Wilkołaki sezon 3 (gra)

#UP zmieniłem tylko formę, za dużo Enterów.Mnie dziwi fakt, iż Hantus zmienił tak szybko zdanie, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki.Edit: #UpCo utwierdza mnie w przekonaniu, zresztą jak wiele osób tak myślało już wcześniej, iż Ty i Hantus jesteście wilkami.

Zmieniłem zdanie tylko dlatego że Cree przekonał mnie do swojej sprawy, a przecież przez Cree pięć osób ostatnio na mnie zagłosowało -_- więc gwarantuję ci że w zmowie nie jesteśmy. W każdym bądź razie głosu jeszcze nie oddałem, więc wszystko może się zmienić

Ja z kolei głosuję na Madiriusa. Teraz upewniłem się w swoim przekonaniu.

shiptreecopy.jpg

Nikt nie spodziewał się jego przybycia. Czy to przekrzykujące się mewy, tak nagle zamilkłe, gdy zza horyzontu wyłonił się jego obły kształt, ciągle i ciągle powiększający się i rosnący z minuty na minutę, kołysząc się i tańcząc na ciemnoniebieskich morskich bałwanach, zbliżał się do portu, niczym człowiek na skraju życia spotykający się oko w oko ze śmiercią. Nieubłaganie i nieustannie. Tak samo i słońce, zmieniwszy barwy na te odpowiedniejsze dla wieczoru, zdziwiło się, gdy ciemna sylwetka okrętu stanęła przed jego świetlistym wzrokiem. Pierwsze gwiazdy, a także nietaktownie punktualny księżyc podzielali to uczucie, a więc skoro takie wszechistnienie doznało tego niepomiernego uczucia, jak w tym przypadku czuć się musieli wszyscy ludzie zamieszkali na wyspie?

Obdarte z człowieczeństwa wraki, przywdziane w ludzkie powłoki, ze ściągniętą skórą i błądzącymi szaleńczą oczętami, które wdziały już niejedno. Ciągłe napięcie i atmosfera strachu odcisnęły swe piętno na powierzchowności wyspiarzy, ale to co niewidoczne dla ludzkiego wzroku, stan psychiczny, zdawał się być w jeszcze gorszej kondycji. Dlatego też, kiedy pierwszy z wyspiarzy dojrzał majaczący w oddali okręt, krzyknął radośnie czym zasiał w porcie atmosferę radości, triumfu i oczekiwania, które miało w sobie pewien osobliwy urok naznaczony ulgą. Lecz nadzieja szybko uciekła z oczu wyspiarzy, a na jej miejsce wkroczyły rozpacz i charakterystyczne dla nich przygnębienie. Uśmiechy machinalnie zamieniły się w nic nie znaczące grymasy i pomyśleć, że te wszystkie fale uczuć i ludzkich emocji rozchodzących się po całej ich gammie, spowodował jeden tylko statek, najpierw bezimienny, niezidentyfikowany, potem spowity czarnym, obezwładniającym odorem swej własnej legendy. Więc gdy okręt przybił do portu i zacumował, nikt już się nie cieszył, bo czy wioskę mogło spotkać coś gorszego niż przybycie Bladego Lica?

Dziwne to było, kiedy do portu zawitała mgła, zalegając nawet w najciemniejszych zakątkach wyspy. Miała w sobie coś złowrogiego, nieprzeniknionego. Zdawało się, że to sam okręt wyrzygiwał s siebie kłęby obłoku.

I gdy otwarła się klapa, a rampa została spuszczona, żeglarze zaintonowali najsmutniejszą pieśń, jaką zrodził ten świat. Pochodząca z samych głębin morskich, zawierająca w sobie beznadzieje utraconej siły, tęsknotę straconej miłości czy nawoływanie olbrzymów uwięzionych w bezwzględnej pułapce czasu. Odległe, niskie krzyki rozchodzące się gdzieś na granicy świadomości, zawierające w sobie obietnice, które nigdy nie zostaną spełnione. Kapitan statku, wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, schodząc po drewnianej rampie, ciągnął za sobą na wpół sprawną, prawą nogę, dwukrotnie chudszą od jej lustrzanej siostry. Krocząc zdawało się, jakby wybijał rytm pieśni śpiewanej przez swoich podwładnych i gdy stanął już na szerokim molo, głosy się urwały i nastała dojmująca cisza, którą mężczyzna zdawał się napawać. Zaległa groza i pełne wyczekiwania napięcie, czyli warunki, w których kapitan Bladego Lica zdawał się czuć najlepiej.

- Witajcie – rzekł wreszcie, a glos jego, niski i zachrypły od prawdziwego, morskiego rumu, przeciął ciszę niczym doskonale wymierzona strzała o grocie zrodzonym do zadawania bólu. – Nazywam się Dzz Vandenvil, ale zwą mnie Czarny Mór. Pewnie to dlatego, ze gdziekolwiek się pojawię, pozostawiam za po sobie śmierć, lecz to nie jest prawdą. Przynajmniej nie dziś, bo jak słyszałem, a jak dziś naocznie się przekonałem, to mnie zastałą dziś śmierć. Jesteście zdziesiątkowani, a zaraza, która was spotkała gorsza jest od samej dżumy. – nie przerywając, Dzz kroczył po spróchniałych deskach mostu ku stałemu lądowi, gdzie już czekał na niego szpaler utworzony przez wyspiarzy i kiedy znalazł się pomiędzy nimi, mówiąc patrzył im głęboko w oczy, jakby chciał wejrzeć przez nie w głąb człowieka, tak daleko, gdzie mieszkała już tylko dusza, ciemna albo jasna, skażona bądź czysta. – Złe dla was czasy nastały, drodzy przyjaciele, lykantropia gorsza jest od dżumy, bo w tym drugim przypadku przynajmniej wiecie, przeciwko komu walczycie, a w waszym przypadku brat nie może wierzyć bratu, a dziecko własnej matce. I tak patrząc na was me serce pęka z żalu, dlatego chce wam pomóc. Tak jest, właśni ja, Czarny mór, kapitan na statku, który zbudowany został na krańcu świata, po drugiej stronie granicy istnienia, właśnie ja, ten sam, który powity został przez spienione odmęty oceanu, tak jest, chcę wam pomóc! A jak, pewnie zapytacie mnie? – Po tych słowach, Dzz wyciągnął z kieszeni mały, drewniany stolik, który nadawać by się mógł jedynie jako wyposażenie domku dla lalek. – Oto magia, moi drodzy.

Kapitan pstryknął palcami lewej ręki, a miniaturowy mebel, w kanonadzie iskier i syczenia przypominającego gaszenie pochodni w zimnym kuble wody, począł rosnąć i kiedy osiągnął już rozmiary przeciętnego stołu kuchennego, Czarny Mór ponownie użył swych palców, tym razem prawej ręki i w jednej chwili na meblu rozsiadło się pięć fiolek z gęstym, wyrazistym płynem. Każde z naczyń zawierało miksturę w innym kolorze, a były to patrząc od lewej:

- zielona

- czerwona

- niebieska

- różowa

- czarna.

- No i jak panowie? Pohandlujemy?

tekst by Dzz

wtf? czym handlować ocb?

Każdy z nas musi wybrać miksturę. Każda mikstura oznacza coś innego

ahh to w takim razie wybieram miksturkę koloru niebieskiego

Wybrac jak wybrac, drodzy panowie, ale ja ich za darmo rozdawac zmiaru to nie mam.

a co powiesz na moje wspaniałe ciasto ananasowe oraz 36 srebrników?

Czy ja wygladam na czlowieka, ktory odda magiczna miksturke za kawalek ananasa, ktory bez problemu moge samodzielnie zebrac? Prosze cie, ty chyba starasz sie mnie obrazic, a moze ja wygladam malo powaznie?

hmm. Tak więc za niebieska miksture zapłacę ci 30 sztuk złota

Więc czego żądasz?

Oddam Ci w zamian swojego brata. Zawsze przyda Ci się dodatkowa para rąk do pracy.

Malo, Madiriusie.

Moze zauwazyles, ze mam problemy z noga, obumiera bidulka, a na dniach wydaje mi sie, ze juz calkowicie strace w niej sile i pozostanie tyko amputacja.

Moze oddasz mi swoja noge, a w zamian dam ci swoja... I oczywiscie jedna z miksturek.

Raven, oddac to mozesz mi siebie.

Dzz kiedy ja miałem chorą nogę eddard stworzył dla mnie bardzo dobre lekarstwo. moge ci dac i to lekarstwo oraz 50 sztuk złota

Moge się poświęcić, ale jak ktoś chce mam miksturę przeciwbólową. Wygląda na to, że nikt. Ktoś ma miecz?

Madriusie, to gowno, to co najwyzej miksturka na dobra sraczke, jesli wiesz co mam na mysli. Noga albo nic.

Echhhh a co tam.I tak pewnie niedługo zginę więc za zieloną miksture oddaje Ci swą w pełni zdrową nogę.

To kto oddaje nesquik, czy ja? Ty zdecyduj Dzz.

tak więc oddam ci swoją nogę, jeśli załatwisz mi jakąs porządną drewnianą protezę (będe w niej wyglądał jak pirat) oraz dasz mi niebieską miksture

Nesquicku, akceptuja twoja oferte, masz taka ladna, umiesniona noge. Zielona mikstura jest Twoja.