opuściła siedzibę.
Ostatnia walka

Finałowym miejscem całej sprawy okazał się być szczyt wyspy Dredgehat. Kiedy Aiwe dotarło prawie pod samą górę od razu dało się dostrzec zmiany, jakie zaszły w całej prowincji. O ile zawsze było to miejsce duszne, parne i ciepłe, teraz zdawało się być przeciwieństwem. Powietrze tym razem było rześkie, wszędobylskie muchy gdzieś się straciły, a słońce było przysłonięte przez ciężkie, burzowe chmury. Po niebie przemykały pojedyncze piorunu, pozostawiające za sobą głośne gromy. Poza zmianami w pogodzie po raz piąty niezwykła kumulacja energii, tym razem ani trochę nie chaotycznej, zalewała wszystko dookoła grupy.
U samego podnóża góry również było niespokojnie. Nieznany gildii oddział walczył ze zwiadowczą grupą Lwiej Straży. Członkini Szeptów prowadząca Aiwe okazała się przy tym zupełnie nieprzydatna w walce, aczkolwiek jej inny talent wręcz błyszczał. Okazało się, że czerpiąc z wszechobecnej energii, była w stanie wyleczyć praktycznie wszystkie rany. Tylko dzięki wsparciu gildiowiczy oddział Straży (a przynajmniej część) uszedł z życiem. Wycofali się pospiesznie, jak potem się okazało - po posiłki.
Członkowie jednak nie mieli zamiaru czekać. Widząc sylwetki na samym szczycie góry zaczęli wspinać się w tamtym kierunku, akurat by zdążyć zobaczyć jak starsza kobieta, szaleńczym głosem zamienia piątkę wojowników w ohydne twory, będące połączeniem mięśni, energii oraz dziwnych masek z szóstką oczu. Udało się to jej dzięki dwóm osobom, które klęczały pod jej nogami, nie dając oznak życia. Był to człowiek wyglądający na nekromantę, oraz Zerwan. Obydwoje byli pozbawieni oczu, a ich twarze zastygły w wyrazie bezmiernego bólu. Co gorsza zamienieni wojownicy okazali się być niezwykle trudni do zabicia, jak też niewrażliwi na większość zaklęć. Zdecydowaną zaletą była ich "inteligencja", która pozwoliła Aiwe zdobyć przewagę, po tym jak jeden z nich został wyeliminowany przez teoretycznie swojego. Sama walka była ciężka, ale warta niezwykłego finału.
Kobieta nie mieszała się w walkę, obserwując wszystko z bezpiecznej odległości. Kiedy już zaczynała krzyczeć pierwsze słowa jakiegoś zaklęcia, z szałem w głosie za jej plecami pojawiła się dziwna postać, niezwykle podobna do wojowników. Jedyna różnica była w kapturze, którym zasłaniała twarz oraz w kosie, którą dzierżyła w jednej dłoni, opierając ją o bark. Zdawała się szeptać, jednak słyszał to każdy który był na szczycie. Nazwała kobietę niegodną imienia pana, po czym jednym ruchem pozbawiła jej głowy.
Oddział Straży docierał właśnie do podnóża góry, kiedy cała sprawa była zakończona. Członki Szeptów kazała im szybko stamtąd znikać, obiecując że zajmie się wszystkimi formalnościami. Aiwe właśnie tak uczyniło, korzystajac z dobrodziejstwa portalu Evviego, który przeniósł ich do samej siedziby.
______________________________________
Strona gildii
Facebook
Rekrutacja: otwarta.
Prowadzimy ją na stronie pod zakładką /forum/